Weekendy w naszym domku są bardzo interesujący a zwłaszcza ostatnio. Z każdym razem budzę się zawsze tak jak w tygodniu i nakłania do wstania Pana, z tym że nie muszę jakoś specjalnie się o to starać. Pan jakoś tak po prostu się budzi chwile po mnie. Tak trochę zaspany Pan poszedł ze mną na spacerek, szybki spacerek.
ja prowadzę
Już na samym początku, tego krótkiego spacerku spotkaliśmy grupę troszkę starszych Pań uprawiających spacerowanie z kijkami. wszystkie były zachwycony mną i oczywiście głaskały mnie a ja się do nich tuliłem. Niestety czas było wracać i się pożegnaliśmy z Paniami. W domku oczywiście zabrałem się za jedzenie i za Panem wróciłem do sypialni na jeszcze małą drzemkę.
wracamy?
Ta nasza drzemka przeciągnęła się bardzo bardzo długo. Gdy w końcu wszyscy wstaliśmy słońce było już niemal w zenicie. Na szczęście w moim dniu niewiele się zmieniło. Bo jak tylko Borowscy zjedli śniadanie (późne śniadanie) to wróciłem do spania. Jednak od razu czułem, że dzień nie będzie aż tak leniwy. I się nie myliłem, najpierw przyszedł czas na sprzątanie, co prawda nie było to jakieś wielkie sobotnie sprzątanie, ale mimo wszystko o spaniu mogłem zapomnieć. Potem akcja przeniosła się do kuchni gdzie po raz kolejny w ostatnim czasie szykowało się chili con carne, przynajmniej tak planował Pan. W trakcie przygotowań było dane mi spróbować surowego mielonego mięska a dzięki złodziejskim zdolnością Fuksji również cebuli, czosnku oraz fasoli z puszki. Nie było tego dużo, ale zawsze coś. Gdy całość się już gotowała w garnku a przyprawy sprawiły, że było to palące niczym piekielne ognie (tak mówi Pan) zostawiliśmy danie do pilnowania Pani. My poszliśmy na spacer z Panem.
Nie był to jednak zwykły spacerek. Bo do zabrany został sznur do gryzienia. To zwykle oznacza, że nasz spacerek nie będzie krótki. I się nie myliłem. Bo poszliśmy odwiedzić okoliczne jeziorka. Oczywiście te większe i częściej przez nas odwiedzane. Ruszyliśmy przez miasto wzdłuż bardzo ruchliwej i głośnej ulicy. Na szczęście nie obyło się tam bez przyjemności. Spotkaliśmy tam Fuksje, no dobra po dłuższych oględzinach kot okazał się nie być Fuksją. To po prostu był jakiś kot - fajny, ale nie chciał za bardzo się bawić, ale był bardzo ciekawski. Nie zbliżyliśmy się do siebie bo musieliśmy iść dalej.
rozpoczęcie spaceru
czy to jest Fuksja?
Przez miasto poszliśmy dalej aby dotrzeć przez park nad pierwsze jeziorko (Staw Zacisze). Minęło niewiele czasu za to wiele sików i dotarliśmy na miejsce. Tam całe jeziorko pokryte lodem i skąpane w słońcu! No po prostu bajka. Obwąchaliśmy wszystko i po upewnieniu się, że wszystko jest na swoim miejscu mogłem ruszyć dalej.
w śniegu to wszystko wygląda inaczej
ojej cały zamarznięty
Przeszliśmy mostkiem gdzie spotkaliśmy biało czarnego i młodziutkiego Husky. Obwąchaliśmy się i każdy z nas ruszył w swoją stronę. Droga minęła nam bardzo szybko i już po chwili byliśmy nad kolejnym stawem (chyb nazywa się Milicyjny). Tam podobnie jak na poprzednim. Lód i słońce. Z tym, że tutaj na lodzie byli ludzie, którzy w przeręblach łowili ryby. Nie wiem czy to skuteczny sposób, ale skoro tam ktoś siedzi to może coś się łapie. Choć ja osobiście bałbym się chodzić po takim lodzie zważywszy, że było już trochę ciepło.
widok ogólny
Jeziorko obeszliśmy naszą zwyczajową drogą a w oddali zauważyłem trzy wspaniałe pieski. Liczyłem, że się z nimi pobawię niestety nim do nich dotarliśmy one zniknęły gdzieś ze swoimi człowiekami. Ech tak to jest jak się goni cel, który traci się z pola widzenia przez górkę. No nic ruszyliśmy przez lasek aby przejść wielkim wałem. Tam z góry zobaczyłem kolejne jeziorko, z tym, że ono nie było w całości pokryte i były na nim Łabędzie. Byłem bardzo zszokowany, bo się zastanawiałem się, gdzie one śpią w takie zimne noce? Czy one nie powinny gdzieś odlecieć czy coś? Na wale spotkałem miłego Pana, który skomentował moje imponujące przednie łapki no i oczywiście uszy. Kawałek z nim przeszliśmy, ale on szedł prosto a my skręcaliśmy.
nasza zwyczajowa trasa w okolicy
na wale
Teraz czekała nas trasa do kolejnego jeziorka, kolejnego celu naszego spacerku. Tak więc malutki odcinek miejski minął nam bardzo szybko i wkroczyliśmy do parku. W tym parku byłem już nie raz, to Park Mieszkańców Heiloo. Teraz zamiast pięknej zieleni pokrytej liśćmi był wszędzie śnieg. Prze park przemknęliśmy bez żadnych przygód i już prawie byliśmy nad jeziorkiem. Jeszcze tylko przejść przez ulicę. Po chwili już byliśmy w parku Skałka.
czy to nasz cel?
Tutaj oczywiście skontrolowaliśmy stan jeziorka. Znowu lód i znowu ludzie na tym lodzie. Z tym, że oni nie łowili ryb a robili sobie zdjęcia. Oczywiście im bardzo zazdrościłem i szukałem miejsca aby samemu wejść na lód.
e tutaj się nie da za wysoko!
W końcu znalazłem zejście. Po chwili już byłem na lodzie i odważnie nim dreptałem przed siebie. W zasadzie to muszę się przyznać, że trochę się bałem, że nigdy nie uda mi się wejść. I choć po sobie tego nie pokazałem to byłem przerażony. Na szczęście udało mi się i szczęśliwy, ale zmęczony wróciłem do domku.
jestem na lodzie
idę, ale nie wiem jak wrócić?!
Droga do domku była bardzo męcząca. Zresztą ja już byłem trochę głodny i przez to zirytowany więc najnormalniej w świecie musiałem coś mocno pogryźć. Po to właśnie Pan zabrał ze sobą sznur. Tak więc uzewnętrzniałem na nim swoje negatywne emocje. W końcu dotarliśmy do domku. Dopadłem wykończony do miski z jedzeniem i po chwili już dokuczałem Pani i Panu w ich obiadku. No ale ostatecznie poszedłem spać. Niestety musiałem sobie poszukać innego miejsca niż fotel, bo ten zajęła Fuksja a ja nie miałem siły i ochoty się z nią kłócić więc położyłem się w swoim kojcu.
Fotel jest zajęty
Do końca dnia był już w zasadzie spokój, jedzenie i sen. Jeszcze dwa spacerki. Przed kolacją i przed samym snem. Gdy późną nocą przenosiliśmy się do sypialni, razem z Fuksją sennie przenieśliśmy się z naszych zwyczajowych pozycji - ja w kojcu a Fuksja na swojej leżance na grzejniku. Tak własnie minęły nam nasze walentynki, na normalnych spacerkach. Dla naszych Borowskich świętem miłości i zakochanych jest 15 lutego - tak się dowiedziałem. Do ugryzienia!
już idziemy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz