piątek, 27 czerwca 2014

Słodycz lenistwa

Normalny poranek przekształcił się w całkiem nienormalny dzień. Po pierwsze, rano zwlekali z wstawaniem i wyjściem, ale na szczęście, jak się okazało po śniadaniu, poszedłem odprowadzić Panią do pracy. Pogoda była niezbyt zachęcająca, ale szło się fajnie. Przy bramie pożegnaliśmy Panią i udaliśmy się na wyprawę do centrum miasta. Czyli kawał drogi, a pogoda coraz bardziej się psuła. Tak sobie dreptaliśmy wysłać paczuszkę zaadresowaną przez Panią. Nie była ani ciężka ani wielka, ale wysyłka jej była naszą misją. Tak więc po dotarciu trochę okrężną drogą do Poczty Głównej, ja zostałem na czatach, a Pan wysyłał paczkę, super tajną paczkę. Zrobiłem trochę hałasu, aby odwrócić uwagę przechodniów od wydarzeń w budynku - tam się wysyła paczka i nikt nie powinien o tym wiedzieć, tam tworzyła się historia. No dobra trochę przesadziłem, ale i tak wysyłanie było fajnie.


Wracaliśmy już niemal w strugach deszczu, bo ktoś zapomniał zabrać ze sobą podstawowego wyposażenia bojowego, czyli parasola. No cóż, tak to bywa, gdy współpracuje się z gapami. Po drodze do domku udaliśmy się do sklepu, by zakupić truskawki, ziemniaczki i koperek. Miła Pani w sklepie pozwoliła mi nawet posiedzieć w środku i obwąchać wnętrze całego sklepiku. Z zakupami wróciliśmy do domku cali przemoknięci i bardzo zmęczenie. Ja nieśmiało starałem się dostać na kanapę. Początkowo trochę po tajniacku wychodziłem, ale Pan zaraz mnie zrzucał. Tak było kilka razy, aż w końcu dał za wygraną, a ja mogłem spokojnie położyć się spać na ręczniczku, aby za bardzo nie moczyć kanapki.
układam się do snu, a Ty mi tu fleszujesz

W końcu udało mi się zasnąć, tylko co chwila się przebudzałem, by sprawdzić, czy Pan tam jeszcze jest. Siedział obok mnie i coś pisał na komputerze, bo ciągle w uszach dudniło mi stukanie po klawiaturze.
o jeszcze jesteś!

W końcu po wstępnym wyspaniu, zacząłem sobie szukać nowego ułożenia i nakryłem się podusiami i tak pospałem do późnego popołudnia.  Oczywiście w między czasie udałem się na kilka malutkich spacerków i przeniosłem się na podłogę. W końcu udałem się po Panią na spacerku. Dość szybko ją spotkaliśmy i spokojnie wróciliśmy do domku. Reszta dnia minęła nam na obiadku, kolacji i wypoczynku oraz oglądaniu meczy i seriali. Troszkę w nocy połobuzowałem, za co dostałem się w kaganiec i na swoim miejscu musiałem przeleżeć za karę chyba ze 4434323426t5643 godzin. Na szczęście kara się skończyła w sam raz na truskawki. Co prawda nie trafiła żadna do mojego pyszczka, ale miałem okazje wyczyścić i  zdewastować kubeczek ze śmietaną.

Czas na spanie przyszedł bardzo szybko i wyjątkowo udałem się na swoje miejsce w przedpokoju, do swojego królewskiego łoża. Spałem tam niemal całą noc, aż do świtu, kiedy to natura się odezwała. Budziłem ich, liżąc po stopach, rękach, po głowie, ale to nic nie dawało. Przebudzali się tylko i mnie zganiali. Próbując sprawdzić co jest na parapecie całkowicie niechcący zrzuciłem lampkę, przez co trafiłem w kaganiec. Tak więc wróciłem na swoje legowisko. Na szczęście jakieś 45463535 godzin później Oni się obudzili i zaczął się całkiem normalny dzień. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz