sobota, 7 czerwca 2014

Pod przykryciem

Był piąteczek, od rana zapowiadało się na doskonały dzionek. Już się troszkę ociepliło po nocy. Zamiast rytualnego porannego wyjścia otrzymałem śniadanko i czekanie przedłużające się w nieskończoność. Ja już ledwo wytrzymywałem i koniec końców nie dałem rady. W kuchni trzeba było posprzątać, na szczęście tylko troszkę. Mimo wszystko bura i kaganiec mnie nie ominęły. W takim stanie musiałem odprowadzić Panią do pracy. Troszkę opornie mi się szło, ale mimo wszystko Pani bezpiecznie dotarła na miejsce i mogliśmy wracać spokojnie do domku. Do mieszkanka wdrapałem się już bez kagańca, który został mi zdjęty za dobre zachowanie. W domku zjadłem śniadanko, które odleżało w mojej miseczce. Było smaczne - takie leżakowane, dojrzałe. Po tym od razu skupiłem się na ciężkiej pracy jaka mnie czeka, na spaniu. 

Budziłem się tylko co jakiś czas aby zmienić miejsce, nawet to, że Pan wyszedł ze śmieciami nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Wrócił, a ja dalej sobie spałem i leżałem. W końcu zebraliśmy się z tobołami do auta i jechaliśmy, zahaczając jeszcze o sklepik. W drodze dowiedziałem się, że jedziemy do Bojkowa. Czyżby znowu mnie zostawiali tam do pilnowania dobytku? No tak, w końcu jestem groźnym, obronnym psem. Tak więc zajechaliśmy, ale okazało się, że nie zostaje sam. Pan zaczął wyciągać wszystko z auta i je sprzątać, ja tymczasem sprawdzałem smak każdego listka, trawki, jednym słowem każdej zieleniny na ogródku. Gdy Pan sprzątał, ja sobie odpoczywałem wylegując się na trawce.


Bardzo sobie upodobałem spanie pod drzewkiem na i wokół truskawek, które od czasu do czasu sobie podjadałem, niestety moje zachowanie nie podobało się Panu, który przerwał sprzątanie auta i wymierzył niesprawiedliwą karę.
kaganiec to kara, pod przykrywkę wlazłem sam, gdy chciałem go zdjąć

Na szczęście kaganiec szybko się zdematerializował z mojego pyszczka, a dodatkowo przyszli Panowie od Franka i Freda. Zajęli się różnymi rzeczami. Ten pierwszy coś grzebał przy autkach, a ten drugi kopał dołek. Jak ja kopałem dołki w ogródku, to na mnie krzyczeli. Ech, jak wykopał i wygładził go, to sprawdziłem jakość i musiał poprawiać. Potem położył tam ścieżkę. Ech, w końcu będzie kolejne miejsce do unikania. Kto by chodził po betonie, gdy obok tyle trawki. Trochę nam się zeszło. La'Bunia była czysta i wymieniona została jej jakaś gąbka. Powoli się już zbieraliśmy, jeszcze trochę się pomoczyłem i trochę pomagałem w naprawie jakiś tam autek i się zmęczyłem.
jeszcze tam będziecie grzebać, przecież wszystko naprawiłem?!

Zbieraliśmy się do domku. Wsiedliśmy do autka i pojechaliśmy do domku. Dodam, że do bardzo czystego autka  - do czasu. W domku wnoszenie rzeczy. Spotkałem znajomych od piłki. Jednak musiałem szybko iść do domku odpocząć i zjeść. Dzięki Pani domek niemalże lśnił, ale znowu muszę dodać, że do czasu. Spałem, spałem i jeszcze raz spałem. Obudziło mnie nocne zejście na spacerek, połączona z zabraniem kilku rzeczy z autka. Przy okazji dodam, że złapała mnie kamera monitoringu miejskiego dziwnie zlokalizowana na szyi Pana. Nie no żartuje sobie, gdy ja spacerowałem, Pan bawił się opcjami aparatu i wykonał mi takie oto zdjęcie.

Na całe szczęście spacerek był krótki i wróciłem do spania. Nawet nie wiedziałem kiedy z salonu przeniosłem się na swoje legowisko. Obudziła mnie z samego rana wstająca Pani, a ja zaniepokoiłem się i po chwili poszedłem sprawdzić czy Panu nic nie jest. Cały i zdrowy jeszcze chrapał, więc go obudziłem. Tak minął mi piąteczek. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz