poniedziałek, 9 czerwca 2014

Wodny stwór

Po sobotnim sprzątaniu niedziela miała być dniem leniwym i spokojnym, ale jak zwykle okazało się inaczej, ale w sumie nie do końca. Poranny spacerek w blasku słońca rozbudził mnie na chwilkę. Troszkę pohasałem po trawniczku i wróciłem do domku spać. W między czasie, przerywałem sen na jedzonko, a raczej na polowanie na jedzonko. Udało mi się upolować masełko, całą kostkę masełka - była pyszna i miałem nadzieje, że bokiem mi nie wyjdzie. Niestety wyszło i to nawet na kilka sposobów.

Spokój nie trwał jednak bardzo długo, bo Pani odebrała telefon, chwilę porozmawiała, a my spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, jak woda, zabawka i jedzonko dla mnie. No dobrze wzięliśmy jeszcze kilka innych rzeczy jak ręcznik, kocyk i leżaczek. Nim zapakowani ruszyliśmy do autka, oddałem co wcześniej ukradłem. Następnie ustawiliśmy trasę na nawigacji i w końcu mogliśmy ruszyć.


Po dojechaniu na miejsce spotkaliśmy opiekuna Franka, a potem jego Panią i samego Franka. Wypakowaliśmy tobołki, ja się przywitałem, a następnie ruszyliśmy pieszo. Pomimo upału dreptałem dzielnie. Dotarliśmy na miejsce, nawet nie wiedziałem, że to tutaj, ale było fajnie - troszkę słonka, troszkę cienia, teren trawiasty, lekko opadający, więc w razie deszczu zalanie nam nie groziło. Co prawda jeziorka nie było widać, ale było gdzie się rozłożyć i troszkę z dala od ludzi.

Niemal od razu Franek ruszył nad wodę, ale po chwili wrócił. Wówczas ja ruszyłem. Od wody oddzielała nas wielka połać rozżarzonego piasku. Idąc po nim miałem wrażenie, że pod spodem jest wulkan. Ledwo udało mi się przebyć tę drogę. Biegłem niczym strzała, aby uniknąć poparzenia moich łapek i uszy. Na końcu tej męki była wielka nagroda. Nie wahałem się ani na chwilkę i wskoczyłem za Panem i Panią do wody. Nie lękałem się jej, ani przez chwilkę, tylko chłodziłem sobie łapki, uszka i brzuszek. Szedłem tak długo, aż mogłem sięgnąć dna łapkami, a moja szyja nie była jeszcze bardzo mokra. Nie odważyłem się iść zbyt daleko, aby nie zaryzykować utonięcia lub czegoś podobnego. Byłem w wielkim szoku, jak oddziałuje ta woda na mnie. Jestem w niej taki lekki, jak piórko i taki chłodny.
brodzę 
kończę brodzić

Powrót zapowiadał się równie straszny jak droga do, jednak na szczęście znaleźliśmy "objazd" szczęśliwie omijający większość piasku. Na miejscu, koło kocyka znalazłem sobie gniazdko. Ułożyłem się wygodnie i odpoczywałem, w międzyczasie podjadając co nieco. To paluszka, to chipsa, a nawet arbuza. Jedyne czego nie spróbowałem to winogronka. Czasami pogadałem sobie z Frankiem. 

Byłem na spacerku dwa razy pozwiedzałem okolice. Na szczęście nie były to długie i męczące spacerki, za to spotkałem sporo ludzi i piesków oraz zobaczyłem ładne widoczki.

z Panią wracamy na kocyk

Po spacerkach jeszcze czekał mnie relaks i wypoczynek.  
ja odpoczywam 
Franek się kręci

Już późno było i robiło się coraz chłodniej, czyli piaski już ostygły do takiego stopnia, że można było po nich przejść z zaciśniętymi zębami. Tak więc zimno zmusiło nas do powrotu do domku. Spakowaliśmy się i pod autkami się pożegnaliśmy i ruszyliśmy do domku. Trochę na około, bo odwiedziliśmy jeszcze restauracje spod znaku M. Poczekałem w autku i dostałem kilka frytek. W domku oczywiście nie czekając ani chwilki, poszedłem spać. Specjalnie nie zastanawiałem się nad wyborem miejsca gdzie ułożę się do snu.
gdzie mnie zmogło, tam się położyłem

Do nocy było już spokojnie. Spałem niemal cały czas, przerywając tylko swój sen na polowanie na jedzenie. Nic nie złapałem, więc zasnąłem i tak, aż do białego rana. Obudził mnie dopiero świt i budzący się późno i w pośpiechu krzątający się Borowscy. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz