czwartek, 30 kwietnia 2015

Wielkie coś

W środę od rana jakoś tak czas się zatrzymał a atmosfera była bardzo wyczekująca. Po wcześniejszym wstaniu bardzo szybko zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy do LaBuni aby bardzo szybko odwieź Panią. Nie miałem pojęcia dlaczego to wszystko tak szybo się dzieje.
Podjechaliśmy pod domek i bardzo długo kręciliśmy się po okolicy. Chodziliśmy w tą i w tamtą nie oddalając się za bardzo od zaparkowanej LaBuni.
ech czemu tak chodzimy bez celu?
już tu byliśmy trzy razy!

Raz po raz odwiedzaliśmy te same miejsca i powoli stawało się to bardzo nużące i zupełnie bez sensu. Już dawno załatwiłem wszystkie swoje sprawy i już od dawna chciałem iść do domku, zważywszy, że w cieniu i jak zawiało to było przeraźliwie zimno. Spacerowaliśmy tak chyba ze 405463 godzin i nagle w te pędy udaliśmy się pod autko. Tam od razu zostałem w nim zamknięty a Pan otrzymał od innego Pana wielkie pudło - takie szare i po chwili zabrał to ze sobą do domku. Wrócił i pojechaliśmy odwiedzić szybko Panią, wysłać listy i do domku.
O dziwo w domku było pusto i nigdzie nie było widać tego pudła. Zaczynałem się zastanawiać, czy to przypadkiem mi się nie przyśniło. Na całe nieszczęście nie mogłem wszędzie sprawdzić, bo sypialnia była zamknięta. Przez to wszystko miałem wielkie problemy aby zasnąć, bo ciągle myślałem i myślałem.
no gdzie to jest?

Długo musiałem czekać na sen, bo w zasadzie popołudniu dopiero zasnąłem i w zasadzie na krótko, bo Pan skończył coś grzebać w komputerze i go sprzątnął. Odwiedziliśmy Panią ponownie, gdzie zostawiliśmy pudło. Chwile tam poczekałem w autku i znowu wróciliśmy do domku i tym razem zasnąłem na dobre. Nie interesowałem się niczym tylko w końcu zmęczony poszedłem spać!
Nie zdarzyłem się jednak wyspać, bo udawaliśmy się po Panią. Opornie i półprzytomny zgramoliłem się z pontonu i ruszyłem za Panem jak cień. Panią spotkaliśmy jak zwykle w pół drogi. Wracając udaliśmy się do sklepu. Ja z Panem chwilę poczekałem przed sklepem robiąc małe kółeczka. Po takim poranku miałem już doświadczenie i takie kręcenie się nie wywoływało u mnie odrazy lub znużenia. 
W domku podczas szykowania obiadku i przebierania się w domowe ciuszki odkryłem prawdę. Wielkie pudło naprawdę istniało i mieliśmy je w domku w naszej sypialni na naszym łóżeczku. Oczywiście panował całkowity zakaz zbliżania się do pudełka i niemal natychmiast zostaliśmy wyproszeni z sypialni - nawet Fuksja!
ciekawie gdzie teraz Borowscy będą spali

Przed wieczorem w końcu oddałem się w pełni błogiemu spaniu. Fuksja tymczasem jak to kobieta zabrała się za pomoc Pani w rozliczaniu rachunków. Ech w zasadzie to małą pociągały samie pieniądze i szelest rachunków. Za jednym i drugim może pobiec na drugi koniec świata. Fuksja rozliczała pieniążki na stole a w końcu zmęczona położyła się spać. Zupełnie tak jak ja!
jeden dla mnie

drugi dla mnie

Do wieczorka odbył się jeden spacerek, który miał być bardzo znamienity i bardzo długi, ale niestety przez moją głupotę skończył się dość szybko i co najgorsze w kagańcu. Tak nagle ni z gruchy ni z pietruchy zacząłem skakać po Panu i go podgryzać, za co po długiej i męczące bójce na moją paszczę trafił kaganiec. Pan zachowywał wyjątkowy spokój tylko ja panicznie chowałem głowę ale było to bardzo trudne na krótkiej smyczy. Pan miał dwie ręce, bo smycz przyciskał kolanem. Tak na trawce nieopodal drogi walczyliśmy kilka długich minut. No i spacer się chwilę później skończył. Całe szczęście, że zdążyłem się załatwić. Do końca dnia było już spokojniej, nawet po zdjęciu kagańca. Przed samym snem Borowscy zafoliowali pudło i wynieśli na balkon. Ledwo się tam na szerokość zmieściła. Łóżko było wolne więc położyliśmy się spać a ja ciągle zastanawiałem się, po co nam to pudło. Do ugryzienia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz