sobota, 12 kwietnia 2014

Znaki

Piąteczek, a zaczął się jak zwykle. No, może nie do końca, bo niespokojnie się kręciłem w łóżeczku i w końcu z samego rana zmoczyło się to i tamto. Ech, na szczęście moi Borowscy wykazali się odrobiną wyrozumiałości. Spacerek i śniadanko, wszystko szło w jak najlepszym porządku. Już się cieszyłem, że wspólnie spędzonych chwil, w końcu piąteczek. Na ale oni sobie poszli i to jeszcze wcześniej niż zwykle. Zresztą wrócili  też później. Długie godziny oczekiwania spędziłem na spaniu, zabawie kosteczką i gmyraniu przy wiszącym wysoko płaszczyku Pani.

Pan wrócił z pysznie pachnącymi zakupami, ale nie miałem czasu ich oglądać, bo śpieszyło mi się na dworek. To nie był jakiś tam zwykły spacerek, ale bardzo długi i wyczerpujący spacer, na koniec którego odzyskaliśmy Panią z okowów pracy. Spacerowaliśmy sobie to tu, to tam.
o, trawka za blokiem
trawka z drzewkiem, również za blokiem

Pokręciliśmy się wokoło sklepu i wróciliśmy do autka po Parasol, bo jakoś tak się chmurzyło. Teraz byliśmy już gotowi iść po Panią. Całą drogę starałem się złapać tę parasolkę, ale się nie udało. Nie pomagało gryzienie Pana po butach i nogawkach, mało tego, to wywoływało w nim tylko złość. Koniec końców po dość długim czasie dotarliśmy na koniec miasta, do pracy.
symbolicznie opuszczam rodzinne strony

Ponieważ, jeszcze było trochę czasu do godziny zero, postanowiliśmy z Panem się przejść dalej i pozwiedzać okolice. Polną ścieżką obeszliśmy pracę. Pełen nowych zapachów i trochę straszny obszar wzbudzał moją wielką ciekawość. Był straszny, bo szczekał tam taki straszny Piesio - przyznam się, że jeszcze nigdy tak szybko się nie ewakuowałem. 

Mało tego, muszę Wam powiedzieć, że jeden z piesków z pracy, z którymi ja dzielę się swoim jedzonkiem i sowimi przysmakami, dziś mnie bardzo obszczekał przez płot. Zupełnie nie wiedziałem dlaczego, przecież ja jestem taki cudowny. Koniec końców zbliżała się godzina 0, a więc mogliśmy już iść po Panią. Niestety dziś długie godziny spędziłem na czekaniu na nią. Drzwi zamknięte i pozostało mi tylko czekanie.
kiedy Ona wyjdzie?
no ile można czekać ?
weź idź po Nią, albo ja pójdę!
idę!

W końcu wyszła i dziarskim krokiem udaliśmy się do domku. Nie minęła chwilka, a już mieliśmy gościa. Miła ruda pani nas odwiedziła, a więc ją napastliwie przywitałem. W ogóle to często podpadałem i skończyłem w kagańcu.

Dostałem zadanie, trzeba było kupić cukier puder. Tak więc udaliśmy się z Panem do sklepu. Była to droga długa i niebezpieczna. No może trochę przesadzam, ale dreptaliśmy powoli, przez moje gryzienie smyczy i nogawek Pana. Droga powrotna to również niezły ubaw, bo pod blokiem byłem bez smyczy i wyczaiłem kosteczkę, o którą potem sprzeczałem się z Panem. W końcu wróciliśmy, w sam raz by pożegnać gościa, który zostawił na głowie mojej Pani śmieszne świecące karteczki.

W domku Państwo, znaczy przede wszystkim Pani, zabrała się za przygotowanie jakichś pysznych potraw ze swoim popisowym torcikiem. W tym czasie ja to pomagałem, to psioczyłem z zabawkami. Niestety wszystko się skończyło, gdy ja podkradłem niepilnowaną czekoladę ze stołu. No przecież, wiadomo, że niepilnowane jest moje. Ja przecież chciałem tylko jeden kafelek, no może wszystkie, a bura była taka jak bym zjadł cały wagon czekolady.

Po jakimś czasie nieodzywania się do mnie, postanowiłem jakoś uspokoić Pana. Przynosiłem mu wszystkie swoje zabawki licząc, że w zamian za prezent się pogodzimy. Nie pomagało, odbierał moje przeprosiny jako przeszkadzanie i mnie odganiał. Załamałem się i postanowiłem się ukarać spaniem.
moja drzemka przed snem. Przecież trzeba wypocząć przed snem

Na sam koniec dnia jeszcze mały spacerek z Panem, tak na wszelki wypadek by nie pojawiły się jakieś niekontrolowane przecieki. Koniec końców lubię te nocne spacerki, choć wyrywają mnie z nieprzytomności snu. Tak więc nie wiem czemu potem się dziwią, że sprawdzam jak im się zasypia. 

Już świta, więc kończę pisać, bo zaraz się obudzą i będą krzyczeć, że siedzę przy kompie, a nie śpię!
Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz