Środa była jak zwykle bardzo specyficznym dniem tygodnia. Samotnie spędzone przedpołudnie pozwoliło mi na przemyślenie kilku spraw. Po pierwsze to ledwo dwa dni tygodnia minęły, ale już tylko dwa dni i będzie piąteczek, a więc weekend zbliża się wielkimi krokami. W sumie jak to mówi mój Pan "już tylko dwa dni, więc nie ma się co brać za robotę". Przez to wszystko jestem w takim zawieszeniu. Cieszyć się, już czy jeszcze smucić? Po drugie obserwowałem ostatnią murarską pracę mojego Pana i muszę powiedzieć, że jak bym miał narzędzia, to na pewno bym to poprawił, ale On szczwany schował to na balkonie. No nic jak przyjdzie to mu nagadam, a raczej naszczekam. Po trzecie kosteczki, które mi zostawili były bardzo dobre, ale zdecydowanie było ich za mało, a co za tym idzie chciałem ich zdecydowanie więcej - jak wstaną to im nagadam!
W końcu łaskawie wrócił Pan i pobiegliśmy od razu na spacer. Z całego podekscytowania zapomniałem wspomnieć o murarce, no ale najważniejsze, że mogłem się swobodnie wysiusiać na swój ulubiony trawniczek. Ech, pobiegałem trochę za buteleczką, ale ze względu na panującą mokrość trawy i wilgotność powietrza jakoś nie miałem nastroju na zabawy. Wróciliśmy więc tak szybko jak wyszliśmy. W domku trochę się posiłowaliśmy ze sznurem i zjedliśmy obiadek, znaczy ja zjadłem, bo Pan wcześniej wszamał kanapeczki i okrutnik się nie podzielił.
Ja też się nie podzieliłem, więc miałem sporo sił do sprzątania. Zabraliśmy się za odkurzanie, oczywiście starałem się być głównym operatorem tego ustrojstwa.
to mnie chce zeżreć, ratuj mnie!
Na szczęście zostałem uratowany. Sprzątanie dokończyliśmy już bez żadnych spektakularnych ekscesów i polecieliśmy po Panią, z buteleczką i przez łączkę.
no rzucaj tę butelkę, na co czekasz
ej no dawaj! rzucaj ją, bo zaraz się w sobie zamknę
Na całe szczęście Pan nie chciał zobaczyć, jak wyglądam zamknięty w sobie i rzucił, a ja za nią pobiegłem jak rakieta, jak szczała!
mam ją i już niosę!
gryzę ją
gdzie ta butelka?
Po dłużej chwili tropienia załamałem się, bo mimo moich fenomenalnych zdolności węchowych i tropicielskich butelka wsiąkła bez śladu, a ja nie wiedząc co robić udałem się po ratunek do Pana
Pan zamiast mi pomóc, oznajmił jedynie bym szukał, więc poszukałem jeszcze, jak na poniższym zdjęciu, ale w dalszym ciągu nie znalazłem.
Tak więc Pan oznajmił mi, że już się zbieramy, skoro ze mnie taki tropiciel jak ze świni komandos, podniósł butelkę z ziemi i poszliśmy - skąd on ją wziął, jak ją znalazł?
W drodze spotkaliśmy wesołego labradora i polecieliśmy dalej. Odebraliśmy Panią i czas na drogę powrotną. Ja ciągle próbowałem złapać butelkę, którą Pan miał w ręku, skakałem, jak żabka, jednak bezskutecznie. Znowu niemal w tym samym miejscu spotkałem się z wesołym labradorkiem z tym, że dreptaliśmy w przeciwną stronę. Poszliśmy do sklepu, ja oczywiście zostałem sam przed sklepem, sam wśród pokrzyw, na szczęście z buteleczką. Szybko wróciliśmy i zabrałem się za przeszkadzanie im w obiadku. Jak oni się wściekali, jak się denerwowali, a przecież wystarczyło by mi oddali Swoje talerzyki i byłoby po krzyku. No nic, Pani nagle zabrała się za otwieranie swojej paczuszki. Okazało się, że jej zawartość była fioletowa i w dodatku służyła do prostowania ubrań! Tak więc Pani niemal od razu zabrała się za prostowanie ubrań rozstawiając nową deskę i korzystając z nowego prostowacza. Koniec końców tak zleciało jej aż do późnej nocy. Ja tymczasem bawiłem się ze swoim pieskiem, byłem na deszczowych, a wiec i krótkich spacerach. Zrobiła sobie Pani jedynie przerwę na kolację. Znowu gofry, a więc na słodko. Ja nic nie dostałem choć prosiłem. Wróciłem więc do zabawy ze swoim psem, potem z sznurkowym gryzakiem i w końcu zabrałem się za obgryzanie kosteczki - niewiele z niej już zostało.
Dzień kończyłem jak zwykle. Borowscy jeszcze coś tam robili na komputerach, wybierali jakieś obroże, kagańce i smycze - kto wie po co im to? Ja zacząłem już szukać swojego miejsca.
może pod kwiatkiem. Styl dżungla
może w legowisku. Styl jak w domu
może przy głośniczku. Styl disco lub roboty drogowe
Tak kręcę się w kółko co 5 minut i trwa to do czasu, aż moi Borowscy nie pójdą do siebie do sypialni. W końcu w środku nocy poszli po rozum do głowy i nakryli się kołderkami. Ja tylko zerknąłem, czy wszystko jest ok i jak długi wyłożyłem się w legowisku, które jak co noc jest lekko przesunięte bym ich widział. Mam nadzieje, że noc minęła Wam tak ja mi spokojnie i Macie siłę na nowy dzień -jak ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz