sobota, 25 kwietnia 2015

Truskawkowy piątek

Nastał słoneczny piątek, piątunio. Obudziło nas słońce i pełni energii ruszyliśmy stawiać czoło codzienności. Zjadłem śniadanko i chwilę później pomagałem jeść Borowskim i w zasadzie trochę ich poganiałem. W końcu się udało i zebraliśmy się szybciutko na dół. Ledwo zdążyłem obniżyć poziom w zbiorniczku i już siedziałem w autku. Krótka droga zakończyła się moim wyczekiwaniem w autku. Oczywiście się zdrzemnąłem.
W końcu wrócił, obudził mnie i pojechaliśmy lekko okrężną droga do domku. Tam nie minęła nawet minutka a już byliśmy na spacerku. Przeszliśmy się na malutki spacerek, który przeistoczył się w swobodne bieganie. Smycz poszła w zapomnienie a ja obwąchiwałem trawkę i krzaczki gdzie tylko chciałem. Zrobiliśmy malutkie kółeczko do lasku i z powrotem do domku. Blisko cywilizacji byłem już na smyczy i szczęśliwy acz na uwięzi wróciłem do domku.
tak wyglądają spacerki

biegnę, poczekaj

Cała moja pozytywna energia i siły i w ogóle moc oraz motywacja zniknęły po przekroczeniu progu mieszkanka. Wszystko gdzie uciekło i zakanapowałem. W czasie gdy nie ma Pani to Pan mi pozwala na niej leżeć, a potem zawsze musi ją odkurzać i prać. W zasadzie to dzięki mnie ta kanapa jest taka czysta. Miło jest myśleć o sobie jak o sprawcy porządku i czystości w domku.
no już zasypiam

śpię

co już wstajemy?

No i musiałem wstać bo w zasadzie sporo czasu już miałem na to spanie. Po wypraniu kanapy i chwili zabawy z Fuksją oraz zrobieniu jakiś innych dziwnych rzeczy związanych z obiadkiem udaliśmy się po Panią. Podoba mi się takie chodzenie po Panią w taką ładną pogodę bo dajemy LaBuni odpoczywać i przy okazji dbamy o kondycje i oddychamy "świeżym" śląskim powietrzem. Panią spotkaliśmy w pół drogi i znowu łąkami wróciliśmy do domku. Spacerowaliśmy sobie w słoneczku i w wielkiej przyjemności mimo, że byłem ciągle na smyczy. 
w świetle słońca, wśród drzewek

trochę w cieniu

Bardzo lubię spacerować ze swoimi Borowskimi, brakowało mi jedynie Fuksji no ale nie można mieć wszystkiego od razu. W każdym razie dość szybko wróciliśmy do domku gdzie skończyliśmy szykować obiadek. Obiadek czyli domowej roboty hamburgery. Pachniały wyśmienicie i smakowicie choć mięsko trochę się nie udało tak jak trzeba. No, ale kolejne pewnie będą lepsze, w końcu praktyka czyni mistrza. Troszkę udało mi się spróbować tej nowoczesnej kuchni, choć zdecydowanie bardziej wolę tradycyjną. Po obiadku przyszedł czas na deserek. Przy robieniu truskawek ze śmietaną i cukrem czułem się jak w niebie.  Najpierw wyczyściłem resztę śmietany z kubeczka a potem zjadłem trochę gotowych truskawek. Było to wyśmienite i bardzo żałowałem, że tylko tyle miałem. Ledwo co na dnie było, ale dla takich chwil warto pomagać w kuchni. Do ugryzienia!
no dawaj tą śmietanę!

ale pyszne te truskawki!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz