niedziela, 15 czerwca 2014

Przywiązany

Poranny spacerek był szybki i owocny. Powrót do domku, napełniona miseczka i wielkie zdziwienie. Drzwi do sypialni zamykają się, a ja w szoku po cichu popiskiwałem. Oni sobie smacznie jeszcze pospali, a drzwi uniemożliwiły mi przeszkadzanie im. No po prostu takie zachowanie z ich strony było niedopuszczalne i oburzające. Gdy w końcu się wyspali to zabrali się troszkę za sprzątanie i szykowanie jedzonka. Ja oczywiście swojego jedzonka tylko troszkę spróbowałem i ze smutnymi oczkami się im przyglądałem licząc na jakiś kęs i dla siebie.
no dajcie kawałek - nie bądźcie sobą

nie dali :(

Ech, posiedzieliśmy troszkę w domku i trzeba było się zbierać na spacerek. Cała nasza trójka miała się wybrać do centrum naszego miasta.
przed wyjściem trzeba nabrać sił posilając się

Wychodząc Borowscy widzieli, że pogoda taka jakaś niepewna, więc zabrali parasole, zostawiając aparat. No i jak tylko zeszliśmy na dół rozpadało się i to bardzo mocno się rozpadało. No więc zrezygnowani powoli szliśmy, ale padało coraz mocniej. Padł pomysł powrotu i zamiany nóżek, na koła samochodu. Tak więc zapakowaliśmy się do LaBuni i ruszyliśmy w drogę pod dachem z muzyczką i w ciepełku. Do centrum droga długa nie była, więc wszystko szybko się skończyło. Na całe szczęście przestało również padać. Przeszliśmy, Pani zniknęła w aptece, potem Pan w sklepie. No i wróciliśmy do autka. Zapakowaliśmy się i przejechaliśmy kawałeczek. Z zaparkowanego autka wysiadłem i już wiedziałem gdzie jestem. Jestem przy parku nad jeziorkiem. Tak więc pomimo kropiącego co jakiś czas deszczu, powędrowaliśmy wokół jeziorka i to dwa razy. Było fajnie, bo nie było tłoczno i mogłem spokojnie potaplać się w jeziorku. Ponadto poganiałem kaczuszki i  gołębie. Zmęczony wróciłem do autka i ostatecznie do domku. Szczęśliwie udało mi się zasnąć i odpocząć. Spałem bardzo długo i jak się okazało na kanapie spał również i Pan. 

Gdy tylko obudziliśmy się to ruszyliśmy na małą rozgrzewkę, tym razem z aparatem. Biegałem sobie za sznureczkiem, który rzucał mi Pan, przy okazji wyrzuciliśmy śmieci. Ja z pełnym oddaniem biegałem jak mały dzikus za sznurkiem, a potem nawet się siłowałem z Panem. Zawsze wygrywał, ale jeszcze trochę. Będę jadł dużo, to jeszcze urosnę i w końcu go przesiłuje.









Tak sobie pobiegałem i wróciłem do domku w sam raz na rozpoczęcie meczu. Cała nasza trójeczka obejrzała go relaksując się. Potem kolejny i kolejny. Na ostatnim, to ja już spałem i nie miałem okazji obejrzeć go całego. Gdy Borowscy w końcu poszli spać ja udałem się za nimi i zasnąłem w sypialni jak by nigdy nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz