niedziela, 22 lutego 2015

Dawno mnie tu nie było

Dzień był bardzo zapracowany i bardzo zwariowany, ale na sam początek podam kilka faktów i to nie miłych. Powoli zaczyna mi brakować tego błyskania naszym aparatem.  Jest on w naprawie od 28.01.2015 i z tego co mówi Pan to nie dość, że zapłaci za jego naprawę moim jedzeniem to jeszcze nie wiadomo ile czasu ona potrwa. Ech Pan chodzi smutny, Pani chodzi smutna i ten nastrój udziela się i nam. Tak więc dziękuje ci serwisie Nikon Polska za nieuprzejmą atmosferę w domku. No teraz trochę się pożaliłem a więc mogę wracać do naszego dnia. Od rana byłe praktycznie w "pracy". Odwożąc Panią chwilę z nią zabawiliśmy i szybciutko wróciliśmy do domku aby skoczyć na jeszcze szybszy spacer.
spacerujemy i wypatrujemy
Na porannym spacerku spotkaliśmy bardzo miłą Panią z bardzo niemiłym pieskiem. Pani mnie ładnie głaskała i chwaliła moje piękne futerko i w ogóle mnie komplementowała. Jej piesek ciągle na mnie warczał i bardzo się na mnie jeżył. W końcu się rzucił i zaczął szczekać. Ja szybko odskoczyłem i bardzo mocno i głęboko zawarczałem. Tak się pożegnaliśmy!
powoli wracamy

W domku szybko położyłem się spać. Jednak sen nie był zbyt długi, bo Pani od dnia wcześniejszego się źle czuła więc musieliśmy pojechać z nią do lekarza. Szybko się zebraliśmy i pojechaliśmy.
przed wyjściem chwila zabawy

no jedź już!

Ja w bagażniku a Fuksja na fotelu pasażera przypięta do Pasów. Szybko dojechaliśmy na miejsce i równie szybko Pani zniknęła w budynku przychodni. My, znaczy Fuksja i ja oraz Pan pochodziliśmy w pobliży autka po trawniczku. Fuksja nawet troszkę się ośmieliła i troszkę pospacerowała tak sama z siebie, co było dla nas bardzo dziwne. Może ośmielił ją brak śniegu i słoneczko z bezchmurnego nieba. W każdym razie  trochę pochodziliśmy, trochę powąchaliśmy i nawet się chwilę pobawiliśmy. Mijający nas nieopodal ludzie nie mogli się nam nadziwić, jak to pies z kotem się nie gryzą i nie walczą ze sobą na śmierć i życie. Otóż my jako przykładne "rodzeństwo" się kochamy i jedynie od czasu do czasu się poganiamy dla zabawy. W każdym razie nasz relaks na trawniczku nie trwał za długo, bo Pani szybko wyszła i była trochę zła. W gabinecie Pani dowiedziała się od zastępczej lekarki, że nie jest chora i już.
nieśmiałe pierwsze kroki

ja szaleje na trawniczku

przyglądam się

noski noski eskimoski

noski noski eskimoski nr dwa

czekamy na Panią

przy drzewie

z drugiej strony drzewa

obraziła się

o chyba widziałem Panią

Wracając do pracy Pani zrobiliśmy jeszcze dwa przystanki, na których Pan zniknął. W końcu dotarliśmy na miejsce, gdzie dłuższą chwilkę siedziałem z Fuksja w aucie i czekałem, od czasu do czasu dla rozrywki sobie poszczekując ze swojego bagażnika. Ta nieskończona męka się w końcu skończyła i przyszedł Pan i pojechaliśmy do domku. 
mała drzemka w oczekiwaniu na Pana

W domku spanie było przerywane sprzątaniem. Trochę odkurzania i trochę mycia podłogi i jakieś tam kurze, czyli różne czynności przeszkadzające w spaniu. W końcu dostaliśmy info od Pani, po kilku godzinkach, że mamy przyjechać po Nią. No więc znowu całą paczką się zebraliśmy i w drogę. Pani wsiadła a my pojechaliśmy do centrum, gdzie zostawiliśmy autko i udaliśmy się do Veta oddalonego o kilka kroków od miejsca postoju LaBuni. W ogóle się nie martwiłem wizytą u weterynarza. Dawno nie odwiedzaliśmy tego przybytku, gdzie wszyscy są przerażeni poza mną. 
pod drzwiami

Na miejscu okazało się, że mimo przyjścia po godzinach otwarcia to zostaniemy przyjęci. W poczekali miła Pani oczywiście zafascynowała się moją psiowatościa. Powiedziała, że dziesięć lat miała basseta i czy może mnie pogłaskać. Od razu wyczułem dobrą duszę i się bardzo przymilałem. W końcu czekający ludzie się zmyli i przyszła nasza kolej. Raz dwa trzy ważenie. Najpierw ja potem Fuksja. Ja maksymalnie 30, przy czym ten wynik jest orientacyjny, bo leżałem i raz głowa się łapała a raz nie, a to ogon był na ziemi. No po prostu jeden wielki chaos. Potem Fuksja na mniejszej stołowej wadze. Przy niewielkim akompaniamencie jej syczenia i warczenia waga pokazała 2600. Tak więc stało się jasne: ona jest bardziej niż ja. Ważenie było potrzebne aby zakupić leki na odrobaczenie - prewencyjne. Fuksja dostała pastę a ja swoje tabletki do domku. Nim jednak to nastąpiło zostałem bardzo mocno przywitany przez weterynarza. Nie mógł się mnie nachwalić i nawet wyciągnął mi pyszne jedzenie wielkiego pojemnika. No takich ludzi to ja mogę odwiedzać codziennie przez cały dzień. W czasie przygotowywania wyprawki do domku ja otwierałem po cichutku to pudełko z którego miałem jedzonko. I już miałem się witać z gąską i jeść, gdy mnie Pani lub Pan przyłapywał. Jenak okazało się jeszcze, że powinienem mieć szczepienie przeciwko jakimś czymś zakaźnym. Tak więc szybkim ruchem zostałem wniesiony przez Pana na stół operacyjny, więc szybko się na nim ułożyłem. Pan mnie głaskał i nawet się nie zorientowałem jak zmierzona została moja idealna temperatura i zostałem zaszczepiony Nic nie czułem a przy okazji tuliłem się do Pana. W końcu szczęśliwi i w dobrych nastrojach pożegnaliśmy się i poszliśmy do autka, które jakoś dziwnie krzywo stało. Po pobieżnych oględzinach wróciliśmy do domku aby spać i jeść.
Fuksja na stole a ja z zainteresowaniem nią zerkam

weźmy to pudełko do domku

Fuksja szybko dostała swoją pastę. Chyba jej nie smakowała, ale zjeść musiała. Zasiedliśmy do kolacji a w zasadzie obiadu, gdy Pani się zorientowała, że nie zabrała czegoś dziwnego i bardzo potrzebnego z pracy. Więc szybko dokończyliśmy i ruszyliśmy w drogę. Pieszo załatwiliśmy to raz dwa trzy i już wróciliśmy z zapomnianą rzeczą. Potem już tylko był sen do końca dnia, a w zasadzie to jeszcze malutki spacerek i sen. Przy czym trochę pozamienialiśmy się miejscami. Do ugryzienia!
Fuksja u mnie

ja na fotelu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz