Wczoraj stała się rzecz niesłychana. Pan został w domku ze mną. Po śniadaniu i po pożegnaniu Pani jeszcze się zdrzemnęliśmy, ja w swoim legowisku, Pan na kanapie. Pani była bardzo niezadowolona - podobno Pan jej wczoraj obiecał, że skoro nie idzie do pracy, to ją odprowadzimy. Niestety, rankiem bardziej chciało mu się spać, niż dotrzymywać danej obietnicy... Po pobudce przeszliśmy się na spacerek. Wyrzuciliśmy śmieci i zabraliśmy kilka rzeczy z autka, a dokładniej moją matę i worek z jedzeniem chyba. Jeszcze troszkę pobiegałem i już byłem gotowy by iść do domku. W domku się działo. Najpierw otworzył drzwi, a ja byłem pewien, że znowu idziemy na dworek. Jak to - przecież dopiero wróciliśmy, ale na wszelki wypadek szybko wyleciałem przez nie i czekałem w ułamku sekundy na półpiętrze. Pan tymczasem nie wychodził, a zaczął oklejać framugę jakąś tam taśmą. Korzystał z drabinki, a ja z ciekawości wróciłem i oglądałem jego pracę. Tak sobie patrzę i naglę zza drzwi odezwała się sąsiadka. Szczekała, a ja z ciekawości słuchałem i naszła mnie siła i zaszczekłem sobie. Mój szczek jest dość doniosły, tak więc Pan szybko mnie zganił i kazał zwrócić do domku. Nie poddawałem się i pomimo przeszkody w postaci drabiny starałem się wydostać. Potem Pan otworzył worek karmy i wsypał do pojemniczka po moim bigosiku i dolał wody. Rozmieszał to, a ja tymczasem już się śliniłem na myśl o jedzonku. Tymczasem On zaczął to rozsmarowywać wokół drzwi za pomocą jakiegoś płaskiego dużego noża, czy coś. Oczywiście nie rozumiałem tego zupełnie, ale postanowiłem nosowo i językowo sprawdzić jak owa mieszanina smakuje. Oznajmiam, iż było to raczej niesmaczne, acz wydawało się jadalne. Byłem oburzony faktem, że tym czymś karmi się ścianę, a nie mnie! Ech, oczywiście nosek i uszka pozostały całe wypaplane w tej mazi. Kiedy Pan karmił ściany wokół drzwi, ja nie ociągając się po raz drugi i trzeci ba, nawet po raz czwarty, zbiegłem na dół. Nawet byłem troszkę dalej, ale Pan natychmiast przerywał karmienie ściany i mnie gonił. Dość szybko mnie łapał i zanosił do domku, a to za cztery literki, a to za karczycho - no po prostu nie było szansy uciec. Już nie wytrzymywałem i chciałem iść i na szczęście Pan oznajmił, że już kończy i żebym chwilkę poczekał. Ja już nie mogłem, tak więc popuściłem nadmiar ciśnienia. Wiedziałem, że będzie kara, ale na prawdę musiałem. Po kilku chwilkach już byliśmy na dworku. Pospacerowaliśmy trochę, pobiegałem i pogryzłem patyczek, ale trzeba było wracać, gdyż w domku trzeba było jeszcze posprzątać, a umówiliśmy się z Panią, że się z nią spotkamy. Tak więc szybko kurze, odkurzanie i mycie podłogi. Nie przeszkadzałem za bardzo, bo wiedziałem, że trzeba się śpieszyć. Skupiłem się natomiast na ocenie pracy Pana. No i ta ściana to jakiś niejadek. Wszystko zostało na niej i nic nie zjadała. Ech, w dodatku było to trochę nierówne. Powiem szczerze, że zrobił bym to lepiej. Gdy tak obserwowałem owo dzieło, Pan skończył sprzątać, podszedł i powiedział: spokojnie, może i nie równo, ale jeszcze to trzeba oszlifować. Ech, skwitowałem to wymownym spojrzeniem mówiącym: "spaprałeś i nie ma się co tłumaczyć".
Koniec końców byliśmy gotowi. Znieśliśmy do autka moją odkurzoną matę, którą już zdążyłem wypróbować oczywiście. Podreptaliśmy co sił po Panią. Spotkaliśmy Ją mniej więcej w pół drogi. Byli byśmy szybciej, gdybym nie szarpał Pana za nogawki - przynajmniej On tak mówi. Panią poznałem z oddali, już biegłem i pędziłem do niej, robiąc sobie przerwę na obwąchanie kamyczka, trawki i słupka. Przywitałem się z Panią, ciągnąć ją za nogawkę. Po wytarzaniu się w piasku poszliśmy w trójeczkę razem na spacerek.
rzeczony obwąchiwany słupek
Dreptaliśmy tak sobie po łące, co chwilkę robiłem malutkie siku. Państwo zastanawiali się, czy tak mi się chce siku, czy zacząłem oznaczać swoje terytorium. Ja niestety nie mogę odpowiedzieć, która z tych opcji jest prawdziwa - bo w tym wypadku steruje mną instynkt.
o tu sobie siusiam
tu sobie drepczę, no w sumie to się rozpędzam, aby dogonić panią
tu jeszcze nie wiem, co zaraz mnie spotka, ale jak widzicie dogoniłem Panią (nogi w rogu zdjęcia jako dowód)
Chwilę po omawianych wydarzeniach moim oczkom ukazała się pokaźna grupa piesków, różnej maści i wieku. Z dość daleka wyglądały na niezainteresowane, zresztą zajmowały się sobą i swoimi Paniami,. Pewnie tylko udawały, że mnie nie dostrzegały. Ja nie mogłem od nich oderwać wzroku i w końcu jeden z nich podszedł na połowę odległości i zaczekał. Nie podobało to się jego opiekunkom, bo go wołały. Na szczęście był bardziej zainteresowany mną niż opiekunkami! Podszedł do mnie przywitaliśmy się. Obwąchaliśmy się, nawet przywitał się z moim Panem.
Niestety szybko się zmył, wracając do swojej ekipy. Ja chciałem, aby przyszedł jeszcze raz albo żebym ja mógł podejść do niego i jego ekipy.
proszę cię, wróćmy tam!
Ten patyczek, który dali mi Borowscy wcale nie odwrócił mojej uwagi od spotkanej ekipy. Koniec końców podreptaliśmy dalej. Niebo zaczęło się ściemniać tak nagle, tak więc przyśpieszyliśmy kroku, bo Oni powiedzieli, że zbliża się burza. Zupełnie nie wiem, czemu uciekamy, ja chcę poznać burzę, co to w ogóle jest?
W drodze powrotnej postanowiłem poszukać jeszcze jakiegoś patyczka. Ciągnąłem i gryzłem, ale się nie udało nic osiągnąć.
oto efekty
Nie byłem świadom swojej siły i skruszony pobiegłem obgryzać trochę mniejsze patyczki
en co złego to nie ja
podgryzam
Wróciliśmy do domku zahaczając jeszcze o sklepik - Pani kupiła bułeczki. W domku szybki obiadek. Musiałem się śpieszyć, by móc poprzeszkadzać Borowskim. Niestety ten pośpiech nie był najlepszym pomysłem, albowiem jeden granulek wpadł mi nie tam gdzie trzeba. Na szczęście Pan był blisko i zupełnie mi nie pomógł. Klepał mnie po plecach i naciskał na mostek, co nie było przyjemne. Na szczęście moje zdolności samoregeneracji i leczenia pozwoliły mi się uratować z opresji. Potem oczywiście poprzeszkadzałem im w jedzeniu. W końcu dałem za wygraną i zająłem się kosteczką.
Po tak ciężkiej pracy zająłem się spaniem. Gdy się obudziłem to poszedłem z Panem na spacerek. Ledwo się wysiusiałem i jak się nie rozpada, jak nie zacznie wiać. No po prostu wszystkiego się odechciewa. W te pędy wracamy do domku. Szczęśliwie ani mi, ani Panu nie zniszczyła się fryzura. W domku przekonałem Panią do zabawy sznurem, przynosząc go jej pod nóżki! Oj jak się wyszalałem, siłowaliśmy się kilkanaście dobrych minut, gdy padłem jak długi z wycieńczenia.
Mam taką ciekawą przypadłość, że gdy tylko któreś z Opiekunów się schowa w łazience, to czatuje pod nią i nawet popiskuję i szczekam. W całkowity smutek i rozpacz wprawia mnie sytuacja, gdy słyszę prysznic! Tak było wczoraj i to dwa razy!
Tuż przed snem, za niekontrolowany spust ciśnienia na przedpokoju spotkała mnie kara w postaci kagańca. Ja to mam pecha, bo już miałem wychodzić na spacerek. No więc wczorajszy dzień możemy nazwać dniem "za wcześnie". Po spacerku kładę się spać, żegnając się jeszcze z Państwem odwiedzając ich łóżeczko. Pani się to bardzo nie podoba, bo podobno brudzę pościel i prześcieradło, czy jakoś tak. Ech bądź tu dobrym pieskiem i chciej powiedzieć dobranoc! Tak minął mi wtorek, na remoncie i przedwczesnym siusianiem! Oby wam się takie rzeczy nie zdarzały. Do ugryzienia.
Tuż przed snem, za niekontrolowany spust ciśnienia na przedpokoju spotkała mnie kara w postaci kagańca. Ja to mam pecha, bo już miałem wychodzić na spacerek. No więc wczorajszy dzień możemy nazwać dniem "za wcześnie". Po spacerku kładę się spać, żegnając się jeszcze z Państwem odwiedzając ich łóżeczko. Pani się to bardzo nie podoba, bo podobno brudzę pościel i prześcieradło, czy jakoś tak. Ech bądź tu dobrym pieskiem i chciej powiedzieć dobranoc! Tak minął mi wtorek, na remoncie i przedwczesnym siusianiem! Oby wam się takie rzeczy nie zdarzały. Do ugryzienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz