sobota, 26 kwietnia 2014

Na okrągło piątek

Wstałem i zażyłem swoją poranną dawkę jedzenia i oczywiście tableteczkę, a to wszystko oczywiście po szybkim porannym spacerku. Tak, muszę jeść tabletki jakieś, choć mi się wydaje, że to taka pyszna przekąska, takie ciasteczko. Zupełnie nie wiem dlaczego Borowscy wmawiają mi, że jest to tabletka, przecież widzę, że to przekąska. No ale nie ważne, będę udawał, że nie wiem. Obym tylko za szybko się nie skończyły. Zjadłem i obserwowałem jak się szykują do wyjścia. Niestety wszystko wskazywało na to, że dziś zostanę sam. Jakie było moje zdziwienie, gdy się okazało, że ja też idę, że nie zostanę sam. Wsiedliśmy do autka i odstawiliśmy Panią do pracy. Droga przed nami była długa, na miejscu wyszedłem na chwilkę na spacerek i wróciłem do autka czekać na Pana, który gdzieś sobie poszedł. Drzemałem sobie chyba z 10 godzin, gdy nagle usłyszałem otwieranie autka. Od razu stanąłem na równe nogi i wypatrywałem Pana. Pojawił się i znowu zwiedziliśmy okolicę autka. No ale to była tylko chwilka, bo przed nami dalsza droga. Jechaliśmy sobie spokojnie przez miasto, a ja obserwowałem świat ze swojej kanapy przez otwarte okna. Tak sobie jechaliśmy zahaczając o jakieś miejsca i w końcu dotarliśmy do Bojkowa.

Nie byliśmy tam dla przyjemności, tylko trzeba było zmienić butki w LaBuni. Oczywiście ja nie tylko zajmowałem się podnoszeniem autka, odkręcaniem i czyszczeniem, ale także bieganiem po okolicy i obwąchiwaniem całego podwórka. Nie omieszkałem również popodgryzać krzaczków i kwiatków oraz pokopać kilka dołków. Niestety pojawił się jakieś problemy z nieszczelnością gumy, czy czegoś tam i musieliśmy pojechać do zaprzyjaźnionego naprawiacza gum. Oczywiście szybko pojechaliśmy i szybko koło się naprawiło. Awaria wynikała z uszkodzonego zaworku, zupełnie jak u mnie za młodu. Z tym, że gdy ja popuszczałem w domku, to dostawała mi się bura. Choć w sumie gdy tak obserwowałem jak naprawia się zaworek w kole, to mogę tylko się cieszyć, że mnie nikt nie naprawiał. Szybko wróciliśmy i dokończyliśmy wymianę kapci. Gdy już autko stało na nowych kapciuszkach, przyjechał Fred z opiekunami. Bardzo się cieszyłem z tego faktu. Zupełnie olałem pomoc Panu i bawiłem się z przybyszami. Pomagałem również w plewieniu ogródka, podjadając chwasty. Pan tymczasem odkurzał w autku. Chciał poodkurzać i mnie, ale jakoś nie lubię tego wielkiego żółtego odkurzacza, w przeciwieństwie do tego, który mamy w domku. Koniec końców musieliśmy się już zbierać. Byłem zmęczony, ale nie chciało mi się jechać, więc opornie wsiadałem do autka. W drodze do domku odwiedziliśmy jeszcze Panią w pracy. W sumie sprawdziliśmy tylko jak się ma. W domku razem z Panem położyliśmy się spać, On na kanapie,
ja przy kanapie i tak sobie spaliśmy smacznie.
 tu zasypiam
 tutaj śpię

Spanie przerwał nam telefon i informacja od Pani, że już powoli się zbiera, tak więc się zebraliśmy i ruszyliśmy jej na spotkanie. Ponieważ się ociągałem i wlokłem to na miejscu okazało się, że Pani już dość długo na nas czekała. Ruszyliśmy na niewielki spacerek zahaczając o sklepik. W domku, jak to w domku chwila zabawy i chwila spania oraz jedzenie oraz spacerki. Po nocnym spacerku obudziła się we mnie chęć do zabawy, głośnej zabawy butelką i piszczącą piłeczką. Niestety te zostały mi szybko zabrane, a gdy zgasło światło w salonie ja od razu się zrobiłem senny. Taki właśnie ten dzionek był zwariowany. Czułem się zdecydowanie dobrze, rzekłbym, że nawet bardzo dobrze i tak, aż do rana. Obudziłem się późno, zresztą jak Borowscy i poczułem wracający posiłek. Dobrze kończę bo pora wyjść na spacerek. Do ugryzienia jeszcze żyjący, Furiacik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz