piątek, 29 sierpnia 2014

Sprinter

Obudziłem się i od razu przywitałem z Borowskimi oraz z Fuksją, i cierpliwie czekałem, aż się obudzą, by im bardziej nie podpadać. Gdy zjedli szybkie śniadanko, ja niecierpliwie czekałem na wyjście i nie mogłem nic przełknąć. Tak więc odwieźliśmy Panią do pracy i pojechaliśmy do parku, ale trochę dalej niż ostatnimi czasy.

Po wygramoleniu się z gracją z auta, od razu zauważyłem jak blisko miejsca spacerków byliśmy. Tak więc bez zbędnych ceregieli udaliśmy się na trawkę, gdzie pobiegałem za piłką, po drodze się troszkę załatwiając. Bieganie za piłką było bardzo fajnie, ale też bardzo męczące i należała mi się chwila wypoczynku.
szukam miejsca na wiadome sprawy 
szukam tej piszczącej piłki  
jestem padnięty

Jednak siły bardzo szybko mi wróciły gdy pojawił się fajny, acz bardzo zdystansowany pies z miłym Panem. Ten rzucał mu piłkę niemal za horyzont, a ten ją przynosił szybciej niż ja jestem się w stanie obrócić. Mimo wszystko starałem się jak mogłem. Biegałem za nim co sił w łapkach i czasami nawet prawie byłem tylko 50 metrów za nim.
widzicie ucieka bo jest przerażony

No dobra troszkę żartuje, gdy raz na mnie warknął to od razu trzymałem się w niewielkim dystansie. Po kilku rzutach i biegach byłem wykończony jakbym przebiegł 4534325 kilometrów. Tak więc wziąłem się na sposób. Gdy on leciał po piłkę ja w głowie obliczałem połowę dystansu i dobiegałem tylko tam. Czekając, aż on wróci i wtedy go hyc. No niestety, bo i tak mi uciekał, ale trochę mniej. 
fajnie, ale chodźmy już do domku

Wykończony ruszyłem w kierunku autka, ale ponieważ byłem z Panem ,to nie było to takie proste, albowiem wracaliśmy bardzo na około. W końcu dotarliśmy do czekającej na nas LaBuni. Wracając do domku zastanawiałem się kiedy Borowscy zdecydują się wyeliminować jej głośne pierdzenie.
W domku chwilka zabawy z Fuksją i walnąłem się w kimono. Oczywiście wcześniej próbowałem umościć sobie gniazdko na łóżku, ale kończyło się to szybką reprymendą i automatycznym katapultowaniem z posłania. Zrezygnowany, że moje smutne oczka nic nie dają zasnąłem na swoim kocyku i podusiach.
ech, na łóżku spałbym tylko 34532 godzin, nikt by nie zauważył, a Ty się wściekasz

Potem spędziłem chwilkę na próbach zjedzenia czegokolwiek i w końcu ruszyliśmy po Panią. Pojechaliśmy kawałek, gdzie Ona nas zostawiła. Ja z Panem czas do jej powrotu wykorzystałem na pielęgnacji sierści. Wyczesywanie to jest to co lubię. Pani dość szybko wróciła i podjechaliśmy do domku po sprzęt sprzątający i o dziwo ruszyliśmy dalej. Pojechaliśmy do Bojkowa, gdzie Pan od Franka po dłuższym czasie zerknął do LaBuni - diagnoza była zabawna - popsute mocowanie rury wydechowej i tłumika. Ja myślałem, że autko ma wzdęcia od dłuższego czasu. Tak sobie myślałem, że czasami jak mam pełny brzuszek wszystkiego to przydałby mi się tłumik, tylko gdzie go przymocować i czym? W każdym razie trzeba zamówić części, a wiec od razu nie da się tego zrobić. 
Pan jeszcze zabrał się za sprzątanie autka. No wiec było troszkę brudne i nie wiem dlaczego, przecież jest mata, a co z tego, że ciągle zawinięta! No nic, trwało to kilka dłuższych chwil i było mało interesujące, więc postanowiłem razem z Panią poczytać. Znaczy Ona czytała, a ja najnormalniej w świecie przekopywałem trawniczek i kradłem różne rzeczy, od patyczków, przez kamyczki, po rękawice, papiery ścierne i papierki najróżniejsze. W końcu Pani uwięziła mnie za pomocą smyczy. Potem jeszcze trochę czasu spędziłem w autku i pojechaliśmy do domku.

Powitaliśmy kota i po chwilowym rozrabianiu, ruszyliśmy do spania. Najpierw cała paczka na kanapie, a potem powoli się wykruszaliśmy, by w końcu w całości przenieść się do sypialni, na swoje pozycje. Co prawda małe próby zmiany umocnionych pozycji były, ale bez owocne. Do rana było spokojnie jak to w nocy. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz