piątek, 1 maja 2015

Lokomotywowo

Czwartek rano. Wstaliśmy i rozpoczęliśmy dzionek. Niby wszystko normalni. Jemy idziemy do autka i w końcu jedziemy. Żegnamy się cieplutko z Panią i w drogę. Trochę długa droga w końcu się skończyła pod remontowanym mieszkankiem z kafelkami. Z wielkim trudem wygramoliłem się z auta i gdy nie to, że fizjologia wzywała to został bym w autku bo było bardzo wygodnie.
Oczywiście drogę miedzy zostawioną na parkingu LaBunią a remontowanym mieszkaniem pokonałem niemal w pełnym galopie, niczym husarskie konie podczas szarży na pozycje wojsk Kary Mustafy w trakcie odsieczy wiedeńskiej z  1683 roku. Trochę hamował mnie Pan, ale w końcu dotarłem i dopadłem do miski z woda. W zasadzie nie chciało mi się pić, ale picie wody w tym mieszkanku jest tradycją, a tradycja rzecz święta.
Po wypiciu zabrałem się za inspekcje z postępu prac. W kuchni wisiały już górne szafki, ale bez frontów. Ogólnie to wszystko szło do przodu, ale powolutku. Ciągle coś trzeba poprawiać, coś przerabiać. Po prostu jakoś tak z wolna idzie, ale do przodu. Na szczęście ostatnio udało się zamówić drzwi, które zapewne niedługo trafią na swoje miejsce. Potem coś tam ludzie robili i w końcu poszedłem na spacerek, szybki spacerek po okolicy. Poszliśmy na stragany po truskawki.
inspekcja!

Spacerek był dość przyjemny i dość szybki a najważniejsze było to, ze mogłem spokojnie załatwić wszystkie swoje psie sprawy wysłuchując przy tym zachwytów ze strony mijających nas ludzi. 
bujne trawsko!

Po zakupie wróciliśmy do do miejsca startu po drodze spotykając gospodarza czyli Pana z fajką, Ja się położyłem, a człowieki zaczęli zajmować się jakimiś dziwnymi rzeczami. W końcu ja zostałem z gospodynią a reszta wyniosła starą kuchenkę. Dość długo ich nie było i okazało się, że ta wylądowała w bagażniku LaBumi, bo w fordziaku się nigdzie nie zmieściła.
Kuchenkę trzeba było dostarczyć daleko, daleko do Górek Śląskich. My mieliśmy ograniczony czas więc szybko się zebraliśmy do autka. Ja zająłem miejsce pasażera z przodu i ruszyliśmy w drogę. Muzyczka leciała z głośniczków, szyba była otwarta  a więc z wielką przyjemnością cieszyłem się widokami czując wiatr w uszach. Raz jechaliśmy szybciej, raz wolniej ale w końcu położyłem się spać na fotelu. Nawet nie wiedziałem kiedy dojechaliśmy. Obudziłem się dopiero gdy Pan wysiadał. Ja przez okienko od razu niemal wyskoczyłem. I głośno witałem się ze znajomymi, ale dawno nie wdzianymi ludźmi. Pan tymczasem wynosił kuchenkę i wszystkie jej rzeczy. Nie wiem po co tutaj ta nasza stara kuchenka, ale wnikać nie miałem zamiaru. Ludzie mnie głaskali i w końcu się pożegnaliśmy. Nie byliśmy tam dłużej jak 10 minut i już musieliśmy wracać.
Jadąc do domku naszym oczom ukazał się znak kierujący na zabytkową stacje kolei wąskotorowej. Mimo braku czasu nie mogliśmy nie skorzystać z zaproszenia i pojechaliśmy. Niepewnie zaparkowaliśmy, bo wszędzie byli robotnicy. Podeszliśmy do kasy, gdzie zapytaliśmy się miłej Pani, czy można wejść z psiakiem. Zaaferowana Pani oznajmiła, że w zasadzie nie można, bo tutaj mają półdzikiego pieska kolejowego. Chwilę później zawitał do nas więc się przywitaliśmy i mimo iż wydawał się bardzo przyjacielski to został zamknięty w pomieszczeniu kasowym. My z Panem z uśmiechem ruszyliśmy na zwiedzanie terenu pełnego różnych lokomotyw i wagonów w różnym stanie technicznym. Od muzealnego zabytku po stertę metalu. Spotkaliśmy kilku miłych pracowników obsługi, którzy byli zachwyceni moją psiowatością. Pogoda była piękna taka spacerowa. My mogliśmy chodzić między "eksponatami" a niektóre z nich jeżdżą inne raczej nie. Podziwiałem to wszystko z zachwytem i wielkim szacunkiem dla ludzi którzy dbają o całą infrastrukturę. Bo muszę Wam powiedzieć, że ta stacja jest czynna i wozi pasażerów między na pozostałości po wspaniałej linii kolei wąskotorowej, która kiedyś łączyła Bytom z Rybnikiem. W każdym razie bardzo cieszyłem się, że każdy wagon można było obwąchać i po dotykać. Nie zdecydowaliśmy się na wchodzenie do sodka, bo jakoś tak wydawało nam się to nie na miejscu. Trochę szkoda, że byłem na smyczy, bo nie mogłem sobie swobodnie pobiegać, ale z drugiej strony mogło by to okazać się trochę niebezpieczne.
o jacie, ale pociągów

ale te tory takie wąskie 

wagoniki na zielonej trawce

troszkę popsuty

jestem pociągiem

ale się zmęczyłem

wąskie tory - to sąd nazwa kolej wąskotorowa?

kontempluje nad widokiem techniki

a co to za koło

powoli wracamy

a kuku 

trzeba by wymienić regulator!

No pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę do domku. Na siedzeniu pasażera sobie spałem, bo w zasadzie to byłem już trochę zmęczony. Odwiedziliśmy jeszcze dwa sklepiki. Pod pierwszym dość długo Pana nie było a ja czekałem przy autku przypięty do niego. Początkowo trochę głośno szczekałem, ale w końcu się uspokoiłem a w zamian za to dostałem kawałeczek bagietki. W drugim sklepiku byliśmy znacznie krócej więc czekałem w autku.  Jak dotarliśmy do domku to byłem padnięty, jak maratończyk, więc od razu położyłem się spać całkowicie ignorując zaczepki Fuksji.
idę spać!

Do końca dnia w zasadzie to jeszcze byliśmy po Panią i jeszcze raz na malutkich zakupach. W domku było już spokojnie. Przeżyłem jeszcze wieczorny spacerek i w zasadzie nic więcej się nie działo. W zasadzie to i dobrze, bo przecież atrakcji wystarczyło by na co najmniej tydzień. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz