Rano ledwo wstałem i ledwo zjadłem swoje suche śniadanko a już musiałem iść na dworek. Zabraliśmy ze sobą tobołki z częścią komputerów. Ledwo daliśmy sobie radę, ale się udało. Zamknęliśmy to w autku i przeszliśmy się czekając na Panią. Od razu spotkałem kolegę.
cześć!
Ten kolega pojawia się pod naszą klatka co jakiś czas i przesiaduje pod nią całymi dniami. Szczeka na wszystkie pojawiające się w okolicy pieski. Nie znam się za bardzo, ale mi się wydaje, że to może być związane z moją sąsiadką z parteru. Może to jej adorator albo coś. Jednym słowem chyba w klatce mam romans jak w doskonałej operze mydlanej. W każdym razie przyszła Pani i pojechaliśmy. Dziś stosunkowo szybko dotarliśmy na miejsce i szybciutko załatwiliśmy nasze sprawy by po małej miejskiej rundce wrócić pod domek i przejść się na szybciutki spacerek. Na szczęście, bo bardzo szybko wróciliśmy do domku i mogłem się położyć spać. Jednak jak zwykle nie było mi dane bo musiałem się przenieść do kuchni aby pomóc Panu w przygotowaniu chruścików. Na szczęście nie my przy tym ciężko pracowaliśmy a nasz mikser. Najpierw wyrobił za nas ciasto a potem nawet je wywałkował. Nam pozostało jedynie przyglądać się temu całemu procesowi. Pan tylko musiał to odpowiednio pokroić przewlekać i usmażyć. Czyli praktycznie nic nie było do roboty. My z Fuksją od czasu do czasu coś tam podkradliśmy nawet surowego, ale ostatecznie grzecznie towarzyszyliśmy Panu w jego zbyt powolnej pracy. Pan na szczęście pomyślał i przyniósł mi moje legowisko, mój pontonik, dzięki któremu zasypiam niemal od razu. Niestety zazwyczaj jest on w strasznym kojcu a wiec w ogóle z niego nie korzystam
ojej co to tak się miksuje!
śmietana to jest to co lubię
zdrzemnę się
Fuksja konsumuje swój pierwszy obiadek, albo drugie śniadanie (na pierwszym planie wałkowanie ciasta)
chrapię, aż pralka się trzęsie
Gdy chruściki w końcu były gotowe, a ja w zasadzie wyspany i najedzony. Zjadłem obiadek i w zasadzie chwilkę pobawiłem się z Fuksją i ledwo się ściemniło, a już musieliśmy iść. Poszliśmy po Panią. LaBunia została pod domkiem a my dreptaliśmy po zbitym i zmrożonym śniegu, który wcześniej topniał z powodu plusowych temperatur. Droga do Pani zajmuje nam kilka minut. Chwilkę musieliśmy na nią poczekać aż się zbierze i poszliśmy na malutkie zakupy do pobliskiego, nowo otwartego sklepu. Oczywiście ja musiałem poszczekać przed sklepem, bo z pieskiem nie wolno. W zasadzie z pieskiem to jedynie można się przespacerować po chodniku lub do parku ale to zawsze na smyczy i tyle. Zupełnie nie rozumie dla czego nie mogę wejść ze swoim Panem do centrum handlowego pooglądać ciuchy, albo do muzeum czy też restauracji. Przecież jak jest się grzecznym pieskiem takim jak ja to nic złego się nie zrobi, a w restauracji to bym zjadł za dziesięć osób.
idziemy na po Panią
czekam przed sklepem
No ale wracając do naszej wyprawy. Pod sklepem chwilę poszczekałem, ale większą część czasu wypatrywałem powrotu Pani i Pana. Gdy w końcu wrócili z małymi zakupami po prostu wróciliśmy do domku. W domku nie było czasu na odpoczynek. Zaraz po kolacji zabraliśmy się do roboty. W kuchni trzeba było zrobić pączki. Te na szczęści znowu zrobił mikser. Trwało to dość długo, bo trzeba było dać czas ciastu wyrosnąć i to dwa razy, a i tak jak się okazuje, czekaliśmy za długo, bo pączków wyszło za mało. No więc ten czas nudy spędziliśmy z Fuksją na zabawie i słuchaniu muzyczki. Na szczęście samo smażenie pączków było bardzo szybkie i dobrze, bo mogłem iść spać do salonu.
kuchenne zabawy
gotowe pączusie!
No niestety w salonie nie było ani mojego pontonu ani fotel nie był jeszcze gotowy do spania. Tak więc trochę zły chodziłem z kąta w kąt. Trochę łobuzowałem aż w końcu Pan mnie uspokoił a chwilę później w domku pełnym zapachu pączków i chrustów poszliśmy spać. Na szczęście w sypialni był mój pontonik. W zasadzie to tyle, ale muszę się do czegoś przyznać. Nad ranem popuściłem trochę w salonie. Przez to się troszkę Pan na mnie pogniewał, ale na szczęście tylko na dłużą chwilę. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz