wtorek, 22 kwietnia 2014

Deszczowy spacer


Oj, dalej jakoś ze mną było najlepiej. Ani jeść mi się nie chciało, ani  w ogóle nic nie chciało mi się robić, no chyba że mówimy o spaniu. To mogłem i dalej mogę robić najchętniej. W każdym razie śniadanko zjadłem całe dopiero koło 14. Wcześniej byłem jakiś taki nie głodny. W ogóle zauważyłem, że jeśli chwilkę popiszczę i się przejdę w okolicy drzwi, to skoczymy na spacerek. Było takich wiele spacerków. Szybko na moją trawkę i powrót do domku. Na szczęście dostałem nową, świeżo gotowaną kosteczkę. Była taka pyszna, a co najważniejsze duża i nie odrzucało mnie od niej jak od mojej miski z jedzeniem.

Nawet nie chciało mi się pisać i publikować posta, więc dyktowałem co pisać Panu, aby napisał za mnie, gdy ja zajmowałem się kosteczką.
hau, hau i jeszcze jedno hau hau napisz

Gdy się napisało co nieco i pojadło się kosteczkę, przyszedł czas na spacerek, dłuższy spacerek. Nie chciało mi się w ogóle wychodzić, ale jak mus to mus i ruszyliśmy. Ledwo przeszliśmy kilka kroków, gdy się rozpadało. Najpierw kilka kropelek. Pan był bardzo cwany, bo zabrał ze sobą Parasol, ja natomiast takowego nie miałem. Nawet sobie myślałem jak by takowy miał dla mnie wyglądać. Po pierwsze musiał by być dłuższy niż szerszy i musiałby starczyć na mój ogonek. Następnie musiałby być mocowany do mojej obroży, lub szelek, a co najważniejsze musiałby nie denerwować mnie, abym go nie drażnił. Pisząc posta przeglądałem Internet i okazało się, że coś takiego jest, ale mimo wszystko mój pomysł jest lepszy.

No ale wracając do spacerku. Po drodze gdy jeszcze lekko kropiło to spotkałem młodego Beagle. Gadał trochę inaczej, ale był fajny, z tym że nie chciał się ze mną bawić. Jego opiekunowie zachwycali się moją urodą i tym jaki piękny jestem. Tymczasem zaczęło padać jeszcze mocnieje
 czemu musimy iść, gdy pada!?
przez twój głupi spacer jestem cały mokry!

Zrobiliśmy wielkie kółeczko. Przez łąki przedreptaliśmy na ulicę, ciągle w deszczu. Czy ja wspominałem, że padał deszcze?
 już prawie pod domkiem! Ulewa, no po prostu z nieba się leje, mało się nie utopiłem

Gdy podchodziliśmy pod domek, przestawało padać. No tak, gdy kończymy spacer. Jakby nie mogło być odwrotnie. No cóż taki los, ciężki los, a potem się wszyscy dziwią czemu jestem taki smutny.

Po drodze do domku jeszcze spotkałem wesołego pieska, takiego jakiegoś rozszalałego. Z perspektywy czasu widzę, że chyba miał DVD czy też ADHD. Jeszcze nim trafiliśmy do domku, to znalazłem sobie patyczek i pobawiłem się w gdzie jest Furiat. 
chyba jestem coraz lepszy w tę zabawę?!

W końcu dotarliśmy pod domek, tak więc na moim trawniczku mogłem poszaleć, poganiać za piłeczką
znalazłem piłeczkę, którą wyrzuciłeś, i co teraz mam ją przynieść?
nie omieszkałem między kolejnymi biegami za piłeczką znaleźć sobie patyczka 
tym zdjęciem przypominam, że jestem buntownikiem żyjącym na krawędzi

Już miałem się zbierać, gdy nagle pojawiły się dwa dzieciaki i głaskały mnie i się przymilały, zupełnie jakby coś chciały. Chwilę potem pojawiła się moja sąsiadka z piętra. Poganiałem za nią, niestety na smyczy. Pan się jedynie dziwił, że przed chwilką nie miałem siły zrobić kroczku, a teraz biegam jak dziki
 no weź, ja chcę za nią pobiegać, a Ty mi nie pozwalasz
foch za zachowanie Pana

W domku podziobałem obiadek. Nie bardzo mi smakował, co innego jedzenie które przy dużym stole jedli Borowscy. To na 100% było bardzo smaczne. Próbowałem je zdobyć, ale nie udało się i na uspokojenie zostałem odseparowany. Po dwóch takich ekscesach, uświadomiłem sobie, że nie powinienem im przeszkadzać. Gdy skończyli, to poprzeciągałem się z Panią moim sznurem. Potem obiekt do zabawy się zmienił, ze sznura na piłeczkę na sznurku. Niestety po krótkim czasie okazało się, że piłeczka szybko się popsuła. Powiem Wam, że jak byłem malutkim psem to wydawała się jakaś twardsza albo coś.

Już się ściemniało więc powolutku ułożyłem się do spania przed snem. Tak sobie drzemałem, gdy nagle ni stąd, ni zowąd Borowscy udali się spać. Ja powędrowałem za Nimi i położyłem się między łóżkiem, a komodą. Za chwilę wylądował na mnie szlafrok i tak sobie leżałem. Gdy już smacznie spali, ja  poczułem zew natury. Chciałem siku. Na moje siadanie i wdrapywanie się na łóżko zareagowała Pani. Chwilę mnie pogłaskała i zaraz potem poinformowała Pana, że chyba chcę na dwór. Poszliśmy i w środku nocy, w ciszy i spokoju zrobiłem siusiu. Po powrocie dostałem pełną miskę wody i tak usnąłem. Otworzyłem oczka, gdy tylko się rozjaśniło i ruszyłem na podbój pokoju. Wdrapywałem się na łóżeczko, to w nogach, to przy głowach, w końcu wstali. Tak minął mi wczorajszy dzień, oby wasze nastroje były weselsze. Do ugryzienia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz