środa, 23 kwietnia 2014

Zakupy z czajniczkiem

Apetyt w dalszym ciągu mi nie dopisuje, śniadanko po porannym spacerku ledwo powąchałem. Razem z Panem odprowadziliśmy Panią do pracy. Dreptałem tak sobie z nimi, od czasu do czasu podgryzając im nogawki. Gdy dotarliśmy na miejsce z wielkim płaczem i smutkiem pożegnałem Panią. Wracając do domku, co chwilę obracałem się za siebie licząc, że Pani jednak za nami idzie. No niestety, nie było jej i musieliśmy sami wracać do domku. Może jej nieobecność była spowodowana tym, że wracaliśmy na około, poprzez łąki i lasy. Moja apatia nie została nawet przerwana przez piłkę, która pojawiła się znikąd. Nie chciało mi się w ogóle za nią biegać, tylko ją obwąchiwałem.
 o, tutaj jest piłeczka!



 widzisz gdzie dzisiaj mam piłeczkę!
no weź jej nie rzucaj, bo jeszcze się zgubi
będę teraz chodził po górce i nikt mi w tym nie przeszkodzi

W domku podjadłem trochę śniadania i oczywiście położyłem się spać. Sen był przerywany kolejnymi spacerkami. W końcu, gdy pogoda zrobiła się bardzo deszczowa, wyszliśmy z Panem i zasiedliśmy do autka. Lało tak strasznie, że przemokłem do suchej nitki drepcząc tylko do autka. Na szczęście w autku było od razu ciepło i ruszyliśmy w drogę. Pojechaliśmy odebrać Panią. Na szczęście, ledwo podjechaliśmy, a Pani od razu wyskoczyła do autka. Plan się powiódł i ewakuacja się udała. Udaliśmy się na zakupy, ja oczywiście czekałem w autku. Na szczęście szybko wrócili i ku zaskoczeniu zupełnie bez zakupów. To nie podobne do Nich, bo Mieli tylko dwa niewielkie woreczki. Ja szybko wyskoczyłem z Panem się przejść i trochę wysiusiać. Znowu ruszyliśmy w drogę i znowu się rozpadało. Ja w drodze bawiłem się w czajniczek, czyli piszczałem sobie ze znużenia i trochę cierpienia. Wylądowaliśmy pod kolejnym sklepem. Pani poszła do sklepu, a ja z Panem pomimo rzęsistego deszczu, pospacerowaliśmy. Znowu przemokłem, ale zrobiłem obfite siusiu i próbowałem upolować chlebek leżący na ziemi. Trochę zdenerwowałem tym Pana, przez co wróciliśmy do autka, znaczy ja wróciłem, a Pan dołączył do Pani. Ja cierpliwie na nich czekałem. W końcu wrócili z dwoma pudłami w torbie i buteleczką. W drodze do domku rozmawiali o zakupach. Że kupili super buty. W domku oceniłem zakupy sprawdzając, czy buty są dobre. Tak - zakupione buty były dobre, choć trochę za twarde. Niestety nie mogłem się nimi delektować, bo Pani szybko mi je zabrała.
ej no, przecież powiedziałem, że są dobre, a Ty się denerwujesz

Reszta dnia upłynęła spokojnie, co prawda obiadek zjadłem na kolację, przez co nie dostałem kolacji. W zamian za to dostałem dwie łyżki zawartości dopiero co kupionej buteleczki. Była to jakaś parafraza czy parafina. Podobno miało mi pomóc w trawieniu. Nie interesowało mnie to w ogóle, bo najważniejszy był jej pyszny smak. Chciałem więcej, ale nie dostałem. Od razu mi się lepiej na sercu zrobiło i biegałem sobie za rzucanym przez Panią sznurem. Nawet się troszkę posiłowałem o niego z Panią i Panem. Potem zabrałem się za obgryzanie kosteczki, z której zostało bardzo niewiele. No nic, ostatni nocny spacerek, na który nie miałem ochoty i w końcu mogłem położyć się spać. Z lekkim brzuszkiem położyłem się najpierw koło łóżeczka, potem na chwilę między łóżkiem a komodą na leżącym na ziemi szlafroczku Pani. Ostatecznie po takiej drzemce poszedłem na swój kojec i tam zastał mnie świt, a raczej wstający Pan.
Borowscy zapowiedzieli, że jak mi się nie poprawi, to idziemy do weterynarza. Ja nie wiem co mi jest, ale jedzenie z miski już mi tak nie smakuje jak kiedyś i jestem jakiś taki senny i ciągle zmęczony, chyba że widzę jakieś przysmaczki pyszne, albo inne pieski i moje zabawki. Nie wiem i nie znam się, ale może ja jestem zakochany? Do ugryzienia moi drodzy, Wasz jeszcze żyjący Furiacik.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz