poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ciężkie życie bassecika

Czasami już naprawdę nie wiem, co mam począć. Czego bym nie robił, Oni są niezadowoleni. Ile można wytrzymać? A ja się naprawdę staram. Przychodzę do Pani, i bardzo grzecznie wylizuję jej rączki. No dobra, czasem omsknie mi się kiełek i troszkę mogę Ją dziabnąć. Ale poważnie - odrobinkę. A tu się zaraz zaczyna - odpycha mnie, robi obrażoną minę, woła fe, pokazuje to ustrojstwo - kaganiec. Czasem, gdy ma pod ręką, bierze taką zabawkę, co niby powinna mi czyścić ząbki, ale - tak sobie myślę, ma służyć jakimś torturom bassecika. Poważnie. Nic w tym przyjemnego. Ale grzecznie zaczynam ją gryźć, w końcu to ma być niby jakaś kara. Za TAKIE niewielkie dziabnięcie. Nawet przecież krewka nie poleciała, nawet śladu nie ma... nie wiem o co tyle hałasu. Codziennie więc daję im do zrozumienia, że jak nie chcą, bym ich lizał po rączkach, to muszą się ich pozbyć. Po co Nam taka zabawka, której nie wolno dotykać? Głupota!

I jeszcze Im się nie podoba, jak czasem popuszczę. Szczególnie jak zrobię to w pokoju. Jakoś przedpokój i kuchnia ich tak nie boli. Ciągle wołają: TYLKO NIE NA PAAANNNEEEELLLEEE! Nie wiem, co to te paaaaanneeeehdufhjvn, ale chyba coś cennego, skoro tak nawołują. Szkoda tylko, że basseciki mają wyśmienitą, ale krótką pamięć. Nigdy nie wiem, gdzie te paaanehdfjhfnxmcn się znajdowały. Kuchnia? Przedpokój? Dla bezpieczeństwa idę pod to zielone udekorowane drzewko, opróżniam pęcherz i... zaś słyszę ten sam tekst. No tak - to w pokoju miałem nie siusiać.

co to są te panele?




W związku z tymi częstymi krytykami (niewątpliwie skutkującymi licznymi krzykami, hałasem, uniesionymi rękami), postanowiłem się wyciszyć i przemyśleć kilka kwestii. Na szczęście Pan przeniósł w nocy moje legowisko, teraz spokojnie mogę wyciszać się z Nimi w salonie. Od czasu do czasu więc podnoszę mogę cztery zgrabne łapy i robię obchód - obwąchuję łapki, sprawdzam czy już wróciłem do łask, czy mogę coś podgry... znaczy polizać. Potem wychodzę z Panem, albo Pani wsypuje mi coś do miski i przez 30 sekund mam pełen brzuszek. O tak przykrych sprawach jak porzucanie mnie rano na 5652356 godzin wspominać nie będę. Nie warto. W końcu wtedy to nic - tylko się na nich gniewam i śpię.

Dobra, coś się mnie dziś słowa nie trzymają. Zresztą, jest kilka psot, których dziś jeszcze nie zrobiłem. Może dziś strącę pyszczkiem szklankę z napojem i zaleję wszystkie piloty? Hm, to całkiem ciekawa perspektywa. Takich życzę sobie więcej i mam nadzieję, że i Wam ich nie zabraknie.

Poniżej kilka fotek zrobionych dziś po tajniacku przez Pana. Może któraś przypadnie Wam do gustu.

Tu ja na legowisku, w salonie

Tu przymknęło mi się oczko

A tu twardo próbuję nie zasnąć...

No i się nie udało... 

... śpiocham...

...bardzo, bardzo mocno... przez chwilunię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz