czwartek, 7 sierpnia 2014

Zmagania z materią

Pisane pazurem i kocim ogonem :)

Nie mogłem sobie odpuści ani na chwilę pokazywania, kto jest najważniejszy. Wraz ze swoim szlafroczkiem i legowiskiem przespałem cały czas w sypialni. Fuksja również tam była, z tym, że spała w swoim etui i to na półce pod oknem przy samej głowie Pani. No nic, była troszkę bliżej niż ja, ale to nie oznacza mojej porażki. Ja byłem czujny, gdy tylko usłyszałem jakiś dźwięk, czy to przekręcających się Borowskich lub miauczenie Fuksji, od razu byłem w gotowości by pomóc. Niestety, mojej pomocy nie potrzebowali, ale za to dostawało mi się małe mizianko. Przyszedł poranek, kot pił z butli swoje mleko, ja dostałem swoje jedzonko do miski, ale go nie chciałem. Pani i Pan zjedli śniadanie, zamykając wcześniej kotka w sypialni, tak aby mi nie przeszkadzał.

No, w końcu przyszedł czas wyczekiwanego spacerku. Szybko na dworek i zrobiłem wszystko co trzeba było i odprowadziliśmy Panią do Pracy. Droga była w miarę szybka i spokojna. Po powrocie dalej jeść mi się nie chciało i od razu położyłem się spać. W między czasie budziłem się, by sprawdzić czy Pan jest w domku i czy z kotkiem wszystko ok. Oczywiście mogłem to zrobić tylko przez drzwi, bo nas rozdzielili, bo ona jest takim cichym mordercą i boją się o to, że może mnie skrzywdzić. Na szczęście co jakiś czas, zwłaszcza podczas karmienia, Pan pozwalał mi się z nią przywitać i chwilę się pobawić. Koniec końców dzień minął dość spokojnie, na kilku spacerkach.

W końcu ruszyliśmy po Panią. Przygotowanie do drogi trwało trochę dłużej niż zwykle, bo Pan zabrał ze sobą parownice, szczotki, no i mnie oraz kota. Na Panią trochę trzeba było poczekać, ale nie było tragedii, bo co chwila przychodził ktoś i mnie głaskał - na szczęście kota nie widzieli. Gdy pojawiła się Pani ruszyliśmy przed siebie. Okazało się, że jechaliśmy do Bojkowa. Tam był opiekun Franka, z którym się przywitałem i któremu przedstawiliśmy kotka. Nie był za bardzo w sosie. Pan pomagał mu z wyjechaniem z autkiem, a ja dostałem kosteczkę. W między czasie przyjechała opiekunka Freda i lokata dziewczyna z kotem, wcześniej zwana Panią Spaniel. No bardzo się ucieszyłem, bo już tęskniłem za nimi. Freda niestety nie było, przyjechała tylko Milka, czyli czarny kot. No nic, dobre i to. Pozachwycali się kotkiem i trochę się mną pozajmowali. W tym czasie Pan zajmował się czyszczeniem wnętrza autka. Odkurzał je, parował i w końcu jeszcze na wszelki wypadek szczotkował. Pachniało i ładnie wyglądało, do czasu, aż w nie wsiadłem. Jednak nim to nastąpiło jeszcze poganiałem za Milką, pomagając ją złapać, bo uciekła. Na szczęście mieli mnie. Zbliżał się wieczór, więc przyszła pora by się zbierać. Wszyscy powoli się wykruszali i zostaliśmy sami na placu boju. Zapakowaliśmy się do autka i wyruszyliśmy do domku, oczywiście wcześniej zahaczając o sklep, bo podobno w lodówce pusto. Ja jakoś tego nie odczułem, bo w mojej miseczce zawsze jest pełno, co prawda tylko suchej karmy, ale zawsze. No więc pewnie panikują, ale musiałem z kotkiem poczekać w autku. Dość szybko się uwinęli i nie mieli tego jakoś dużo, ale byli bardzo tajemniczy, tak jakby coś knuli.

Wróciliśmy do domku i zostałem nakarmiony z rączki, bo przecież nie miałem ochoty na karmę z miseczki, ale z ręki jak najbardziej. A muszę powiedzieć, że mało z głodu nie zszedłem. Do tego doszła mała pielęgnacja, w postaci mycia uszów i smarowania lekiem skóry. Bo nie przyznałem się Wam  ostatnio, ale po wizycie z kotem u weterynarza okazało się, że mam ziaziu na skórze i musieliśmy jeszcze raz jechać do weterynarza. Na szczęście to nic poważnego, tylko jakieś zapalenie mieszka czy sakiewki. No więc smarują mnie dwoma mazidłami i wygląda ze schodzi. Po pielęgnacji i karmieniu zarówno moim jak i Fuksji, mogliśmy się troszkę pobawić razem w towarzystwie Pana. Była już noc późna, ale nie szliśmy spać, bo jeszcze Borowscy musieli dużo porobić - nie wiem co, ale przynajmniej się pobawiłem.
ej ten kot znowu chce zająć moje miejsce! 
cicho się skrada, by pozbawić mnie życia! 
tu mnie zaatakował, ledwo się wybroniłem
 trwa ostra walka 
odbiłem legowisko 
walka przeniosła się do przedpokoju

W końcu zmęczeni i padnięci oraz z licznymi ranami bitewnymi, znaczy mnie łaskotało wszystko, a Fuksja była cała morka z mojego jęzora, przyszedł czas na spanie. Układ sił jak w noc poprzednią, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Budziłem się przy każdym hałasie i sprawdzałem czy wszystko ok, oraz byłem miziany za czujność.

Możecie sobie myśleć, że to moje lizanie kotka jest jakieś dziwne albo, że sprawdzam smak. Tymczasem wszyscy się mylicie. Ja dbam o zdrowie tego maleństwa. Trochę poczytałem, więc wiem, że takiego kotka trzeba masować, aby pomóc mu w trawieniu. Na trzecim zdjęciu od dołu widać, że jestem w tym dość skuteczny. Zresztą kotek czasami sika na podłogę sam z siebie, ale jakoś jak ja to robię, to jest wielka chryja. Ech, może kluczem do tego są rozmiary? Może jakoś się zmniejsze? No nic czas kończyć, bo muszę kłaść się spać. Do ugryzienia moi drodzy! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz