poniedziałek, 23 czerwca 2014

Czy ci nie żal

Od rana wiedziałem, że coś się świeci. Niedziela, w sumie ładna pogoda, a po śniadaniu Borowscy jacyś tacy poddenerwowani, czy coś. Krzątali się po pokoju, chowali rzeczy do toreb i przeglądali każdy skrawek pokoju tak, aby niczego nie zostawić. Niestety wyczuwałem, że oznacza to, iż opuszczamy to miejsce i stety wracamy do domku; do naszego domku.

Po zapakowaniu autka ruszyliśmy jeszcze na mały spacerek do okolicznego sklepiku, gdzie była okazja zakupić ostatnie pamiątki. Ja oczywiście wyszukiwałem czegoś do zjedzenia, czegoś pysznego i znalazłem - rosnący rumianek
tutaj szukam
Tak sobie czekałem pod sklepikiem a to z Panią, a to z Panem, ba nawet zrobiłem sobie zdjęcia pamiątkowe pod ciekawym i charakterystycznym znaczkiem.

z Panem na foci

No i stało się, w końcu zasiedliśmy do wozu i ruszyliśmy przed siebie, ruszyliśmy do domku. Tak sobie wracaliśmy raz szybciej, raz wolniej, ale ciągle do domku. Co jakiś czas stawaliśmy na siusiu lub by coś przekąsić, a czasem stawaliśmy po prostu na ulicy między innymi autkami. Wydaje mi się, że było to spowodowane koniecznością dania chwili wytchnienia LaBuni. Aura za oknem się zmieniała jak w kalejdoskopie. Co otwierałem oczko, to albo lało, albo świeciło słońce. Tak, dobrze się domyślacie. Zdecydowaną większą część podróży przespałem na swoje kanapie. Jednak nie mogłem znaleźć sobie optymalnego miejsca, więc się kręciłem i odkrywałem coraz to nowsze pozycje.
wcale nie śpię z pupką na podłodze 
 no dobra, jednak śpię
 a może tak będzie wygodnie?
 tak jest fajnie
a może na podbródku?
 no i hit sezonu w dziedzinie spania
oraz klasyk

Gdy dojechaliśmy na miejsce, słońce chyliło się już ku upadkowi, znaczy się zachodziło. A my, jak się okazało, nie trafiliśmy do domku, a do Freda. Tam oczywiście szaleństwo jedzeniowe. Wyczyściłem miski, wypiłem całą wodę i z pełnym brzuszkiem chciałem się położyć do spania, ale musiałem wyjść z Panem na spacerek. Odwiedziliśmy mieszkanko z kafelkami, gdzie pobawiłem się z miłym Panem z fajką. Potem poszliśmy na mały spacerek i wróciliśmy do Freda, który się troszkę wściekał z mojego powrotu, bo szczekał na mnie. Posiedzieliśmy jeszcze troszkę i w końcu się zebraliśmy do domku. Choć wiedziałem, że już jedziemy do domku, to z małymi oporami wsiadałem do autka. Zasnąłem niemal od ręki i półprzytomny zorientowałem się, że jesteśmy przy wodopoju dla autek. LaBunia się posilała, no cóż należało jej się, tyle przebyła drogi z nami na pokładzie. Potem już szybko, a pod klatką jakiś komitet powitalny, kilku piesków na mnie czekał. Powitałem ich i po schodkach - szybko zasnąłem, W nocy co chwilę budziły mnie dochodzące z dworu szczeknięcia mojego komitetu powitalnego. Próbowałem im odpowiadać, ale szybko mnie uspokajał Pan, a w końcu poranek spędziłem w kagańcu. Czas wstać bo ruszamy na spacerek. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz