Od rana czułem, że coś się święci. Poleciałem na spacerek, dostałem śniadanko, a Borowscy leżeli w wyrku i leżeli. Ja próbowałem ich budzić ale to nic nie dawało. Poddałem się i zaległem pod łóżeczkiem obok nich.
ej no wstawajcie!
hej!! wstajecie?
Wstali zjedli i zaczęliśmy się zbierać. Od razu wiedziałem, że ja też jadę. Ja zszedłem wcześniej z Panem, aby trochę przygotować auto do drogi. Oczywiście pozostawiony samopas znalazłem taką śmieszną małą koleżankę nazywaną przez ich opiekunów dewotką. Szczekała i warczała, ale bawić się nie chciała. Uciekała gdzie pieprz rośnie, znacz do domku. Pan przywołał mnie do pionu i wróciłem do porządkowania autka. Udało się akurat gdy zeszła Pani. W drogę. Pospałem w samochodzie. Byliśmy w okolicach Freda. Po wyjściu z auta od razu leciałem do klatki, po schodach, pod drzwi. Pan który za mną szedł tylko mnie hamował. Ciągle tylko czekaj, stój! Pod drzwiami mała reprymenda i już leciałem jak dziki. Borowscy zniknęli nawet nie wiem kiedy. Powiedzmy, że na Nich czekałem grzebiąc w miskach i siusiając gdzie popadnie. Na chwilę się pojawili, gdy z Fredem zszedłem na dworek, ale szybko zniknęli. Na szczęście wrócili w miarę szybko i byliśmy gotowi wracać do domku. Niespokojnie wyczekiwałem, aż pojawimy się pod domkiem, ale o dziwno zatrzymaliśmy się dużo wcześniej. Wyszliśmy na spacerek, przez park przy banku. Okazało się, że jest tam zakaz wyprowadzania psów, więc im pokazałem, co o tym sądzę. Gdy Pan posprzątał poszliśmy dalej nad jeziorko. Po drodze spotkaliśmy miłego dużego pieska. Trochę z nim poganiałem, po czym napotkaliśmy malutkiego szczeniaczka, który wszystkiego się bał. Może spowodowane to było tym, że napadliśmy na niego?
Nad samym jeziorkiem okazało się, że są tam ryby. Cokolwiek to jest, to ja to chcę i to dużo. Skoro inni mogli zbierać te ryby, a ja widziałem bardzo wielu ludzi z długimi kijami do zbierania ryb. To ja też postanowiłem to robić. Najpierw wzorem ludzi zająłem się poszukiwaniami odpowiedniego kijka.
patyczek super, zrobiłbym z nim furorę, ale problem jest z przeniesieniem
ten jest trochę mniejszy, ale przynajmniej mogę go nieść
Szukałem sobie odpowiedniego miejsca, takiego, gdzie jest wiele tych ryb. W sumie nie wiedziałem jaki jest klucz do wyboru odpowiedniej pozycji, ale szukałem wytrwale.
to miejsce wydaje się być super, tu na 10000% jest dużo tych ryb
Poczekałem chwilę, ale ryb nie było, tak mi się wydawało. Bo nic się nie zmieniło. Może te ryby są tak małe, że ich nie widać, albo jestem za mało cierpliwy? No nie wiem, ale skoro rybiarze maczali kije w wodzie, to ja pomyślałem, że ryby chyba są w wodzie. Tak więc pomysł mój był oczywisty, trzeba zmniejszyć ilość tej wody! Przystąpiłem więc do działania. Znalazłem miejsce, gdzie mogłem dosięgnąć do wody i zacząłem żłopać.
o, jaka dobra woda
o już poziom się obniża
ciągle nie ma ryb
dobra mam to w nosie, olewam te ryby i idę do domku
Po tym zdarzeniu ruszyliśmy do domku, spotkałem jeszcze pieska ganiającego za piłką. Długie nogi, szczupła i aerodynamiczna sylwetka - no jak bym patrzył w lustro. On biegał tak szybko jak rakieta. Postanowiłem, że też tak kiedyś będę robił, częściej! W autku się zdrzemnąłem, nawet się nie zorientowałem jak byłem w domku. Wdrapanie po schodach i można spać.
Kolejny spacerek i zabrałem się za ćwiczenia. Biegałem wzorem psa rakiety za piszczącą piłeczką. No tak patrząc obiektywnie, to już biegam ze dwa, no może trzy razy szybciej, niż on i w dodatku z większa gracją. Wykończony wróciłem do domku w sam raz na degustacje winogrona. Takie pyszne i bardzo małe, szkoda, że spadło tylko jedno! Po drzemce, poprosiłem Panią, aby pobawiła się ze mną. Przeciąganie sznura to naprawdę fajna zabawa. Męcząca i satysfakcjonująca. Padnięty się zdrzemnąłem.
Zbliżał się leniwy wieczór, gdy nagle Borowscy zerwali się i zaczęli sprzątać. Pan wycierał półki z książkami (wiele półek) i mył podłogi, a Pani przygotowała kolacje i zmywała. Robota paliła się im w rękach i szybko skończyli. Ja tymczasem latałem to tu, to tam i kontrolowałem wszystko na bieżąco.
Kładłem się spać w poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku. Ten dzień spędziłem na zabawie, spaniu i odwiedziłem Freda. Ponadto polowałem na przysmaki z blatu kuchennego. Tak to był dobry i aktywny dzień, a całą noc przespałem jak niemowlak. Nie przeszkadzał mi nawet głośno grający magiczny obrazek na ścianie, który do nocy oglądał Pan. Nie przeszkadzała nawet Pani czytająca przy zapalonym świetle w łóżeczku.
Obudziłem się wraz z pierwszymi promykami słońca, bo przecież to jedyny czas kiedy któryś z komputerów jest wolny i mogę coś napisać. Dobrze powoli się budzą, a więc czas lecieć do nich!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz