czwartek, 28 sierpnia 2014

A gdzie zdjęcia

Pisanie ogonkiem :)

Na spacerku porannym byłem tam gdzie ostatnio hasam, czyli w parku. Polatałem troszkę po trawce i zmęczony wróciłem do domku, gdzie miało czekać na mnie jedzonko. Otóż nie czekało. Przypomniałem sobie, że jak rano ukradłem kanapkę ze śniadania Pan powiedział, że ma nadzieje, iż się najadłem, bo to było moje śniadanie. Tak więc byłem nienajedzony, a na domiar złego musiałem siedzieć w małym pokoju otoczony masą zabawek, ze swoim legowiskiem. Taki tragiczny stan rzeczy powodował u mnie piszczenie na okrągło. Sami powiedźcie jak można w takich warunkach egzystować? Tak więc cały czas leżałem i udawałem czajnik i tylko słowa Pana, abym się uspokoił wywoływał chwilę ciszy - na chwilkę. Tak więc zamiast się pobawić i smacznie pospać to cały czas piszczałem.


W końcu poszedłem spać i się zrelaksowałem. Wtedy też Pan pozwolił mi wyjść, więc ja zaraz hyc na kanapę, dołączyłem do kota. Pospałem sobie trochę, ale nie był to zbyt głęboki sen, bo Fuksja ciągle mnie zaczepiała. Gryzła mnie po ogonie, łapkach oraz uszach i nosku. Ja tylko patrzyłem na nią z politowaniem i się nieznacznie irytowałem, bo pokazywanie zębów nic nie dawało, bo wchodziła mi do poszczy. Miałem nie raz ochotę ją dziabnąć, ale wiedziałem, że nie mogę, w końcu to taki mały wredny, ale kochany zgrywus.
o Wielkie Kości, dajcie mi cierpliwość

Powyższe zdjęcie jest jedynym moim zdjęciem choć aparat zawsze Pan miał przy sobie, no ale przecież w domu jest już ktoś/coś bardziej słodkiego niż ja. Ech, ale nie ma się czym przejmować. Jeszcze byłem bardziej zazdrosny niż zwykle o jedzenie Fuksji, bo byłem bardzo głodny. Ta mała franca jeszcze bardzo powoli się delektowała tym swoim jedzeniem, ale to wszystko poza moim zasięgiem.
mlaska jakby to był co najmniej kawior albo szyneczka  

W końcu ruszyliśmy na spacerek i nie czekając na Panią pojechaliśmy po Nią z kotem. Nie martwcie się jednak, bo przed samym wyjściem zjadłem swój wcześniejszy obiadek. Chwilę czasu u Pani spędziliśmy, znaczy ja pilnowałem kota w aucie. W końcu pojechaliśmy dalej do sklepu. Tam znowu pilnowałem kota. Przyszli i znowu w drogę. Zatrzymaliśmy autko i od razu wiedziałem, że będziemy odwiedzać Freda. No Pani sobie z kotem poszła, a ja musiałem z Panem jeszcze pospacerować. Śpieszyłem się ze swoimi potrzebami jak tylko mogłem i w końcu mogłem iść do Freda. Tam się przywitałem najpierw z miskami, a potem z domownikami. Trochę czasu spędziłem na smyczy, bo byłem za bardzo natarczywy, a poza tym pilnowałem, czy Pani dobrze zszywa moją nową zabawkę, którą zakupili po okazyjnej cenie bo była lekko popsuta. Potem się nią pobawiłem i dojadałem resztę z misek. Potem pojawił się Franek i jego opiekunowie. Tak więc sytuacja się bardzo zagęściła i zaostrzyła. Franek i Fred się ścierali, a mnie się obrywało, a to oblała mnie herbata, a to coś na mnie spadło. Siedzieliśmy sobie dłuższą chwilkę, potem skoczyłem na spacerek. Pan i ja i sikanie. Nie był to zbyt długi spacerek, ale bardzo fajny, bo spotkaliśmy małego szczeniaczka - Amstafa. Tak się obwąchaliśmy i przysłuchiwaliśmy rozmowom naszych ludzi. Potem poszliśmy do domku i znowu pod stołem czekanie na jedzonko. Z czasem część ludzi i Franek wyszli, a ja zabrałem się za porządną zabawę moim nowym kurczakiem, piszczącym cichutko kurczakiem.

W końcu wróciliśmy do domku, wdrapaliśmy się z zakupami do domku i odpoczywaliśmy. Chciałem się wdrapać na kanapę, ale niestety było to zabronione. Tak więc pobawiłem się chwilę z Panem na podłodze. Dołączała do nas Fuksja. Ja zająłem się więc leżeniem i czekaniem na głaskanie.
skrada się 
na chwilę przed atakiem

Tak, tak, zabawa Fuksji z Panem polegała na cichym skradaniu się do ręki Pana, ataku, szybkiej obronie i ucieczce gdzie pieprz rośnie i tak w kółko.

czai się bestia
 
zamaskowana

Już chciałem sobie odpoczywać na kanapie, ale moje łobuzowanie i złe zachowanie względem Pani i Pana spowodowało, że w kagańcu wylądowałem w zamkniętym pokoju - w tym pokoju w którym miałem kojec jak byłem szczeniaczkiem. Od razu zasnąłem na podłodze, a Pan przykrył mnie kocykiem. Gdy Borowscy szli spać to mnie oswobodzili, ale nie na długo, bo ja chciałem spać na łóżeczku, ale niestety nie mogłem i przez to znowu wylądowałem w kagańcu, bo nic do mnie nie przemawiało. Koniec końców całą noc spokojnie spędziłem na swoim kocyku i podusiach. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz