Po powrocie zasiedli do pysznie pachnącego śniadanka, które Pani z wielkim trudem przyszykowała. Nim siedli ja już jedną kromeczkę zwędziłem z talerzyka Pana. Dostałem niezłą burę, a nawet nie spróbowałem ani kęsa, najmniejszego, no po prostu nic a nic. W ogóle zazwyczaj jak udaje mi się coś zwędzić, to z talerza Pana. Nie wiem, stoi on jakoś tak bliżej, albo może bardziej wystaje. Po śniadanku chwilka relaksu i zabraliśmy się do roboty. Pani w kuchni znowu pichciła, a ja z Panem sprzątaliśmy. Odkurzanie, mycie mebli i w końcu mycie podłóg, ale po kolei. Początkowo sprzątanie nie było fascynujące, więc pomagałem Pani w kuchni., jednak gdy w ruch poszedł odkurzacz, to ja byłem na pierwszej linii ognia. Stała się rzecz niesłychana, pokoik znowu się poprzestawiał, czyżby znowu szykowała się jakaś imprezka?
to co jest jakaś imprezka, czy nie ?
Niestety nie uzyskałem odpowiedzi na to pytanie, ale wszystkie moje zabawki i wszystkie moje rzeczy wylądowały w torbie na balkonie, nawet legowisko. Czułem, że coś będzie nie tak. Pani tymczasem zamknęła się w kuchni, więc ja oczywiście przestałem sprzątać i włączyłem pod drzwiami tryb czajniczka. Piszczałem i kwiliłem, ale to nic nie dawało dopóki Pan nie wparował z parownicą i nie zaczął tam pucować podłogi. Oczywiście po kuchni przyszła kolej na inne pomieszczenia i jak się można spodziewać moja obecność w kuchni (która wcześniej była niezbędna), okazała się być mało ważna - ja muszę biegać i muszę szczekać za parownicą.
Gdy podłoga już świeciła i Pan po kąpieli oznajmił mi, że idziemy na spacer, ja nie czekając na rozwój wypadków, postanowiłem się wysiusiać pod stołem na dopiero co wypucowanej podłodze. Ech, krzykom nie było końca i parownica znowu poszła w ruch, na całe szczęście jeszcze ciepła szybko się nagrzała i problem znikł jak za dotknięciem magicznej ścierki.
Trochę moich rzeczy wylądowało w torbie. Zabraliśmy ze sobą parownice i pojechaliśmy w długą. Pojechaliśmy do Freda. Pan obładowany się wlókł po schodach, ja natomiast chciałem jak najszybciej zobaczyć, co jest w miskach. Po otwarciu drzwi wystrzeliłem do kuchni nawet nie zwracając uwagi na Pana, który mi znikł i już nie wrócił. Zrozpaczony piszę do Was. Biegałem i spacerowałem po Sośnicy z Panią Spaniel, ciągle zastanawiając się dlaczego nie spędzam imprezy z moją rodzinką. Obudziłem się, a ich dalej nie ma, pewnie porzucili mnie na zawsze. Dam im czas do wieczora, jak ich nie będzie to oficjalnie mówię, a raczej piszę, że się obrażę i basta. Do ugryzienia moi mili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz