czwartek, 26 czerwca 2014

Kanapka

Rano nie chciałem zostawać sam, więc pojechałem do z Borowskimi. Nie chcieli zostać ze mną i po odwiezieniu Pani do pracy Pan odwiózł mnie do Bojkowa. Nie podobało mi się to zbytnio, więc głośno protestowałem, za co zostałem skazany na kaganiec. Smutny i zrozpaczony czekałem na jego powrót, w zimnie, wietrze, a w końcu w deszczu. Zmokłem do cna. Z rozpaczy nie myślałem trzeźwo i nie schowałem się do altany, pod daszek. W sumie to jak prawdziwy komandos, członek sił specjalnych wartę pełniłem tam, gdzie została mi wyznaczona i nie było możliwości, by zrobić choćby krok w bok.

W końcu wrócił. Przywitałem się z nim od bramy i gdy tylko zdjął mi kaganiec, to skakałem po nim z radości, a On mnie głaskał jak nigdy wcześniej. Razem się cieszyliśmy, że się widzimy. Posprzątaliśmy troszkę po mnie i w drogę - do domku. Odwiedziliśmy po drodze jeszcze dwa sklepy i Panią, której niestety nie było, bo odbywało się jakieś ważne spotkanie. Ech, jak zawsze musiałem czekać w aucie, ale nie podobało mi się ułożenie na mojej kanapie, więc ją trochę przemeblowałem. W ogóle kto to widział, aby nie być na miejscu, gdy ja odwiedzam. No trudno, pojechaliśmy do domku i troszkę posprzątaliśmy oraz czekaliśmy na Panią. Ja oczywiście spałem smacznie w oczekiwaniu. Obudziłem się w sumie tylko gdy usłyszałem domofon oraz na jedzonko.
o zjadłem, a teraz piję

Jeszcze nim przyszła Pani to ugotowaliśmy część obiadku oraz zaczęliśmy szykować ciasto. Gdy rozdzwonił się telefon, to wszyliśmy na spotkanie wracającej Pani. Udało nam się ją spotkać niedaleko nas i razem poszliśmy do sklepu. Ja poczekałem na nich w zwyczajowym już miejscu, przyczajony w trawie obserwowałem drzwi. Ponadto widziałem bardzo smutnego i głośno piszczącego pieska. Chciałem do niego pójść, pocieszyć go, ale niestety smycz nie była aż tak długa. Szczęśliwie Państwo szybko wrócili i udaliśmy się do domku. W domku polowałem trochę na jedzenie i planowałem jak się dostać na wielkiego brązowego olbrzyma, by się wyspać. Początkowo nieśmiało i tylko przednimi łapkami się wdrapałem, ale z czasem nieśmiało dostałem się na kanapę całym ciałkiem. 
 może nie zauważą jak drzemię
mnie tu nie ma

Na razie tak nieśmiało poleżałem kilka chwil. Bylem bardzo grzeczny, więc moje kanapowanie przeszło bez większego echa. Noc się zbliżała bardzo szybko. Moje łóżeczko zostało przeniesione do sypialni, a więc położyłem się w nim niemal jak król. Choć w połowie nocy okazało się, że moja podusia jest obśliniona, zupełnie nie wiem dlaczego. Więc zrezygnowałem ze spania i pobuszowałem po salonie, próbując zjeść resztę chipsów które zostawili. Paczka okazała się być pusta, ale zabawa była przednia. Troszkę się zmęczyłem i udałem się do na swoje królewskie legowisko, odrzucając tylko poduszkę. Tak upłynęła mi noc. Obudziłem się skoro świt i chciałem się bawić i buszować, ale Borowscy spali jak kamienie, tylko dziwnie ręka Pana odsuwała mnie od wdrapywania się na łóżko. W sumie tak sobie połaziłem po mieszkanku, a Oni jak na złość wstali później, po mojej porze siusiu i nie wytrzymując troszkę popuściłem, ale tak niezauważalnie. W końcu wstali zjedli i szykowali się do wyjścia, a razem z nimi. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz