niedziela, 6 kwietnia 2014

Niedziela przygód

Jak wyobrażacie sobie, że po wczorajszym imprezowaniu ja dzisiaj byłem wykończony i nie do życia, to Jesteście w wielkim, ale to wielkim błędzie. Co prawda spałem sobie bardzo długo i nie miałem ochoty wstawać. Poranny spacerek był prawie o godzinkę opóźniony, ale nie owijamy w bawełnę - był bardzo owocny. W domku spokojne śniadanko i mogę już poprzeszkadzać przy Ich śniadanku. Oni się potem położyli na kanapie i leniuchowali. Chciałem się do nich dołączyć, ale nie było mi dane. Co prawda miejsce było, ale oni ostatnio są bardzo na nie, na moje przebywanie na kanapie, MOJEJ KANAPIE! Za karę zostawiłem im prezent w pokoju nr 3. Jak tylko się zorientowali to mi się bardzo dostało. Muszę Wam powiedzieć, że z odkryciem niespodzianki nie było problemu. Zapaszek był bardzo charakterystyczny i wyczuwalny nawet z mojego legowiska, na którym bardzo szybko się znalazłem.

No kara karą, ale spacerki obowiązkowe trzeba odbyć. Poniżej kilka zdjęć z jednego z nich. Nic specjalnego, po prostu mój trawniczek i moje bieganie wszędzie.
 ej ten ktoś przeszedł obok mojego trawniczka - dlaczego?!

 czy mam jeszcze nosek bo nie widzę - sprawdzam
dla pewności sprawdzę jeszcze raz

Ech, ale myśmy nie wracali do domku, bo nagle otworzyło się autko, a chwilę potem pojawiła się Pani. Wsiedliśmy do autka i zajechaliśmy do wodopoju dla LaBuni. Wyjątkowo leniwe jest nasze autko, bo picie trzeba mu wciskać - no samo to nic nie zrobi! Nawet ja jestem bardziej samodzielny niż to nasze wozidełko.
Potem od razu zajechaliśmy pod sklepik i razem poszliśmy na spacerek. Tak, na spacerek do wielkiego Parku pełnego ludzi! Tam dreptaliśmy w okolicach, których jeszcze nie znałem. No tak sobie myślę, że ten park musi być bardzo duży, podejrzewam nawet, że ma jakieś 5 może 6 metrów kwadratowych. 
o lasek, zboczyliśmy lekko z asfaltowych tras

No po prostu gigant. Każdy jego kawałek jest inny. Muszę Wam się przyznać, że przeszliśmy dobre kilkaset kilometrów, jęzor wlókł mi się po ziemi tuż przy ogonie.

Na szczęście mieli ze sobą małą buteleczkę picia dla mnie. Pobiegałem za nią, popiłem z niej. Nie udało mi się jej przegryźć.
 ej, ty ją wyrzucasz, a to moja butelka!
jest taka ciężka, no weź ją zabierz i więcej nie wyrzucaj!

No po prostu rewelacja. Na trasie spaceru trafiłem na wielką przeszkodę. Borowscy ominęli ją bez najmniejszych problemów, ja natomiast jestem troszkę mniejszy i miałem wielki problem. Dodatkowo miałem w pyszczku kijek - jak ja miałem przejść?
 z kijkiem nie dam rady dołem!
 górą będzie zbyt męczące
 dobra zostawiam kijek i przechodzę
szczęśliwie udało się przejść - jestem na drugiej stronie

W końcu udało się, oczywiście nie bez strat. Kijek został. Potem, aby udowodnić swoją sprawność, wdrapałem się za Panią na wielkie, ba - gigantyczne głazy!
o nie tam wcale nie ma przysmaczku dla mnie

Niemal wszyscy ludzie się mną zachwycali, ciągle tylko słyszałem: jaki on jest piękny, o jakie fajne uszka, jaki wesoły, o jakie łapki. Ech, dwie opinie były co najmniej dziwne, no i zapadną mi na długo w pamięci. Pierwsza to "o jaki gruby jamnik" - krzyczał dzieciak na rowerze na cały regulator. No, aż się rozglądałem, gdzie on jest i się zorientowałem, że to chodzi o mnie, było mi przykro! Druga mnie uderzyła i przeszyła na wskroś: starsza pani (chyba w wieku mojej Pani) mówi tak "o jaki smutny piesek! nie podoba mi się!" No myślałem, że wyskoczę ze swoich fałdek i ją ugryzę. No jak można tak mówić, skoro ja tak mam, ja się od urodzenia trapię całym światem, problemami ludzi, zwierząt, głodem i chorobami - więc jak ja mam się uśmiechać, kiedy mam tyle na głowie!

W trakcie spaceru zatrzymaliśmy się by odpocząć i Pani mogła się wygrzać w słońcu i poczytać książeczkę. Ja byłem tym faktem zadowolony, bo byłem wykończony i też chciałem się trochę wygrzać.
Pierwsza próba znalezienia miejsca na wypoczynek. Mimo bliskości smacznej i zimnej wody, zmieniliśmy okolicę bo wypatrzyłem ławeczkę po przeciwnej strony jeziorka. Usiedli na ławeczce, ja niestety nie mogłem się wdrapać, choć nawet ich prosiłem, aby mnie wnieśli.
 proszę, proszę dajcie mi usiąść

Skoro Oni nie chcieli mnie na ławce, to ja postanowiłem zadomowić się na trawie - pewnie będziecie chcieli się położyć obok mnie, ale ja Wam nie pozwalam i nie pozwolę mimo przekąsek, które macie i mi dajecie.
 tak sobie leżę, głaszcz mnie i to już!
 leżę sobie jak lubię, czemu Borowscy się ze mnie śmieją?!
 lewy profil w siadzie
 prawy profil w siadzie
leżę "normalnie" wedle moich Borowskich

Nie myślcie sobie, że od tak pozowałem, ja po prostu wypatrywałem potencjalnych zagrożeń, by ostrzec i w razie czego obronić, znaczy jak najszybciej uciec! Po tym wypoczynku wracaliśmy już do autka. Poznawałem już drogę więc wiedziałem co się dzieje. Szybko jeszcze skoczyliśmy na zakupy i dreptaliśmy do domku. Trochę poprzeszkadzałem im w obiedzie, potem sam zjadłem i mogłem w końcu położyć się spać w swoim łóżeczku.
wszędzie dobrze, ale na swoim legowisku najlepiej!

Oczywiście w swoim zwyczaju śpiąc spaceruję po mieszkanku. Na szczęście salon powrócił do swojego pierwotnego ułożenia mojego ulubionego ułożenia i mogłem położyć się na swoich podusiach

Dobrze niedziela, a więc i weekend się kończy, tak więc życzę Wam spokojnego poniedziałku, który pozwoli Wam łagodnie wejść w nadchodzący tydzień. Byle do piątku.


W ZWIĄZKU Z TYM, ŻE PO NAPISANIU POSTA DZIEJE SIĘ WIELE CIEKAWYCH RZECZY, KOLEJNE POSTY BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ NASTĘPNEGO DNIA RANO :)

2 komentarze: