Poranny spacerek, ten który polegał na odprowadzeniu Pani do pracy, odbywał się w deszczu. Nie był to zbyt wielki deszcz, ale za to bardzo mokry, tak więc wróciłem do domku troszkę cięższy, niż wyszedłem. W domku od razu wskoczyłem na kanapę, a Pan jedyne co zdążył zrobić, to dać mi ręcznik, który siłą wciskał pode mnie. Tak więc kanapa bardzo szybko troszkę namokła. Mało tego, bardzo szybko w moim odpoczynku zaczęła mi przeszkadzać nudząca się Fuksja.
wstawaj!
nie ziewaj!
Myślałem, że tę małpę zamorduję. Przez nią musiałem wstać i zejść z kanapy i za nią pobiegać, aby się uspokoiła. Na szczęście nie trwało to zbyt długo i mogłem wrócić do swoich poprzednich, nieskończonych jeszcze zajęć. Spałem sobie smacznie, aż do czasu gdy zaczęły się ćwiczenia. Nie były zbyt fajne, bo Pan zniknął za drzwiami informując mnie, że wychodzi. Gdy tylko zaczynałem szczekać, Pan otwierał drzwi i mówił stanowcze Źle!, co wytrącało mnie z równowagi. Tak działo się do czasu, aż uciszyłem się na dłuższą chwilkę - wówczas Pan wszedł, przywitał się ze mną i mogłem w końcu wrócić do spania.
Potem czekał mnie służbowy spacer, mianowicie Pan zabrał wielkie tobołki ze sobą i poszliśmy odwiedzić Panią. Troszkę się tam zeszło, a ja, żeby za bardzo nie przeszkadzać, zostałem przekazany pod opiekę miłego Pana, który mnie oprowadził po całym placu i zwiedziłem każdy zakątek. W końcu moja wycieczka się musiała skończyć i razem z Panem poszliśmy w siną dal. Oznaczało to ni mniej, ni więcej niż to, że dziarskim krokiem ruszyliśmy do sklepu po ciasteczka i do domku, gdzie przyszykowaliśmy obiadek. Wróciła Pani i zjedliśmy, ja z miseczki, a Oni z talerzyków. Trochę im zazdrościłem, ale moje też jest dobre. Po tym wszystkim obserwowaliśmy trochę jak nasza Fuksja bawi się zabawkami, znaczy się zwiniętym kawałkiem papieru. Ech, ta wariatka wszędzie widzi zabawki. Ja nie wiem, jak z nią dalej będzie.
biegała za tym dobre 10 minut
W końcu przyszedł czas, by wyjść na dwór ze szczurami, znaczy się fretkami. Ubrani i gotowi szybko przemknęliśmy przez drzwi i już byliśmy na zielonej trawce. Pobiegałem trochę za tymi małpami, one mnie po podgryzały i poszliśmy do autka, które jeszcze kulawe stało na parkingu pod sklepem. Zabraliśmy kilka drobiazgów i do domku. Tam posprzątanie klatki gryzoni, poganiania Fuksji i wylądowanie w izolatce za swoje grzeszki, czyli kradzenie kapci i innych takich rzeczy.
Na szczęście ze swojej perspektywy mogłem oglądać jak Fuksja z zainteresowaniem obserwuje gryzonie. Mało tego, wspinała się po klatce tak długo, aż jej fretki nie zauważyły, po czym szybko hyc i na podłogę. Ona się z nimi chyba bawiła, tak przynajmniej to wyglądało. Fretki się denerwowały i robiły mały harmider, wyrzucając jedzonko na zewnątrz. Fuksja - spryciula, jest potem ciamkała. Gdy w końcu kara mi się skończyła, to dołączyłem do niej w sprzątaniu.
kombinuje!
Po tym wszystkim skoczyłem na spacerek z rybką. Najpierw za nią pobiegałem, a potem z dumą i satysfakcją ją nosiłem w pyszczku. Po powrocie resztę wieczoru, razem z całą ekipą, spędziłem na kanapie. I nastał czas snu właściwego, a więc udaliśmy się do sypialni na wcześniej upatrzone i wyznaczone miejsca! Do ugryzienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz