sobota, 23 sierpnia 2014

Jedzie pociąg z daleka

Rano po krótkiej zabawie z Fuksją i odprowadzeniu Pani do pracy, w głowie Pana zaświtał plan, aby odebrać części do chorej LaBuni. Problem był tylko taki, że owe części czekały na nas w Gliwicach. Kolejny problem jaki zauważyłem był taki, że kulawa LaBunia raczej nie da rady tam dojechać. W mojej główce zrodził się pomysł, że chyba trzeba będzie sprężyć wszystkie cztery łapki, by dojść do celu.


Na szczęście mam jeszcze swojego Borowskiego, który wymyślił, że możemy jechać pociągiem. Cokolwiek to jest, to  uważałem, że to genialny pomysł. Niestety pociąg nie jechał spod naszego domku i trzeba było do niego się udać, tak więc dreptaliśmy po lasach i łąkach aby dotrzeć do centrum miasta. Zwykle pamiętałem, że nasza droga do centrum była szybsza, ale co ja tam mogę pamiętać. Na dworu czekaliśmy dość długo. Trochę odpocząłem po męczącym spacerze, gdy nagle głos znikąd oznajmił, że pociąg nie przyjedzie o planowej godzinie, a spóźnienie będzie należało do dużych. Byłem załamany, bo to oznaczało koniec z podróżą. Na nieszczęście Pan obmyślił plan, że możemy się udać na następny przystanek. Moja początkowa radość okazała się złuda, bo droga nie należała do najszybszych i przez to bardzo się zmęczyłem. Szliśmy miastem, szliśmy łąkami i torami jak się nam wydawało nieużywanymi.
zmęczony, w pięknych okolicznościach przyrody

Już miałem pić, gdy nagle na tych nieużywanych torach, z wolna za naszymi plecami, wyłaniał się pociąg, który dość głośno poinformował nas o tym, że jedzie!!!
zamurowało mnie

Z racji okoliczności nie było gdzie uciekać, na szczęście Pan nie spanikował w przeciwieństwie do mnie i zrobił mały wyłom w krzaczkach na górce, gdzie się schowaliśmy. Pociąg minął nas o włos, ledwo uszliśmy z życiem i jeszcze nigdy z tak bliska nie widziałem pociągu. Zastanawiałem się tylko jak do niego się wsiada. Jednak nie miałem czasu na dalsze przemyślenia, bo musieliśmy iść. Na szczęście było już o wiele łatwiej i z górki. W końcu dotarliśmy na dworzec, gdzie mogłem sobie odsapnąć i w spokoju poczekać na pociąg. Całe szczęście, że się udało, bo już padałem i nie miałem siły dreptać.
odpoczywam

Po niedługim czasie, za krótkim rozległ się głos z nieba i poinformował, że zaraz przyjedzie pociąg do Gliwic. Tak więc na równych nogach czekałem. Nadjechał, ale już nie zrobił na mnie takiego wielkiego wrażenia jak poprzedni, ale teraz byłem już bardzo blisko pociągu, najbliżej jak się dało. Pan pomógł mi się wgramolić do środka, szybko znaleźliśmy Pana od biletów, zwanego konduktorem, który zmierzył mnie wzrokiem i wypisał bilecik. Podróż minęła mi spokojnie i relaksująco, w ogóle nie czułem, że jadę. Ponadto Pan mnie poczęstował przekąskami i ciągle głaskał, było super.
czemu te drzwi robią szuuuuuuuuuu?

Dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy. Teraz szybkie piciu i znowu na nóżkach kawałek drogi przed nami. Pod sklepem z częściami do LaBuni poczekałem sobie na Pana i zostałem obszczekany przez dwa pieski zza płotu. Pojawił się Pan z torbą z kawałkiem, który będzie częścią LaBuni. Czas na drogę powrotną. Dziarsko maszeruję i przy okazji załatwiam swoje potrzeby. Chwilę poczekaliśmy na pociąg przed dworcem przy okazji konsumując obwarzanka. Ponadto wzbudzałem niemałe zainteresowanie wśród mijających nas ludzi. Już zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Kupując bilety powrotne Pan zwrócił się do kasjerki, która nie mała nóg, ale była bardzo wysoka w taki oto sposób: Poproszę bilet normalny do Świętochłowic i ewentualnie jakiś dla tego oto malutkiego szczeniaczka. Tak więc kosztowało to go 7 zł. Oznajmił, że potrąci mi to z jedzenia. Zupełnie nie wiem dlaczego, przecież ja nie chciałem jechać, mogłem sobie cały dzień szczekać w domku. Udaliśmy się na peron i wsiedliśmy. Ja od razu zabrałem się za spanie na nodze Pana. Nasze bilety zostały sprawdzone i podróż mijała spokojnie, choć bardzo powoli, bo co chwila gdzieś staliśmy i na coś czekaliśmy.
mój bilet do domu

No i zatrzymujemy się na stacji, Pan wstaje, drzwi się otwierają i wychodzi, a ja za nim. Trochę przeraziła mnie ta otchłań między pociągiem, a peronem i Pan postanowił mi pomóc ją przejść, łapiąc mnie za nadmiarową skórę by przerzucić. Niestety było to w tym samym czasie, gdy ja zdecydowałem się na skok. Efekt tego był taki, że tylne nóżki wylądowały w otchłani i tylko to, że trzymał mnie Pan sprawiło, że jeszcze żyję. Wygramoliłem się i do domku. Wiedziałem gdzie jesteśmy i bardzo szybko byłem w domku. Tu czekała na mnie Fuksja. Od razu udałem się na kanapę i od razu była przy mnie Fuksja. Nie miałem ochoty na zabawę, tylko na spanie. 
idę spać i nic mnie nie powstrzyma

Nagle Pan oznajmił, że zostaję. Aby mi to powiedzieć, obudził mnie. Powiem szczerze, że mnie to nie interesowało, chciałem spać. Poszedł, zostawił mnie, na szczęście szybko wrócił i to nie sam. Wyczułem go i razem z Fuksją czekaliśmy na niego pod drzwiami. Przyszedł Pan i opiekun Franka. Przywitali się ze mną i mieli wielkie, ładnie pachnące pudełko. Po chwili pojawiła się Pani i siedli do stołu jedząc zawartość pudełka. Pachniało i miałem na to ochotę, ale nie miałem siły, by walczyć o swoje. Chwilę pogadali, pobawili się z Fuksją i Człowiek od Franka znikł. 

Myśmy chwilę odpoczywali, Pani się krzątała. W końcu wszyscy się zebraliśmy i udaliśmy do autka. Zapakowaliśmy się do niego, bo już było naprawione i pojechaliśmy. Odwieźliśmy gdzieś Panią i dalej do Bojkowa. Tam tylko chwilka na zrywanie pomidorków i znowu do autka. Przyjechaliśmy do kafelkowego domku, gdzie był tylko Pan od fajki. Przywitaliśmy się i ja niemal od razu poszedłem spać. Znaczy drzemałem i tak trzy po trzy widziałem co robi Fuksja i reszta towarzystwa. Kot bawił się z Panem od fajki. W końcu poszliśmy na mały spacerek i po powrocie już niemal spałem jak kamień. Budziła mnie tylko Fuksja ganiająca za robakiem. Na całe nieszczęście było to wokół mnie, przez co, co chwilę o mnie zawadzała. Ech, kiedy piesek będzie mógł się porządnie wyspać?

Nagle się zebraliśmy i pożegnaliśmy. Udaliśmy się po Panią i do domku. Droga zleciała szybko, szybciej niż pociągiem i kanapa była moja. Znaczy musiałem się nią podzielić z Panią i kotem oraz na chwilę z Panem. Późną nocą poszliśmy do sypialni spać, jak przystało na normalne zoo. Całość przerwała drąca się na Panią Fuksja, która domagała się jedzenia. Ja zaspany, aby się uspokoić, byłem głaskany przez Pana. Działo się to wcześnie rano, ale już świtało. Nie wiedziałem nawet kiedy znowu zasnąłem. 

Na podsumowanie napiszę, że pociągi są fajne i lubię nimi jeździć, jeszcze gdyby tylko nie było między nimi a peronem, takiej wielkiej otchłani. Spacerki są fajne, ale 10 kilometrów to zdecydowanie za dużo, jak na jeden spacerek, bez przygotowania! Do ugryzienia!

1 komentarz: