wtorek, 17 czerwca 2014

Cicho ciemny

Nie zgadniecie co wczoraj zrobiłem. Pewnie nawet nie mam co czekać, aż spróbujecie się domyśleć. Rano zostałem przekupiony dwoma wędzonymi szponami orła i zostałem całkowicie sam i nie szczekałem i nie płakałem, a jedynie smacznie spałem. Może Wam się wydawać, że to żadne wielkie halo, bo przecież psy często zostają same. Tymczasem po ostatnich ekscesach i niechęci zostawania samemu, przemogłem się i dzielnie pilnowałem domku.

Wyczekiwałem na powrót do domku moich ukochanych Borowskich. W końcu się zjawił Pan, obudziło mnie skrobanie po drzwiach i otwierający się zamek. Pojawił się Pan przywitaliśmy się bardzo wylewnie i bardzo, bardzo dokładnie. On sprawdzał film z moimi dokonaniami i był bardzo zadowolony i dalej się witaliśmy i witaliśmy. W końcu przelała się czara radości i trzeba było iść na spacer. Wzięliśmy wielką torbę i w drogę. Podreptaliśmy do Pani, gdzie dostałem swój nowy identyfikator, ale o tym zaraz. Chwilę pogadali Borowcy i ruszyliśmy do sklepu. Tam jak zawsze musiałem poczekać na zewnątrz, przytwierdzony do drzewa. Poszczekałem, bo było m smutno, ale uspokoiłem się natychmiast, gdy Pan zniknął za drzwiami sklepu.
czekam


Pan wyszedł z dwoma paczkami chipsów - bo mundial i woreczkiem ziemniaczków, w sumie nie wiem po co te ostatnie. No dobrze, dziarsko wróciliśmy do Pani, skąd zabraliśmy naszą wielką torbę, ale wypchaną niemal po brzegi. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domku. Długo szliśmy, bo niewygodnie się Panu niosło torbę. Wrzuciliśmy to do bagażnika autka i na trawniczku poszaleliśmy ze sznurem.
tu ja szaleję, a sznur leży :)

Zmęczony nie wracałem do domku, ale poszliśmy jeszcze z Panem do sklepu z kwiatami, po badyla dla Pani. Na szczęście sklep ten jest blisko nas i droga była krótka. Ja poczekałem - nie z własnej woli oczywiście - na zewnątrz, przywiązany do rozkładu jazdy autobusu na przystanku. Po chwili wrócił Pan z chyba najbrzydszym i najmniejszym patyczkiem, jaki kiedykolwiek widziałem. No jak ja bym taki patyk dostał, to byłbym zły.

Z autka zabraliśmy wielki wór i po schodkach wdrapaliśmy się do domku. Ja od razu do misek i spać, a Pan zabrał się za wypakowywanie torbiszcza i porządkowanie domku. 

Gdy wróciła Pani, to cała nasza trójka skończyła przygotowywać obiadek i zjedliśmy. Znaczy Oni zjedli, a ja się patrzyłem. Było późno więc zaczynał się kolejny meczyk, a ja już wiedziałem, że przez najbliższe 45 minut nie wyjdę na dworek. Zabrałem się więc za jedzenie.
tu jem i widać tu mój nowy identyfikator

Ten nowy identyfikator Pan próbował cały wieczór sfotografować na mojej szyi, ale efekty były mizerne. Ja pozowałem jak światowej klasy top model, ale fotograf to jakaś stara ciapa!
Prężę się, a adresówki nie widać!

Pan się zdenerwował i w końcu zrobił zdjęcie drugiej, która przyszła. Identyczna, tylko, że nie jest na mojej szyi, czeka w zapasie.

Niektórzy z Czytelników pewnie zauważą, że identyfikator ten przypomina blachy wojskowe. Zauważyć pragnę w tym miejscu, że tak rzeczywiście jest. Są to oryginalne blachy wojskowe takie jak noszą, między innymi, komandosi. Tak więc chcąc nie chcąc, stałem się komandosem. Planuję służb w siłach zjedzeniowych. Co prawda nie ma na tych blachach żadnych wodotrysków, ale są one wykonane zgodnie z prawidłami sztuki wojskowej - literki nie są grawerowane, SĄ NABIJANE i to bez polskich znaków, jak u amerykańskich komandosów.

Jako członek sił specjalnych mam również swoje potrzeby. Musiałem udać się na spacer, znaczy na wieczorny trening.
no chodźmy już! i chcę spodnie maskujące!

Po szybkim spaceru wróciliśmy do domku, by pomóc Pani prasować. Spałem sobie smacznie na kolejnych prasowanych rzeczach. W końcu Pani poszła spać, a Pan coś tam udawał, że pracuje, więc mu potowarzyszyłem przy oglądaniu meczu. Niemal o świecie udałem się za Panem do sypialni spać. Szlafroczek to chyba najfajniejsze miejsce do spania. Ledwo zasnąłem, a już słońce świeciło mi w oczy i przyszła pora budzić Borowskich. Dokuczałem Panu tak długo, aż w końcu wstał i założył mi kaganiec. Pospałem tak jeszcze ze 465563453 minut i rozpoczął się nowy dzień w rodzinie Borowskich. Do ugryzienia i Hooyah, jak mawiają w moich kręgach cicho ciemnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz