wtorek, 8 kwietnia 2014

Nowa formuła - poniedziałek

Pierwszy dzień tygodnia jak zwykle jest najcięższym dniem. Muszę się przyzwyczaić, że Borowscy po weekendzie spędzonym ze mną wychodzą  z samego rana. Boli mnie to trochę, ale w zamian mam spokój i mogę robić to, co żywnie mi się podoba, czyli spać, smacznie spać, czasami bawiąc się kosteczką, lub inną zabawką. Koniec końców odpocząłem, ale byłem smutny. Takie sytuacje budzą we mnie (uwaga trudne słowo) ambiwalentne uczucia.

Koniec końców Pan wrócił i bez zbędnej zwłoki wyszliśmy na spacerek. Szybko zrobiłem to, co powinienem i ziewałem licząc, że szybko wrócimy do domku. No i się przeliczyłem, bo podreptaliśmy na spacer dalej przed siebie. Było to bardzo długie doświadczenie. Poszliśmy w zupełnie nowe dla mnie miejsca i choć nie były one wyjątkowo daleko, to jęzor wylądował niemal po kilku krokach na ziemi, a gdzie tam jeszcze do celu. Na miejscu spotkał mnie taki oto widok:
Próbowałem polować na to, co chodzi po wodzie, ale się nie udało

Początkowo próbowałem za tym czymś gonić, ale to coś dość szybko pełzało po wodzie, bo nawet nie miało nóżek. Ech, trudno, napiłem się co nieco i języczek od razu samoczynnie się schował, a więc byłem gotowy iść dalej. 
wspinałem się na górki i schodziłem w dołki

Wokół ani żywej duszy, więc hasałem bez smyczy. Niestety szybko zmęczenie wróciło i jęzor znowu wylądował na ziemi.
och, jaki ja jestem zmęczony

Nagle Pan się oddalił, a to wszystko było spowodowane moim świetnym nosem. Ociągałem się dyskretnie, aby mnie nie przyuważył, bo wyczułem pewien interesujący zapaszek.
 coś mi tu pachnie!
 idź spokojnie dalej, ja tu coś czuję
znalazłem!
Jednak moja radość nie trwała długo, bo bardzo szybko doskoczył do mnie Pan i wybił mi pomysł podjadania z głowy! Od razu wylądowałem na smyczy i szybko wracaliśmy. Niestety mimo zmęczenia, nie wracaliśmy do domku, a szliśmy w kierunku pracy, czyli do Pani. Droga ta była jednak bardzo, ale to bardzo okrężna.
już prawie w pół drogi, uf jak ciężko, uf jak gorąco

Tak sobie szliśmy, mijaliśmy kolejne łączki, uliczki oraz chodniczki. Ba minęliśmy nawet budynek z wielkim młotem. Ech, następnym razem jak tam będę, to zrobię wam fotkę. Potem weszliśmy między bloki, gdzie zwiedziliśmy okoliczne ogródki działkowe, znaczy chodziliśmy, na około podziwiając kurki, gęsi i gołębie zza siatek, płotów i kratek, a nawet zza litych blaszanych płyt.
właśnie próbuję zbliżyć się i poobserwować z bliska gęsi

No cóż, po chwili Pan spojrzał na zegarek, a to znaczy, że gdzieś się musimy śpieszyć. Ociągając się, acz stanowczo idę za nim. Zmęczenie powoli odbiera mi rozumek i nawet się nie zorientowałem, że byliśmy już pod pracą. Wparowałem szybko na teren i pędzę jak szalony do Pani. Tam otwarte drzwi, ale ja wejść nie mogę - Pan mi zabrania, dając wyraźne znaki smyczą. Z rozpaczą popatrzyłem na Niego i pytająco się oblizywałem - jak mam uratować Panią, jak nie mogę wejść do środka? No cóż, ten czas postanowiłem wykorzystać na odpoczynek na chłodnym betonie.
Odpoczynek w cieniu, to dobra rzecz po ciężkim i długim spacerku

W końcu wyszła Pani i mogliśmy razem wrócić do domku. Czasami tak sobie myślę, że Pani to może wyjść z pracy sama i chyba nie muszę jej ratować za każdym razem. Ech, no nic, będzie o czym myśleć podczas drzemki. W domku obiadek i oczywiście krótka drzemka. W między czasie dostałem jakieś ogony z bigosu, za którymi moja Pani nie przepada. Przyznam się szczerze, że zupełnie nie rozumie dlaczego, mi to smakowało. Dziś pierwszy raz sam podszedłem pod drzwi i zacząłem piszczeć, okazując swoje zainteresowanie wyjściem na dworek. Wyszliśmy szybko i ledwo zdążyłem zrobić siusiu to z klatki wybiegła moja koleżanka z parteru. Dziś było fajnie bo mogliśmy się poganiać. Latałem za nią, ale niestety nie nadążałem. Och, jak ja się za nią naszczekałem. Zataczałem mniejsze kółeczka, a i tak mi się wymykała. Ech, zabawę przerwało moje zainteresowanie leżącą bułką. Przez to całe zamieszanie nie miałem już siły na kupkę i zrobiłem ją w domku, zaraz po powrocie ze spacerku. Ech, znowu bura, znowu krzyki. O co wam chodzi, skoro zaraz się sama posprzątała? W kagańcu posapałem troszkę. Po wszystkim chyba przemyśleli co nieco i dostałem odrobinkę gofra z dodatkami. No po prostu rewelacja, a nawet nie pomagałem w przygotowaniach. Powiem szczerze, że chyba przestanę to robić, bo lepiej na tym wychodzę!

Kolejny spacerek to spotkanie z sąsiadką z piętra. Tu również sobie pobiegaliśmy i poskakaliśmy. Tą panią pies na szczęście mogę dogonić.

Dzionek chylił się ku upadkowi, jeszcze wylizałem pojemniczek po bigosie. Ot taki deserek po kolacji, ale nie na słodko, a na mięsno. Jeszcze zabawa hałaśliwą buteleczką i z pełnym brzuszkiem i spokojem na serduszku mogę iść spać, nie zapominając o swoim rytuale kręcenia się między legowiskiem, \nóżkami Borowskich, a podusiami. 

Tak więc podsumowując poniedziałek zleciał bardzo szybko. Myślę, że całkiem dobrze i aktywnie spędziłem ten dzień. Dzisiejszy dzień to również rewolucje blogowe. Postanowiłem moi Drodzy, pisać posty podsumowujące dany dzień - dnia następnego, czyli z rana, czyli wtedy kiedy się wyśpię i kiedy mój wybitny i analityczny rozumek jest najbardziej aktywny. Mam nadzieję, że przypadnie Wam to do gustu. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz