środa, 8 stycznia 2014

Najdłuższa mila

Kolejny dzień tłumaczę Borowskim, że załatwianie się na dworze wcale nie jest takie fajne. Ech, dziś udało mi się jedynie zrobi 3 kałuże w domu, reszta niestety na świeżym powietrzu. Oby jutro było lepiej. Pracowaliśmy dziś z Panem nad sprzątaniem domku.

Ciągle wskazywałem mu miejsca wymagające poprawek. Tu jest pyłek, a tu nie umyłeś podłogi. No co on by zrobił, gdyby nie ja? Kiedy ciężka praca została wykonana ja pogrążyłem się w błogim śnie. Zaraz po pobudce postanowiłem się pobawić na świeżo wysprzątanej podłodze.

Oczywiście moja zabawa nie pozostała bez szkody na czystości podłogi. Wszędzie leżały kawałki sznurków i paprochy. Na szczęście to nie była moja wina, to wszystko zrobił ten sznurek, ja sobie spokojnie cały czas siedziałem przy kanapie, a tak w ogóle to mnie tu w ogóle nie ma. 
No dobra właśnie kładłem się spać. Drzemka w końcu jest potrzebna po męczącym odpoczynku przy kanapie. Wszystko byłoby fajnie, ale nagle Pan się ubrał i zmusił do wyjścia. Odszukaliśmy Panią i udaliśmy się do pysznego sklepu. Tam było tyle smakołyków dla mnie; kosteczki, uszka, ciasteczka i przysmaki, a oni kupili worki - worki na kupy. Takie marnotrawstwo zasobów. Nic nie mogłem spróbować, bo zostałem tam wniesiony. Tak mi się wydaje, że zrobili to specjalnie. Po wyjściu byłem pewien, że już wracamy, ale nic bardziej mylnego. Szliśmy przez rondo, wzdłuż ruchliwej ulicy pełnej nowych zapachów i hałasów. Po drodze spotykaliśmy wielu ludzi, jedni się zachwycali, drudzy mnie ignorowali. Oczywiście nie rozumiałem tego i mam nadzieję, że ci drudzy zostaną skróceni o prawą nogę. Maszerowaliśmy tak i maszerowaliśmy, czasami podbiegłem, czasem przystawałem i doszliśmy na miejsce. Weterynarz okazał się naszym celem. W poczekalni poznałem śmiesznego pieska. Biały, malutki kudłacz z jęzorem wywieszonym do ziemi, który drżał jak osika. Próbowałem go pocieszyć, ale on w ogóle mnie nie słuchał i gdy tylko otworzyły się drzwi do poczekalni to próbował uciekać. Ludzie którzy zjawili się z małym czarnym pieskiem na rękach śmiali się z moich zmarszczek. Wypraszam sobie, jakich zmarszczek? Przecież jestem młody i uroczy, a w dodatku Pan mówi, że mam skórę jak pupa niemowlaka po 6 godzinach w wodzie. To chyba dobrze prawda? Wszystkie zachwyty nad moją psiowatością przerwało otwarcie drzwi do gabinetu. Tam miły Pan weterynarz, którego już poznaliście, przywitał się ze mną i pozwolił mi się zważyć. Muszę Wam przekazać, że mojej słodyczy i urodziwości jest coraz więcej, bo waga wskazała 10,7kg w szelkach. Oczywiście weterynarz ocenił moim rozwój na 6+ i dał moim Opiekunom przekąskę dla mnie. Dziś wizyta była krótka, ale zapowiedziałem się na za tydzień. W drodze do domku byłem już bardzo zmęczony, ale nauczyłem się już schodzić z trzech schodków. Dziś one, jutro cały świat! Pan musiał mnie wziąć na rączki na kilka chwil, abym się zregenerował i dalej mógł biec. 
 tu już wyczerpany pod samym domkiem
tu też

W domku dostałem wspomnianą wcześniej przekąskę. Była średnio dobra i taka klejąca, ale oczywiście zjadłem ją z apetytem - w sumie jakby to był papier posmarowany niczym to też bym zjadł z apetytem. Pobawiłem się chwilkę przepysznym wędzonym uszkiem, zjadłem swój trzeci i ostatni posiłek i poszedłem spać. 
to ja i uszko

Taki długi spacerek dla tak starego pieska jak ja, to naprawdę wyczerpujące zajęcie. A z moich obliczeń to przeszedłem jakieś 1000435566534535467 kroków, czyli jakieś 3 kilometry. Jeśli to ma być prezent z okazji moich urodzin, to ja dziękuje. Bo muszę Wam powiedzieć, że dokładnie dziś kończę 3 miesiące. Oczywiście nie robię żadnej imprezy z tej okazji, ale to nie powinno Wam przeszkadzać w dostarczaniu mi prezentów, na które oczywiście czekam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz