środa, 25 czerwca 2014

Wspomnień czar

Wtorek, niby normalny dzień, a jednak inny. Poranny krótki spacerek i śniadanko zapowiadały całkiem zwyczajny dzień. Potem miałem odprowadzić Panią do Pracy i spokojnie spać sobie w swoim przedpokoju. Tymczasem Oni chcieli mnie zostawić samego w domku. Głośno protestowałem za zamkniętymi drzwiami. Ulegli moim hałasom i zabrali mnie ze sobą. Na moje nieszczęście nie było to takie fajne. Najpierw za karę dostałem kaganiec, a po odwiezieniu Pani pojechaliśmy do Bojkowa, gdzie moje protestu na nic się zdały i zostałem sam, całkiem sam jak palec. Patrzyłem tylko przez bramę jak auto odjeżdża beze mnie.

Po dłuższym czasie pojawił się dobrze znany mi Pan z Fajką. Wołał mnie, ale nieufnie podszedłem do niego i troszkę mnie pogłaskał, ale odszedł. Po chwili pojawił się Pan - również pieszo. Mało nie oszalałem, że szczęścia jak go zobaczyłem. Tylko otworzył bramę, zdjął mi kaganiec i się przywitaliśmy bardzo wylewnie i bardzo mocno. Troszkę na niego poskakałem, za co troszkę się pogniewał, ale w końcu się uspokoiłem i pochodziliśmy po działeczce. Po chwili przyjechał czerwony samochodzik, z Panem z Fajką. Oczywiście się przywitałem z nim. Jakby wszystkiego było mało, pojawił się Fred ze swoją Opiekunką, a dawaczką mojego jedzenia. Przywitałem również i ich bardzo wylewnie. Pochodziłem trochę za Fredem. 

W trakcie samotnych chwil trochę poniszczyłem grządki i zostawiłem kilka prezentów, które teraz trzeba było posprzątać z wykorzystaniem łopaty i kosza na odpady bio. W końcu się pożegnaliśmy i pojechaliśmy z Panem z Fajką w drogę. Cała drogę szczekałem zwracając uwagę, że coś jest nie tak. Odwiedził Pan sklep zoologiczny, aby zakupić dla mnie obroże przeciw kleszczom, bo już kolejną popsułem i zgubiłem. Potem odstawiliśmy Gościa i ruszyliśmy do domku. Pod blokiem był mój kolega - mały czarny szczekacz. Dziś Pan pozwolił mi się z nim pobawić. Biegałem za nim, ganiałem go takim truchcikiem, chciałem się posiłować, ale ten ciągle uciekał i szczekał. W końcu go olałem i po schodkach udałem się do bazy.

W domku patrząc na stan podłogi trzeba było posprzątać, tak więc Pan zaczął od wytarcia mebli i co najważniejsze - blatów kuchennych, które z jakiegoś powodu w miejscach gdzie dotykam mordką i łapkami, są czarne jak komin. Zupełnie nie wiem jak Oni mogą doprowadzać do takiego stanu, przez co i ja się brudzę. Potem nastąpił etap odkurzania. Pomagałem, licząc również na małe odsysanko. Udało się, ale odkurzanie było już bardo dokuczliwe, ze względu na długi czas. Postanowiłem więc się odciąć od tej niedogodności i udałem się na balkon. Tam podstępnie drzwi zostały zamknięte, a Pan zaczął myć podłogę nowym obrotowym mopem jaki ostatnio zakupili i jeszcze nie używali. Nie miałem okazji sprawdzić go w działaniu, ale powiem, że musi być bardzo porządny, bo Pan był zadowolony z efektów jego działania. No i jest fioletowy. Na szczęście podłoga była po myciu niemal sucha i już po chwili biegałem i sprawdzałem jej czystość. Porządki osiągnęły jakiś wyższy poziom, bo nawet moje legowisko zostało rozebrane i poszewka została porządnie wyszczotkowana i wylądowała do wyschnięcia na balkonie. 

Domek czysty i świecący, więc czas wyjść po Panią. Już byłem w smyczy, gdy pukanie do drzwiach zaskoczyło zarówno mnie jak i Pana. Za drzwiami miły człowiek chciał coś pomierzyć w naszych zamurowanych świnkach. Szybko zrobił co musiał, ponotował i wyszedł, a my razem z nim.

Panią spotkaliśmy bardzo szybko, przywitaliśmy się i wracaliśmy już do domku. Tam szykowali sobie obiadek, a ja pomagałem im licząc, że coś mi spadnie - nie spadło. Gdy Oni jedli jadłem i ja swój obiadek, o dziwo już z małym apetytem. Jednak skończyłem przed Nimi, a ponieważ nie chciałem ich denerwować, to szukałem jedzenia gdzie indziej.
szukam na stole - tak prawie zawsze wyglądam

Reszta dnia upłynęła mi na psoceniu, spaniu i małych spacerkach. Trochę czasu spędziłem w kagańcu, ba nawet przez nocne szczekanie. Gdy poirytowany odszczekałem koledze pod blokiem, Pan powiedział zdenerwowanym głosem: Furiat jest trzecia w nocy, uspokój się. Drugie szczeknięcie, było kontrolne, czy aby Pan na pewno jest zdenerwowany. Był, więc wylądowałem w kagańcu i zostałem odesłany do siebie, na przedpokój. Byłem załamany, ale gdy usnął wróciłem na swój szlafroczek i już zasnąłem tak prawie całkowicie, bo ciągle lekko czuwałem. Rano, gdy wstawali ja byłem już w pełni obudzony i gotowy stawić czoła nowym wyzwaniom. Tak minął ten dzionek

W ogóle tak piszę posta i  widzę, że właśnie piszę, a Wy właśnie czytacie dwusetny post. Z tej okazji nie będzie konkursu, ani żadnych imprez czy też uroczystości, po prostu sobie uświadomiłem, że od 200 dni jestem ze swoimi Borowskimi, opisując każdy dzień na blogu. Mam nadzieję, że przed nami wszystkimi jeszcze z milion bilionów takich dni, przecież wszystko co dobre, nigdy się nie kończy.

Chciałem jeszcze Wam pokazać całe moje dojrzewanie w jednym miejscu.

Niech Was to nie zmyli, to nie "fotoszop", to ta sama poduszka, na tej samej podłodze, tylko Furiat jakby troszkę większy i cięższy. Różnica ledwie kilku kilogramów.
Do ugryzienia!

1 komentarz: