piątek, 15 sierpnia 2014

Połowa kanapy

Wczorajszy post nie bez powodu został gwałtownie i szybko przerwany przez wyjazd, ale dlaczego i jak do tego doszło to zaraz postaram się wam wyjaśnić.

Tak więc po kolei z Panem pojechaliśmy odwieść Panią do pracy i trochę tam zabalowaliśmy. Znaczy ja sobie smacznie spałem w autku, a Oni łazili to tu, to tam. Na szczęście dość szybko pojawił się Pan taszcząc coś ze sobą. To coś w domu okazało się komputerem, w którym Pan coś gmyrał. Tymczasem ja i Fuksja spaliśmy sobie smacznie pod stołem na kapciach.

Obudził nas telefon i rozmowy przez to piekielne urządzenie. Trochę się poganiałem z Fuksją i zabrałem się z Panem za sprzątanie. Znaczy ja sprzątałem, a Pan patrzył. Oczywiście ja sprzątałem miseczkę. Pan postanowił wyczesać mnie w domku, bo wyglądało na to, że chyba go denerwuje moja sierść na całej podłodze, kanapie i w ogóle na wszystkich rzeczach, do których się choćby zbliżyłem. Trwało to sporo czasu, ale dzięki temu czułem się rześko i lekko. Potem jeszcze jedno małe sprzątanko i z telefonu dowiedzieliśmy się, ze wraca Pani. Tak więc ubraliśmy się i razem z fretkami udaliśmy się jej na spotkanie.

Tam chwilę poganialiśmy po trawniczku, trochę poszczekałem i pobawiłem się. Nie trwało to zbyt długo, bo trzeba było wracać do domku i się pakować. Zabraliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy jak podusia, jedzonko i zabawki oraz miski i w drogę. Razem z kotkiem zapakowaliśmy się do autka. Jakież było moje zdziwienie, gdy na kanapie obok mnie wylądował przenośny domek Fuksji. Obśliniłem go, bo nie mogłem pogodzić się z tą zniewagą. No troszkę zły poszedłem spać, na czas całej drogi. Budziłem się tylko, gdy słyszałem, otwieranie jakiegoś jedzonka lub picia.
Jakoś w końcu dojechaliśmy, a była już ciemna noc. Okazało się, że odwiedziliśmy Freda. O dziwo jego domek się bardzo zmienił. Nie trzeba było się wdrapywać po schodach, w koło wszędzie trawka. Przywitałem się ze wszystkimi i zaznajamiałem z okolicą. Co mnie zdziwiło, to ta przytłaczająca cisza, przerywana tylko szczekaniem okolicznych psów. Ledwo zjedliśmy i pogadaliśmy, a już trzeba było iść spać. Nie była to jednak lekka noc, bo każde dobiegające z dworu szczekanie wywoływało u mnie bezwarunkowy odruch prychania i w końcu szczeknięcie. To z kolei wywoływało uporczywe szczekanie Freda, przez którego nie mogłem się długo uspokoić. Noc ponadto przerywało mi wychodzenie na dwór z opiekunką Freda. No na szczęście w końcu nastał świt. Tak oto minął mi drogowy i pełen obfitości dzień. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz