środa, 18 czerwca 2014

Pierwsza warta

Już oficjalnie, jako członek sił specjalnego jedzenia, pełniłem pierwszą przedpołudniową wartę. Moim wsparciem były szpony orła w liczbie jeden i lizak dla piesków. Niestety, nie mam zdjęcia, bo nie mam tak szybkiego aparatu. Nie mówcie nikomu, ale większą część warty przespałem. No wiecie, na wartach zazwyczaj nic się nie dzieje, zwłaszcza w forcie na tyłach. W każdym razie, gdy wracał Pan, to udawałem w pełni gotowego do działania psa jedzenio.... znaczy bojowego. Od razu trzeba buło ruszyć na patrol. Od teraz już nie mam spacerków, są patrole, przynajmniej dopóki mi się to nie znudzi. Obeszliśmy całe miasto, wzdłuż i w szerz.
to mój rewir, muszę to wszystko obwąchać 

 pilnowanie perymetru, gdy Pan w sklepie
 pilnowałem, nie siedziałem!
  po drodze do fortu, znaczy domku, bawiłem się sznurkiem, znaczy ćwiczyłem

W domku, znaczy forcie, zabraliśmy się za pieczenie murzynka, od razu muszę dodać, że chodziło o ciasto. Nie obyło się bez przygód i sprawdzania jakości przyszykowanych składników. Nie było to owocne, ale prawdziwy pies do zadań jedzeniowych nie próbuje próbować.
 no daj spróbować!
 bardzo śmiesznie, specjalnie upuściłeś tę łyżkę na mnie i to na miejsce którego nie mogę wyczyścić!
gotowy do pieczenia, a w tle ranny psiomandos

Potem to już przyszła Pani, tak zupełnie niespodziewanie się pojawiła w domku. Dużo później niż zwykle i nawet tego nie zauważyłem. Przyznać się muszę, że nie usłyszałem jak otwiera drzwi, ale było to spowodowane tym, że szykował się obiad w kuchni i doglądałem grillującego się mięska. W końcu się przywitałem z Panią i zasiedliśmy do obiadku. Znaczy ja wypatywałem, czy coś nie upadnie na ziemie, a Oni jedli. Nie upadło i znowu obszedłem się smakiem. Na kolację za to dałem popis. Jedli ciasto i ja też chciałem spróbować i wdrapując się na stół, rozlałem pepsi - między innymi na komputer. Oj, dostało mi się bardzo porządnie i już resztę dnia spędziłem w kagańcu, spacery też. Pani poszła spać, chwilę potem Pan też, przez co nie obejrzeliśmy całego meczu, w sumie widzieliśmy tylko kawałeczek. Ja poleciałem do sypialni i zasnąłem, z mordka w kącie koło Pani i podobno chrapałem. Jakoś w to nie mogłem uwierzyć. Pani czytała książkę bardzo długo, do późna w nocy i zdjęła mi kaganiec, bo podobno jej przeszkadzałem. 
śpię

Ech, a ponieważ światło się świeciło, to zacząłem rozrabiać po całym mieszkanku. Zjadłem nawet kawałek ciasta, znaczy nie zjadłem, ale ukradłem i zeżarłem. Przez przypadek nawet się zesiusiałem. Ech, nie wiem jak to jest, ale to niemal natychmiast obudziło Pana. Mała kałuża w pokoju obok, a Ten to wyczuł. Od razu bura, kaganiec i posprzątał. Wrócił do spania, ja zresztą też. Obudziłem się na szlafroczku wraz z budzikami. Taki to wesoły dzień był. Do ugryzienia Hooyah!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz