czwartek, 9 stycznia 2014

Budzik

Ostatnio zauważyłem, że kiedy sporo pośpię za dnia, to w nocy, w nagrodę, Pan zabiera mnie na spacerek. Lubię te nocne wyprawy - jest cicho, spokojnie, po pobliskiej drodze nie jeżdżą samochody, a na trawniku nie ma nikogo, więc spokojnie mogę załatwić swoje potrzeby fizjologiczne - tak, muszę się Wam przyznać, to się staje dla mnie coraz bardziej naturalne - kupka i siku - na dworze. Nie powiem, nie zawsze udaje mi się wytrzymać, aż Pan się zorientuje, że już czas wyjść. Więc popuszczam, bo ile można czekać? A potem zostaję wyniesiony na balkon. Nie czuję, żeby to było uczciwe podejście - w końcu to nie moja wina, prawda? Ale Oni jakoś nie potrafią tego zrozumieć. Ale wracając do tematu, od którego przez przypadek udało mi się zboczyć - wychodzenie na dwór w nocy jest super. Kiedy tylko uda mi się coś "zdziałać", Pan zaraz wyjmuje takie nieduże, świecące coś i przygląda się dokładnie produktowi końcowemu. Nie wiem jaką przyjemność w tym ma, bo nie ukrywajmy, odrobinę od tego zajeżdża, ale cóż... nie będę mu bronił. Jak lubi - niech ogląda i wącha. Niech zna łaskę Pana.

Niestety na nocnej pobudce się nie kończy. Fajne są również poranne spacerki. Ale nie takie, które odbywają się wówczas, gdy Pan i Pani wstanie. O nie, co to, to nie. Fajne są takie, gdy dopiero świta i to ja wyciągam Pana na dwór. Takim deeeeelikatnym pojękiwaniem. Przetestowałem już kilka tonacji i wiem, że takie delikatne, ale jednostajne i wytrwałe wołanie powoduje, że Pan wstaje i się ubiera. Po chwili w mojej samotni pojawia się Pani, która wyciąga mnie z kojca (wcale nie próbuję sam się z niego wydostać, jeśli ktoś Wam tak powiedział, to próbował Was oszukać!!!) i przekazuje Panu. Już po chwili spacerujemy pod blokiem i ponownie - nikt, absolutnie nikt nam nie przeszkadza!

Jak się można spodziewać, nie wszystko w ciągu dzisiejszego dnia było takie kolorowe i wspaniałe. Dziś zostałem porzucony przez Nich. Podobno poszli do pracy. Nie zawieźli mnie do Freda, tylko bezczelnie zostawili w domu. W dodatku z włączoną kamerą. Udało mi się przechwycić film z Ich nieobecności. Możecie obejrzeć go poniżej. Pokazuję go tylko Wam, nie chcę, by Państwo wiedzieli, że jestem w jego posiadaniu, więc Ciiiicho!

Potem to już było jak zwykle. Wrócił Pan, nakarmił mnie, a potem razem posprzątaliśmy mieszkanie. Nie wiem jak to jest, ale Oni ciągle sprzątają! Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Czyżby byli brudaskami i bez końca robili bałagan? Bo ja przecież nie mam z tym nic wspólnego. 

Później wróciła Pani, chwilę się potarmosiłem z nią, a potem poszedłem spać (dobra, raz czy dwa zostałem wystawiony na balkon). Później na chwilę pojawił się u nas ten miły Pan, dzięki któremu poznałem Franka. Pozwoliłem mu się pogłaskać i On zaraz zniknął. Muszę przyznać, że byłem tym wszystkim wyczerpany, więc wybrałem się do wyrka. W końcu po północy muszę wstać, by móc w spokoju wyjść na spacer, podczas którego nikt mi nie będzie przeszkadzał.

Poniżej kilka fotografii z dnia dzisiejszego:
Tu bawię się czapeczką

Tu poszukuję jedzenia

A tu... no cóż... Czy wspominałem Wam, że poznałem bardzo miłą piłeczkę?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz