środa, 2 kwietnia 2014

Zawsze na 200%

Witam, nawet Sobie nie wyobrażacie ile dziś musiałem zrobić. Po pierwsze od rana spacerek, krótki ale bardzo intensywny, potem szybkie śniadanko. Borowscy zjedli swoje i widać było wyraźnie, że mają zamiar zaraz wyjść i zostawić mnie samego w domku. Na szczęście cały czas samotności nie został przeze mnie zmarnowany. Ot, po prostu musiałem obgryźć kość, pobawić się zabawkami i spać. Może się wydawać, że to jest takie proste, ale co to, to nie! To ciężka praca wymagająca wiele uwagi, skupienia i dokładności. Powiem Wam, że to jest strasznie męczące. Mało tego, gdy przyszedł Pan to od razu mieliśmy misję. Trzeba było zanieść do Pracy Pani jakieś śmieszne kolorowe foremki do babeczek. Niby nic wielkiego, ale to przeszło 500 metrów spaceru, pod górkę, z wiatrem i słońcem w oczy! Na szczęście się udało, a całą drogę tylko słyszałem od Pana: skończyły się worki, więc uważaj! Tak bardzo uważałem, że potem do sprzątania Pan musiał wykorzystać znaleziony kubek z pewnej restauracji z klaunem i kijem. Ten mój Pan jest bardzo pomysłowy, przy okazji stworzył najpotężniejsza broń na świecie.
Niestety zamiast ją wykorzystać do opanowania świata, po prostu wyrzucił. Teraz pewnie jakiś złoczyńca przejmie ją i podbije jakiś kraj! No nic, zniesmaczony tym faktem poszedłem dalej troszkę obrażony. Nie wracaliśmy, musieliśmy iść kupić wspomniane wcześniej worki. W pierwszym sklepie było za mało, w drugim było za mało. No po prostu cały świat przeciwko nam. Misja ta zakończyła się niepowodzeniem, więc przeszliśmy do realizacji kolejnego zadania. Dodam, że już kilka ładnych kilometrów przeszliśmy. Tym razem dobieraliśmy paczkę z żółtej skrzynki z wieloma drzwiczkami. To zadanie udało się wykonać i mogliśmy wracać. No, dreptaliśmy do domku w najlepsze, gorąc, skwar i zmęczenie, nie wspominając już o tym, że pod górkę, że wiatr i słońce w oczy! Przy rondzie poszliśmy jeszcze raz w stronę sklepu z workami na kupki i w połowie drogi moim bystrym i sokolim oczkom ukazała się Pani, z woreczkami na kupki. No więc to prawda z tym przysłowiem, że gdzie Furiatek nie może, tam Pani załatwi.

Razem szczęśliwi zakupiliśmy jeszcze kilka rzeczy w pobliskim sklepie. Znaczy oni zakupili, a ja czekałem w wiadomym miejscu. Jak widziałem, że się zbliżają z zakupami to już się szykowałem i gdy się zbliżyli, zacząłem jak zwykle szczekać - to instynkt, to radość, ba, to nawet złość i żal, to wszystko razem wymieszane jak w kociołku. Ze względu na tak aktywny dzień nie było czasu na zdjęcia, filmy czy też kolaże. No dobrze pod domkiem, jeszcze daliśmy picu autku. Uwierzycie, że wyżłopał 5 litrów wody pachnącej płynem do mycia naczyń? Też chciałem spróbować, ale mi nie dali! Jeszce zahaczyliśmy z Panem o piwnicę, a tymczasem Pani szybko czmychła do domku nie czekając na nas. W domu po prostu mówię wam - bałagan, bród, w sumie jak w psiej budzie. Kto to widział mieszkać w takich warunkach, nie wiem kto doprowadził to mieszkanie do takiego stanu. Może to Pani, w końcu była troszkę przed nami! Ech, ja szybko się napiłem.
to jedyne zdjęcie, jakie dziś zostało mi zrobione

Jeszcze zjadłem i zaczęliśmy sprzątać. W ruch poszedł odkurzacz, potem parownica i znowu odkurzacz i znowu parownica. To ostatnie bo ktoś narobił śladów, które na pewno należały do jakiegoś wyjątkowo paskudnego i złośliwego psa! Ech, ciekawie gdzie on się podział.

Do wieczorka to sobie poleniuszkowałem, spokojnie obgryzając kosteczkę i pomagając Panu w naprawie komputera. Przede wszystkim sprawdzałem jakość kabli ząbkami oraz co nieco szczekałem, gdy coś źle kliknął. No dobrze, ostatni spacerek za mną, dodam że owocny w 200%. W końcu były worki, mogłem zaszaleć. Czas spać. Będzie czas na przemyślenie, co Borowscy by zrobili beze mnie? Jak Oni żyli, zanim zaszczyciłem ich swoją obecnością? To i pewnie wiele innych moich pytań pozostanie bez odpowiedzi. Do ugryzienia! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz