poniedziałek, 2 czerwca 2014

Powroty

Niedziela już leciała kilka chwil, a moich Borowskich ciągle nie było. Nawet nie było o Nich nic słychać. Tak więc w mojej głowie kłębiły się czarne myśli, że mnie porzucili, zostawili na łaskę i nie łaskę Freda. Co prawda byłbym bardzo najedzony, ale bym tęsknił. Kogo bym gryzł, jak by zabrakło moich Borowskich?

No, ale wracając do dnia, poszedłem z Panią Spaniel na spacer. Z powodu swoich czarnych myśli  i obawy, że przyjadą a mnie nie będzie, to spacer zamienił się w przeciąganie i siłowanie. Koniec końców nie było przekonywaczy do spaceru w postaci piłeczki lub sznura. No cóż wymęczony spacerek wokół jeziorka się odbył. Zapomniałem jednak zrobić na nim najważniejsze, nim skończył się spacerek. Efektu nie trzeba nikomu tłumaczyć, więc go przemilczę. Potem był jeszcze jedne spacer po którym wróciłem całkowicie wykończony i pospałem. Obudziłem się na chwilę przed ważnym wydarzeniem. Otworzyły się drzwi i po chwili stanęli w nich moi ukochani Borowscy. Pani, a potem Pan oczywiście ze szczęścia trochę mi się popuściło. Cieszyłem się tak trochę wewnętrznie, w końcu mogłem pogryźć Pana po rękach. Oj jak się cieszyłem. Byli bardzo zmarnowani, więc nadto ich nie eksploatowałem. Chwilę odpoczęli i polecieliśmy do autka. 
chodźmy już

Musiałem poczekać, aż rozłożą moją matę. Wsiadłem i pojechałem do domku. No wcześniej jeszcze odwiedziliśmy poidło dla autek. Pod domkiem mały spacerek i  z tobołkami wdrapaliśmy się do mieszkanka. Tu od razu zrobiłem to, co musiałem, czyli położyłem się spać. Miałem podstawowy cel na niedzielny wieczór. Spać i wyspać się za ostatnią niespokojną noc. W końcu mogłem to zrobić bezpiecznie i pewne, bo w swoim domku i przy swoich Borowskich. Spałem sobie spokojnie, aż do nocnego spacerku. Potem od razu na szlafroczek i spałem jak zabity, aż do rana, kiedy to zostałem zmuszony do spacerku. To byłoby na tyle z tego strasznego i samotnego weekendu. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz