niedziela, 8 lutego 2015

Sobotni wieczór w mieście

Całe sobotnie przedpołudnie było najnormalniejszym w świecie sobotnim przedpołudniem, no może poza tym, że śniadanko dostałem w klatce i był to pasztecik z puszki. Tak więc spacerek, sen i trochę sprzątania między kolejnymi filmami lub serialami.
Po obiadku zrobiło się bardzo ciekawie. Najpierw po 30 minutach od jedzenia wyszedłem z Panem na dworek. Spacerek był bardzo fajny zwłaszcza, że na niebie świeciło piękne słoneczko. Nie oddaliśmy się za nadto od domku bo czekaliśmy na telefon od Pani. Poszliśmy więc jedynie do pobliskiego lasku przy okazji trochę pobiegałem za piłeczką. Nie miałem jednak na to za bardzo ochoty. Zrobiliśmy duże kółeczko po okolicy  pokonując śnieg i grzejąc się w słoneczku. 

idziemy

w lasku

o a te ślady to czyje?

na łące, choć widać tylko śnieg

spacerujemy

Gdy wróciliśmy pod autko była już tam Pani razem z Fuksją w transporterze. Już się domyślałem, że gdzieś jedziemy. Sądząc, że już byłem na spacerku to teraz na pewno nie jedziemy na spacer. Mój chytry nos podpowiadał mi, że jedziemy kogoś odwiedzić. Nie myliłem się, po długiej drodze i małej wizycie w sklepie wylądowaliśmy pod domkiem Freda. Cieszyłem się jak dziki, ale najpierw poszliśmy odwiedzić mieszkanko z kafelkami. Tam od razu wypiłem sobie trochę swojej ulubionej wody z miseczki w prysznicu. Potem oczywiście sobie łobuzowałem i nie słuchałem nikogo. Fuksja tymczasem była bardzo nerwowa i nie dało się z nią bawić, bo ciągle syczała, albo gdzieś się chowała. Po dłuższej chwili i po tym jak Pan sprawdził, czy komputer, który naprawiał działa w końcu pożegnaliśmy się i poszliśmy do Freda. 
Fuksja i ja na kolanach Pani

e co tu jest na stole?

Fuksja 

ja pierwszy na kolanach

Po schodach to już niemal biegłem i zaraz po otworzeniu drzwi to już prawie leciałem, jedynie hamowała mnie smycz. Gdy smycz w końcu została zdjęta po chwili mojego spokoju w końcu pobiegłem do kuchni do misek, gdzie od razu wyczyściłem miskę. No z pełnym brzuszkiem mogłem się przywitać i od razu udałem się do salonu, gdzie już podawana była lazania. Fred coś tam szczekał, ale nie zwracałem a niego uwagi bo czekałem aż coś spadnie ze stołu a ponadto bawiłem się z człowiekiem od wesołej blondynki. Bo u Freda nie tylko my byliśmy zaproszeni. W każdym razie w końcu zaczął przeszkadzać mi dokuczający Fred na tyle, że aż mu odszczekałem. A co niech wie, jak szczekają takie małe psiaczki jak ja.. Fuksja tymczasem znowu zaczęła być nie w sosie. Po prostu na wszystkich szczekała, syczała i warczała a nawet atakowała. Nawet drapała kanapę w gościach!  Nie miała się z kim bawić, bo ja byłem najedzony i w zasadzie leniwie bawiłem się z człowiekami ale powoli zbierało mi się na sen. Fred tylko na Fuksje warczał a Mila się schowała. Tak więc Fuksja mogła być trochę sfrustrowana albo coś. Pani próbowała ją uspokoić, ale ta tylko z pazurkami na Nią! No i tu przebrała się miarka, Pan sprawnym ruchem złapał ją za karczycho i do transportera. Zresztą niedługo potem i my się zbieraliśmy do domku.
zła Fuksja na oparciu kanapy

Wróciliśmy pod domek i szybki spacerek tylko po to aby odwiedzić nasze pole. W oddali było widać jedzące dziki a kilkanaście metrów od nas przemknęła sarna. Chwilę potem już podążałem jej tropem, niestety wbiegła w gęsty las i Pan nie chciał tam iść. Tak więc wróciliśmy do domku aby najnormalniej w świecie położyć się spać. Kolacje jak się okazało zjadłem u Freda. No nic na szczęście głodny nie jestem, a tez nie zjadłem jakoś bardzo dużo wiec czułem się bardzo dobrze. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz