niedziela, 1 lutego 2015

Słoneczna rozgrywka

Wczoraj od rana czułem, że weekend będzie wspaniały. Sobota zaczęła się bardzo przyjemnie od spacerku. Od spokojnego spacerku na który poszedłem z Panem z samego ranka. Wtedy jeszcze słoneczko nie wyglądało zza chmur, ale czułem że będzie. Poranny spacerek był bardzo szybki i krótki. Nie obijaliśmy się i nie traciliśmy czasu na zbędne wąchanie i chorzenie. Po prostu załatwiłem swoje sprawy i szybciutko wróciliśmy do domku bo śniadanie czekało.
no otwieraj i idziemy


śnieg, wszędzie dużo śniegu

oooo a co tu za ciekawostki piszą

idziemy przed siebie

i już wracamy, tutaj ostatnio biegałem za piłeczką

Po śniadanku oczywiście położyłem się spać. Sobota mijała leniwie ale nadzwyczaj szybko. Siedzieliśmy przy telewizji, coś tam się sprzątało, ale ja dzielnie spałem. W końcu jednak wybudziło mnie słoneczko. Niebo rozpromieniło się więc wyciągnąłem Pana na długi spacerek. Poszliśmy na nasze pole aby sobie pobiegać za piłka. Znaczy ja pobiegałem za piłką. Idąc na pole podziwialiśmy piękne widoki malowane światłem i lodem. Wszystko wyglądało jak z bajki. Jak doszliśmy na miejsce to zaczęło się prawdziwe szaleństwo biegałem za piłką po głębokim śniegu. Uszy i łapki mi przemarzły a nos niemal cały wytarł. Czasami odechciewało nam się biegać, ale zaraz mi się wracało. W sumie co chwilę rozpraszały mnie szczekające gdzieś w oddali pieski. Zasady gry w piłkę ze mną są następujące. Piłka powinna lecieć zawsze nisko, bo muszę ją ciągle obserwować, trzeba ją rzucać w stronę w którą patrzę, bo inaczej na pewno po nią nie pobiegnę, ponadto jeśli piłka spadnie z dala od miejsca, które ja przewidziałem to najprawdopodobniej jej też nie przyniosę bo nie znajdę. Czasami mogę sobie bez powodu nie przynieść piłki. A no i najważniejsze, w każdej chwili mogę przerwać zabawę bez podania przyczyny i nawet jeśli człowiek przerwie to ona tak naprawdę nie jest przerwana i usprawiedliwiony jestem skacząc po piłkę.
ojejku ale ładnie
te ślady to moje!

no rzucaj piłkę jak ją przyniosłem

mam piłkę i zaraz przybiegnę

o jak ładnie pachnie śnieg

biegnę

biegnę za piłką

oooo coś tam jest!

Okazało się, że Pan skończył zabawę, choć wszyscy Wiemy (po przeczytaniu) powyższego, że tak naprawdę jej nie skończył. No ale musieliśmy wykonać zadanie, którym było kupienie jakiś tam produktów na obiad lub kolacje, którą miała przygotować Pani. No więc dreptaliśmy dzielnie laskiem znowu podziwiając bajkową krainę, którą stworzyła dla nas zima. Przy okazji postanowiłem się odezwać do gadających gdzieś w oddali psiaków. Gadali takie głupoty, że musiałem wtrącić swoje dwa grosze.
słońce świeci nad nami

gadam!

Potem w zasadzie wędrowaliśmy lasami i łąkami spotykając różnych wesołych ludzi i kilka wesołych piesków. Aura się bardzo nie zmieniała, ale im głębiej w las tym bardziej bajkowy krajobraz. Nie mogłem się nadziwić temu jak zimna może być piękna mimo iż jest praktycznie dwukolorowe. Sople lodu na drzewach mieniły się wieloma barwami, a gałęzie ciężkie od śniegu trzeszczały od lekkiego wiaterku. Mijani ludzie ciekawili się jak sobie daję radę z tak krótkimi nóżkami w zaspach śnieżnych. Otóż z tego miejsca chciałem powiedzieć, że nie mam krótkich nóżek, ale wszystkie inne psy mają za długie nogi. No może oprócz jamników.

jesteśmy na łące

idziemy ścieżką

a siądę sobie

śnieg, wszędzie śnieg

o ja chcę coś takiego dla siebie jak ma ten mały człowieczek

czy mam coś na nosie?

o jak ładnie i cicho!

wszędzie czuć tylko świeżością


Na wyjściu z lasu udało mi się jeszcze spotkać jeszcze jednego wielkie puchatego pieska. Tylko się z nim obwąchałem i poszedłem dalej. Od teraz szliśmy już ulicami, ale po drodze jeszcze minęliśmy wielką górkę na której ślizgały się dzieci wraz z pilnującymi ich rodzicami. Niemal wszyscy byli zafascynowani moim nietypowym wyglądem. No i w końcu dotarliśmy do sklepu, przed którym chwilkę poczekałem obwąchując latarnię do której byłem przyczepiony.
wyszliśmy z lasu, więc sklep coraz bliżej

Po chwili wyszedł Pan z zakupami. Jedna mała reklamówka a w niej jakieś pudełko zapewne to coś na obiad lub kolacje i owoce zakazane dla mnie, czyli winogrona. Wracaliśmy już zdecydowanie mniej bajkową trasą bo osiedlami i ulicami. Na szczęście w końcu weszliśmy na łączkę nieopodal naszego domku i znowu a w zasadzie w dalszym ciągu zima była piękna i fascynująca.

czuję, że zbliżamy się do łąki

o już prawie jesteśmy

Po powrocie do domku byłem bardzo zmęczony a więc zjadłem obiadek, popatrzyłem jak Borowscy coś szybko odgrzewają i jedzą i w końcu na swoim foteliku poszedłem spać. W zasadzie to przez Fuksję szybko położyłem się spać bo jej pozazdrościłem. Ona niemal ciągle spała. Dodatkowo w mojej pogoni za snem pomagała mi aura za oknem, bo już robiło się bardzo ciemno.
Fuksja śpi na podusi, na Pani

ja zasypiam na foteliku a Fuksja została przeniesiona na swoje legowisko

Tak sobie drzemałem aż do spacerku po którym zjadłem kolacyjkę i pomogłem Borowskim szykować ich jedzenie, oczywiści liczyłem, że coś spadnie i w zasadzie coś tam nam spadło. Okazało się, że nasz zakupione pudełko to była śmietana do jakiegoś sosu a na patelni skwierczał boczek. Nasza cała rodzinka w kuchni to naprawdę wielkie wydarzenie, bo robi się ciasno i gwarnie.
no co, zaraz będę kroiła - powiedziała Fuksja

nooo szukaj ten makaron!

niektórzy za bardzo udzielają się w kuchni!

Borowscy zjedli ładnie pachnącą kolację - jakieś spaghetti, czy coś takiego. No a mnie udało się dopaść do talerze i go wypłukać po tym jak już Borowscy zjedli. No a potem to sen w salonie i szybki nocny spacer na małe siusiu. Przy okazji zapomniałem wam wspomnieć wcześniej, ze LaBuni zamarza jeden zamykacz drzwi i nie zawsze się chce zamknąć. Mimo iż nie jeździliśmy ostatnimi dniami, to Pan sprawdzał częstotliwość tego problemu. No i tak było na nocnym szybkim spacerku. Potem wróciłem do spania przy telewizorze oczekując aż przeniesiemy się do sypialni. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz