poniedziałek, 2 lutego 2015

Ślady

Pobudka była wraz z pierwszymi promieniami słońca. Piękne słońce mnie obudziło i byłem podekscytowany spacerkiem, który zaraz miał nastąpić. Trochę czasu się namęczyłem, aby przekonać Pana do wstania, ale się udało. Czekałem aż się ubierze i się trochę niecierpliwiłem, ale w końcu się doczekałem i ruszyliśmy w stronę wschodzącego słońca.
no choć, a nie zdjęcia jakieś robisz!
Spacerek był dość szybki i dość krótki, ale bardzo intensywny. Zrobiliśmy sobie rundkę na około pola na którym zazwyczaj biegam i wróciliśmy do domku, aby zjeść i spać. Dokładnie w tej kolejności. Zaraz po pobudce dostałem jedzonko a potem poszedłem w ślady Pana, który położył się spać. Na całe szczęście tak się ułożyli, że znalazło się pod ścianą miejsce dla Fuksji, która uwielbia spać na puchatej zimowej bluzce Pani. Ja po cichutku wskoczyłem na łóżeczko obok Pana i tak się skuliłem, taki malutki zrobiłem aby tylko mnie nie zobaczyli. Leżałem koło Pana  koło jego barku i tak sobie spałem w spokoju do póki nie zrobiło się późno, kiedy to wszyscy się nagle obudzili i zobaczyli mnie. Od razu musiałem zejść, ale nie straciłem już wiele, bo już wstawaliśmy aby przenieść się do salonu.  
spacerujemy!

W salonie jak zwykle sobie spaliśmy. Telewizor coś tam gadał a ja sobie najnormalniej w świecie sobie spałem. Tylko co jakiś czas ruszyłem się sprawdzić co dzieje się w kuchni. Najbardziej jednak byłem zainteresowany winogronami, jedzonymi przez Borowskich. Wiem, że nie mogę ich jeść, ale przecież zjadłbym tylko kilogram. Nawet kot obudził się ze swojego snu aby spróbować zwędzić choć jedno winogrono dla siebie. Niestety nic się nam nie udało więc szybko wróciliśmy do spania!
o winogrona!

czy ktoś powiedział winogrona? Co to jest?

Ponieważ pogoda była wyśmienita, to popołudnie spędziłem z Panem na spacerku. Poszliśmy sobie w okolice opuszczonych torów. Szło się bardzo przyjemnie i bardzo śnieżnie. Słońce nas ogrzewało a my przeszliśmy się w głębokim śniegu. W drodze to jedno miejsce mnie wyjątkowo zainteresowało. Śnieg był w nim jakoś wyjątkowo apetyczny a pod nim była woda. Ech Pan nie mógł mnie od niego oderwać i przez to dużo dłużej musiałem iść na smyczy. 
o a co to tu jest takie fajne?

Zaciągnął mnie siłą na tory, gdzie w końcu odczepił smycz i mogłem sobie pobiegać jak szalony za piłeczką. Ostatnio Pan ciągle zabiera na spacerek, pewnie chce abym się porządnie wybiegał i to się udaje i mi się podoba. Tak więc latałem jak szalony po jakiś nieużytkach za każdym razem przynosząc piłeczkę do rąk własnych Pana.
no rzucaj!

no dawaj

jestem tak daleko z piłeczką

ale ty mi nie rzucaj w śnieg!

Przy okazji Pan postanowił na moim przykładzie pokazać światu jak wyglądają ślady basseta w przypadku gdyby komuś przyszło do głowy tropić jednego takiego jak ja. Nie wiem po co ktoś miałby szukać basseta przecież każdy dobrze wie, że basset przyjdzie jeśli będzie chciał i kiedy będzie chciał i przy tym na 100% odnajdzie swój cel, dzięki swojemu nosowi. 
tutaj są ślady basseta idącego (na dole), węszącego (w górnym prawym rogu) oraz biegnącego (po lewej na górze)

W każdym razie po takiej lekcji powoli zbieraliśmy się do domku. Oczywiście poszliśmy przez miasto, bo jeszcze musieliśmy wykonać jakieś zadanie związane z pieniędzmi - coś wpłacić albo wypłacić albo coś takiego, no nie pamiętam. W każdym razie przyszedł czas aby trafić znowu na smycz i w drogę przed siebie.
no co, lubię śnieg

dobra czas do domku

jeszcze tylko jedna piłeczka i do domku

czy to tu zawsze stało?
e chodźmy się temu przyjrzeć!


Załatwiliśmy to coś związane z pieniędzmi, ba nawet nie musiałem czekać na zewnątrz. Wszedłem z Panem i sobie grzecznie patrzyłem jak coś tam robi. Mam nadzieje, że było to związane z jedzonkiem dla mnie. Dreptaliśmy po głównej ulicy naszego miasteczka i co chwilę latałem od jednej strony na drugą tak wiele ciekawych rzeczy było do przeczytania a tak mało czasu, bo już powoli słońce chowało się i szło spać. Pod samym domkiem skoczyliśmy jeszcze do sklepu po jakieś rzeczy na obiad. Niestety pod tym sklepem musiałem poczekać. 
Szybciutko wróciliśmy do domku, w sam raz aby zobaczyć jak Pani kończ prasować, ale coś mi się wydaje, że takie szybkie prasowanie to zasługa Fuksji.
i kto tu prasował?

Ja w tym czasie starałem się znaleźć miejsce na kanapie, tak po cichutku aby nikt mnie nie zauważył. Poza tym to była przemyślana strategia, bo zaraz miał być obiad/kolacja a w zasadzie obiado-kolacja. Niestety długo nie siedziałem, bo zaraz musiałem schodzić. Postanowiłem więc spróbować coś zabrać ze stołu - nie udało się i przez to się troszkę pokłóciłem z Panem.
mnie tu nie ma!

Tymczasem moje miejsce na kanapie zajęła Pani i Fuksja. Jakoś ta mała kocica może sobie leżeć na kanapie a mnie jakoś nie wolno - odbieram to jako małą dyskryminacje. No trudno musiałem się z tym pogodzić jedząc kolacje i idąc na spacerek. 
ech  i gdzie tu sprawiedliwość

Wieczorny spacerek odbył się po naszym osiedlu. Zrobiliśmy dość spore kółeczko przy okazji śledząc jakieś znajome pieski. W końcu pusty i zmęczony udałem się do domku aby spać, oczywiście na swoim foteliku. Brakuje mi jeszcze tylko abym miał własnego pilota do TV i jakieś ciepłe przekąski. No ale to takie moje malutkie marzenia.
oooooo na fotelu to jak w niebie

Spałem sobie smacznie, ale nie mogło być przecież tak cudownie, bo przecież jest kot. Ta mała małpa przeszkadzała mi w spaniu bo znalazła sobie nową zabawkę w postaci moich uszów. No trochę się przebudziłem, ale szybko skorygowałem położenie i zasnąłem.

ale ma zabawkę?!


Po dłuższej chwili udaliśmy się do sypialni za Panią. Ja oczywiście położyłem się jak trzeba na swoim kocyku i podusiach. Kot natomiast początkowo trochę skakał ale w końcu po wieczornej toalecie poszła spać.
ja śpię

Fuksja robi toaletę i zasypia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz