sobota, 14 czerwca 2014

No photo no life

Piąteczek minął jak z bicza strzelił. Pomimo intensywnego, acz bardzo fajnego dnia ktoś - nie będę pokazywał pazurkami kto, zapomniał aparatu i nie robił żadnych zdjęć! Wcale tej sytuacji nie ratuje to, że dziś ciągle zdjęcia mi robią. Ja mogę zrozumieć to, że aparat jest ciężki i nie zawsze chce się go nosić, ale żeby nawet telefonem zdjęć nie robić - Mi, przecież jestem taki piękny! No, ale nie ma co przeciągać wstępu. Mój dzień wyglądał tak:

Pobudka nie była taka straszna, na śniadanko jedynie popatrzyłem i troszkę spróbowałem, bo już powoli trzeba było ruszać w drogę. Nie mogłem się doczekać, a Oni jeszcze się ubierają, jedzą śniadanie i myją - no ile można czekać? W końcu się doczekałem i zszedłem z Panem na dół szybko załatwiając swoje potrzeby i w autku poczekaliśmy na Panią. W końcu się pojawiła i pojechaliśmy. Szybkie pożegnanie pod jej Pracą i dalej przed siebie. Ujechaliśmy dobry kawał drogi i Pan zostawił mnie w aucie, samemu idąc do sklepu. Na szczęście nie było Go tylko chwilkę i pojechaliśmy dalej. No i ja już wiedziałem, że jedziemy do Bojkowa, a ponieważ ostatnio kopali wielkie dziury na drodze z jednej strony, to Pan nadłożył trochę drogi, aby wjechać z przeciwnego kierunku i co się okazało? Kopacze przenieśli się na drugą stronę i musieliśmy znowu nadłożyć drogę, by dojechać na miejsce. No nic, tak to bywa - za kopaczami nikt nigdy nie trafi.

Na miejscu w Bojkowie troszkę pochodziłem z Panem. Troszkę próbował mnie pokarmić, dać mi się napić, ale nic z tego ja wiedziałem, że coś knuje. Założył mi kaganiec uzasadniając, że to dla mojego bezpieczeństwa, bym nie zjadł czegoś niebezpiecznego. Tak więc w kagańcu przez bramę, ze smutną minką patrzyłem jak Pan odjeżdża w LaBuni. Byłem załamany i troszkę popiszczałem, ale w końcu ruszyłem spać na trawkę. Troszkę się pokręciłem, ale głównie spałem. W końcu usłyszałem znajomy dźwięk nadjeżdżającego samochodu. To był Pan. Przywitałem go otwierającego bramę. Zdjął mi kaganiec, a ja nie mogłem przestać się cieszyć. Głaskał mnie dobre kilka minut, zabrał coś z domu i ruszyliśmy w drogę, do domku. Na szczęście, lub nie, trafiliśmy do Sośnicy. Odwiedziliśmy Freda zostawiając tam zabrane z Bojkowa  rzeczy i oczywiście czyszcząc miseczkę jedzenie i garnek. Za to, że zjadłem co nieco, Fred się troszkę podenerwował. Ja jednak się tym nie przejmowałem i ruszyliśmy dalej. Odwiedziliśmy drugi domek w Sośnicy, ten pełen kafelek, gdzie zjadłem kiełbaskę. Z pełnym brzuszkiem i szczęśliwy w końcu jechałem do domku. Nie było to takie proste, bo jeszcze odwiedziliśmy Panią w pracy, tak na wywołanie u niej uśmiechu.

W domku od razu położyłem się spać, ale nie było to zbyt owocne, bo nie minęło wiele czasu, a pojawiła się Pani. Szybko coś zjedli i zaczęliśmy się zbierać. Jak to? Znowu mam się wygramolić z domku, przecież dopiero co zasnąłem, dopiero co wróciłem?

W autku znalazłem się bardzo szybko i nie czekając na rozwój sytuacji - zasnąłem. Okazało się, że znowu odwiedziłem Freda. Za szczekanie w autku wylądowałem w kagańcu, a u Freda to jak zwykle. Znowu się ze wszystkimi przywitałem i znowu szukałem jedzenia. Posiedzieliśmy trochę i znowu w drogę. Sklep, małe zakupy i dalej jedziemy. Kierunek słońca, godzina i mój naturalny łowiecki instynkt podpowiadały mi, że nie jedziemy do domku. Zaparkowaliśmy i znowu za szczekanie trafiłem w kaganiec. Odwiedziliśmy dobrze mi znanych ludzi. Drobniutką i wesołą blondynkę i jej nieogolonego przystojniaka. Tam troszkę z emocji  się posiusiałem. Oni gadali, ja się relaksowałem. Ze względu na moją dzikość i niskie stoliki  Pan mnie pilnował, a ja nic nie mogłem zobaczyć - zabrali mi moją wolność, ale nie zabiorą mi mojego głodu. Zjadłem trochę kiwi, trochę lodów, a w końcu trochę pizzy i jakiegoś tam chipsa. Czasami byłem w kagańcu, czasami nie. Ogólnie wizytę uznaję za bardzo udaną, zresztą jak moi Borowscy. Późną nocą wróciliśmy do domku. Siedliśmy sobie w salonie i zasnąłem przy telewizorku. Nie leciał żaden mundialowy mecz, więc z nudów zasnąłem jak małe dziecko. Nawet nie wiedziałem kiedy Borowscy poszli spać do sypialni. Dopiero późną nocą przemieściłem się na swoją senną pozycję. Spałem sobie smacznie, aż do późnej pobudki Borowskich. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz