poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Z wygnania

Obudziłem się z rana i dalej byłem nie u siebie w domku, co było dla mnie wielką traumą. Miałem nadzieję, że gdy otworzę oczka, to będę mógł polecieć do sypialni moich Borowskich i ich obudzić. Niestety ciągle musiałem się dzielić jedzeniem z Fredem i poruszałem się na spacerach nie po swoich okolicach. No nic, jak dziś się nie pojawią to będzie epicki foch. Ponieważ jadłem na wyjeździe ryż i kaszę, a co jak ostatnio zaobserwowałem wpływa dość niekorzystnie na moje procesy trawienia. Dało to się wyraźnie odczuć gdy wracałem z Panią od Freda i zrobiłem co nieco w drodze na górę. Na klatce. Nie był to miły ani widok ani zapaszek, a wszystko to pod drzwiami sąsiadów i mało tego po ponad godzinnym spacerku.

Niemal cały dzień spędziłem na siusianiu po kątach i spaniu. W końcu słyszę otwierane drzwi, więc lecę sprawdzić. To moi Państwo, moi ukochani. No mówię Wam miałem być zimnym draniem, który ich oleje, ale nie wytrzymałem. Za to Oni zupełna olewka, przywitanie jak zwykle po powrocie Pana do domu. Nawet nie spojrzą, nawet nie pogłaszczą. Po chwili wszystko się zmieniło. Siedliśmy w kuchni i zaczęło się głaskanie, mizianie i czochranie. Posiedzieliśmy chwilkę, zjadłem po raz ostatni ryż z kaszą i poszedłem z Panem na spacer, długi spacer. Połaziłem wokół jeziorka - jednego i drugiego, wyrzłopałem trochę wody. Poziom wody w jeziorku obniżył się o jakieś 5 do 10 metrów. Jakiś biały pływający wróbel ze śmiesznym dziobem na mnie syczał - jejku jakbym mu niszczył dom, albo coś. Oczywiście go olałem i poszedłem sobie dalej. Spotkałem wiele wesołych piesków, ze wszystkimi się przywitałem. Były małe, puchate i bardzo strachliwe. Spotkałem czarnego niewielkiego chudzielca, podeszliśmy do siebie, zrobiliśmy noski noski eskimoski i rozeszliśmy się jak prawdziwi maczo. Potem spotkałem pieska rozmiarami i kształtem podobnego do mnie, jednak jego uszka były malutkie i śmiesznie wywinięte. No powiem Wam, że jakbym patrzył w lustro, ale takie bardzo zniekształcające, rozjaśniające, skracające uszy i zmieniające budowę ciała - jakby nie te kilka różnic, to po prostu mój brat bliźniak. Jeszcze spotkaliśmy wielkiego czteronogiego kosksa, o wzroku mordercy. Jego Pan od razu ja nasz zobaczył to przypiął swojego pupila do obroży - pewnie się bał, żebym go nie pogryzł i nie zaatakował. Miał szczęście przywitaliśmy się i rozeszliśmy w pokoju. Niech zna moją łaskę.

Odwiedziliśmy mieszkanko z kafelek, zabraliśmy małą walizeczkę i poszliśmy po Panią. Na schodach spotkaliśmy wychodzącego Freda. Tam się od razu położyłem spać.

Pospałem chyba dobre 454534 godzin i w końcu zebraliśmy się na spacerek. Cała trójeczka zdreptała na dworek. Powiem Wam kochani zrobiłem siusiu ze cztery razy w czasie, gdy Pan montował moją matę na siedzenia. Nie miałem siły wskoczyć do autka i Pani musiała mi podać pomocną dłoń, znaczy się pomocnego "kopaska w pupaska". Zasiadłem i od razu zasnąłem. Pojechaliśmy na zakupy. Ja nie wyszedłem, bo chciałem spać. Jak wrócili to założyli mi ni z gruchy, ni z pietruchy kaganiec. Jakiś inny nowy czy coś, bo ładnie pachniał i był taki wielgachny i czysty. Może tylko wyprali?! Na szczęście szybko zdjęli, zapakowali się i ruszyliśmy w drogę, już wiedziałem, że do domku. Skwitowałem to spokojnym snem. Obudziłem się dopiero pod domkiem, już mijaliśmy pysznie pachnący budynek zwany pizzerią, gdy nagle mnie dopadło. Pan tylko zauważył, że zaśmierdziało troszkę. Nie chciałem nic mówić, ale już nie miałem się gdzie położyć, wszystko było mokre. Auto się zatrzymało pod domkiem, z Panią szybko uciekłem na trawniczek, bo Pan poszedł sprawdzić co się stało. Mata była cała morka i okazał się, że jednak jej nieprzemakalność jest trochę przereklamowana. Kanapa też lekko zmokła. Tymczasem ja na trawniczku robiłem trzecie siusiu - to wina tej strasznej wody z tego strasznego jeziora. Pewnie te przerośnięte białe wróble, sikały do wody! Na szczęście wielkiej bury nie było. Skwitowali to słowami, że jestem złym, bardzo złym pieskiem. Było mi przykro, ale na prawdę nie wiedziałem co się dzieje i tak jakoś się stało, a poza tym kanapa przecież się wypierze, zwłaszcza tą parownicą!

Dopóki Pan, lekko porządkujący autko, nie zebrał się z matą, ja leżałem na chodniczku i ani nie myślałem o wchodzeniu. W końcu cała nasza trójka wdreptała na górę. Otworzyły się drzwi i zacząłem sprawdzać co i jak ze stanem faktycznym mojego domku. Obszedłem wszystkie kąty, ale nie widziałem mojej podusi, ani mojego legowiska. Gdzie ja teraz będę spał? Na szczęście wszystko szybko się znalazło i położyłem się spać!

Wyspałem się za wszystkie czasy, znaczy za noc z soboty na niedziele. Troszkę się poprzewracałem i obudził mnie Pan mówiący coś o spacerku. Wyszliśmy już ciemną nocą sprawdzić, czy w autko nie zostało kilka naszych rzeczy i czy kanapa choć trochę nie śmierdzi. Noc spędziłem u siebie na legowisku, szczęśliwy i radosny wiedząc, że moi Borowscy są tak blisko. Kocham ich. Do ugryzienia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz