środa, 4 czerwca 2014

Nadmiar szczęścia

Rano nie miałem problemów, by zostać samemu w domku. Z apetytem zjadłem dwa mizerne szpony orła i sobie smacznie spałem, nie zdając sobie sprawy z upływającego gdzieś tam czasu. Jak to dziwnie los się składa raz piesio płacze, że nie chce zostać sam, a raz nie ma z tym najmniejszego problemu - tak jak wczoraj. Nagle usłyszałem znajome chrobotanie w drzwiach i z radości podskoczyłem. To był Pan, aż się troszkę posiusiałem ze szczęścia. Obskakiwałem go i merdałem ogonkiem jak szczeniaczek.

Z Panem szybciutko wyskoczyłem na na spacerek. Nie był to długi spacerek, ale bardzo intensywny. Zabraliśmy ze sobą trzy puste buteleczki i na dworze za nimi pobiegałem. Tak wiele tych buteleczek i Pan je rzucał na raz albo po kolei, a ja głupiałem i nie wiedziałem co robić. Chciałem mieć je wszystkie, ale jednocześnie nie mogłem się zdecydować, którą mam łapać pierwszą.
aaaaaaaaaaa najpierw łapię tę
 
albo nie najpierw tą

Takie szaleństwo trwało aż nie dotarliśmy do pojemnika na posegregowane odpadki. Butelki wylądowały w pojemniku ze stalowej siatki. Zabawa skończona, a ja z Panem mogłem wrócić do domku, wcześniej zabierając ze  sobą gałązkę z drzewka. Była taka pyszna i kolorowa oraz bardzo ładnie pachniała. Niestety, nie mogłem zabrać jej ze sobą do domku.
gałązka

Po wdrapaniu się na pięterko od razu wyłożyłem się jak długi i zasnąłem. Po zasłużonym śnie wyruszyłem po Panią. Dreptaliśmy sobie tak przy ulicy, a ja dziarsko dreptałem i merdałem ogonkiem. Nawet nie zaczepiałem Pana, bo po głowę krążyła mi bajka o niegrzecznym piesku i zakładanym mu za karę kagańcu. Tak więc dotarliśmy do Pani, a ta właśnie opuszczała swoje biuro. Powrót odbył się okrężną drogą, przez łąki. Przez pogodę ostatnimi czasy droga ta nie była czysta. Dodam tylko, że domek wymagał porządnego mycia podłogi. Zapominając o wszystkim trochę poskakałem i posprawdzałem smak rączek Borowskich. Skończyło się to kagańcem. Nie pierwszym i nie ostatnim w dniu wczorajszym. Cały dzień był pasmem nerwów, kagańca i relaksu oraz spokojnego egzystowania. 

Wieczorkiem w ramach przeprosin za swoje niedobre zachowanie postanowiłem przytulić się do Pani, a że akurat siedziała na kanapie to wszystko było troszkę utrudnione. Po przebojach we wspinaczce zaanektowałem kanapę i całym sobą wtuliłem się w Panią.
no przesuń się jeszcze troszkę 
o co Ci chodzi, przecież nie zajmuję aż tyle miejsca?
 
tulę się, Czujesz ten zaszczyt!?
że co, jestem ciężki?

No koniec tulenia tu na stole czuję jedzonko i tak właśnie skończyła się moja przygoda na kanapie. Powrót na ziemię był spokojny ,acz stanowczy. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków położyłem się spać. Chrapałem sobie smacznie i nie zauważyłem jak Pan i Pani poszli spać. Dopiero po chwili dołączyłem do nich w sypialni i starałem się czytać razem z Panią, niestety nie dałem rady i poszedłem do siebie spać, gdzie zastał mnie świt, a do wstania zmusił mnie Pan wyprowadzający mnie na spacerek. Do ugryzienia kochani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz