czwartek, 16 kwietnia 2015

Przeprowadzka

Gdy skończyliśmy śniadanko to Pan chciał mnie zabrać ze sobą abym pomógł mu znosić pudła do autka, ale ja jak zwykle uciekałem przed szelkami. Ot taki mój poranny zwyczaj. Pan więc mnie zostawił z Panią i sobie poszedł. Początkowe zdziwienie przerodziło się w strach i piszczenie, które udało się trochę opanować przy szykującej się Pani. W końcu po zniesieniu niemal wszystkich pudełek, poszliśmy całą naszą paczką (bez Fuksji) do autka. Zostawiliśmy Panią wraz z pudłami i  pojechaliśmy na malutki spacerek po "Skałce" Zawsze lubię tam spacerować, bo tam można spotkać wesołych ludzi a co najważniejsze można napić się dużej ilości wody w nieograniczonej ilości - oczywiście w razie potrzeby. 
nowe zapaszki
Zrobiliśmy ze dwa kółeczka wokoło jeziorka. Pogoda była przyjemna. Nie za gorąco nie za zimno, ot takie idealne połączenie temperatury i wiatru, jedynie mogło by troszkę bardziej świecić słoneczko. W każdym razie spacerowaliśmy podziwiając okoliczności przyrody zwłaszcza pojawiające się na drzewach liście i wygrzewające się nad wodą kaczki. Wszystko ładnie się układało a do tego co chwila mijaliśmy uśmiechniętych ludzi i wesołe pieski. Pod koniec spacerowania napiłem się troszeczkę wody i szczęśliwie załadowałem się z pomocą Pana do autka.
ale smaczna ta woda

W domku była chwila na wyczesywanie i sprzątanie, ale przede wszystkim był czas na spanie i leniuchowanie. Nie bawiłem się w szukanie miejsca i od razu uwaliłem się na foteliku. Fuksja początkowo uciekająca od odkrzacza w końcu znalazła miejsce na spokojny sen w swoim drapaku.
Fuksja szykuje się do drzemki

To błogie szczęście trwało dość długo, w kocu jednak musiało się skończyć. Po lekkim przygotowaniu obiadku ruszyliśmy na spacerek do lasu. Pan zamiast zwyczajowego sznura zabrał ze sobą nowe latające kółeczko. Niestety nie miałem ochoty na bieganie za nim ale za to z miłą chęcią buszowałem w leśnej kniei. Słoneczko dość ochoczo wychodziło zza chmur i mogłem chwile pozować do zdjęć.
no weź nie rób mi zdjęć

oj a co tam jest?!

jeszcze przy polu

poza - daj spokój!

Spacerek się bardzo przedłużył i byłem już bardzo zmęczony, ale dziarsko dreptałem za Panem. Ten chodził i robił zdjęcia otaczającej nas przyrodzie i chyba troszkę ptaszkom. W zasadzie moje zmęczenie nie wynikało z jakiegoś wielkiego dystansu, który przeszliśmy, ale po prostu z braku kondycji po zimie. Powolutku ja jednak odzyskuje bo powolutku nasze spacerki się wydłużają. Chodzimy coraz więcej co bardzo mnie cieszy. 
mam już dość

No dobrze, ale wracajmy do spacerku, bo okazało się, że poszliśmy po Panią. Odebraliśmy ją i z pełnym uśmiechem ruszyliśmy do domku coś zjeść. W drodze zainteresowałem się kółeczkiem, które do tej pory w ręku dzierżył Pan. Postanowiłem go w tym wyręczyć i przejąłem to ciężkie brzemię z jego barków. Sam wniosłem fresbiee do domku. 
ja i moje fresbiee

W zasadzie to reszta dnia zleciała na gryzieniu owego kułeczka, które okazało się wyjątkowo miłe dla moich ząbków. Do ugryzienia!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz