sobota, 23 maja 2015

Dwa razy

Kto by przypuszczał, że Piątek będzie dniem kumulacji i radości. Nie chodzi mi niestety o kumulacje w totolotku, czy kumulacje jedzenia w moje misce. Tajemnica już zaraz się rozwiąże. Pogoda jak zwykle nie rozpieszczała nas. Ciągle oszczędza nam tego wiosennego słoneczka, przynajmniej ostatnimi czasy. Dobrze, że nie zawsze pada. Porannego słońca nie uświadczyłem już od dawna i od dawna nie chce mi się wstawać z rana. Gdyby nie zew natury i zew głodu to pewnie spałbym całymi dniami.
Całe szczęście, że zdecydowałem się na wstanie bo zaraz po załatwieniu wszystkich ważnych porannych spraw, pojechałem z Panem aby pokręcić się po skałce. Tam życie trochę już przyśpieszyło, tam widać już prawie lato. Wszędzie biegający ludzie i co najważniejsze, na wodzie już szaleli ludzie na desce ciągnięci przez linę. To się jakoś tak śmiesznie nazywa, ale niestety nie pamiętam nazwy. Ja tymczasem starałem się całą tą atmosferę chłonąć swoim nosem. Liczyłem, że dostanę trochę energii i mocy aby z jakąś większym entuzjazmem przeżywać kolejny dzień. Mimo wszytko ja nie zachowywałem się dynamicznie. Dostojnie dreptałem i obwąchiwałem wszystko co się dało. Przyśpieszałem tylko, gdy na horyzoncie pojawiał się jakiś piesio lub naszła mnie ochota na polowanie za gołębiem lub kaczką.

i gdzie ta piękna wiosna!?

tryb myśliwego - włączony!

W zasadzie to o ile mnie pamięć nie myli to zrobiliśmy trzy kółeczka przy każdym starając się uzupełnić ciągle opróżniający się zbiorniczek. Chodziłem szukałem i wąchałem aby zejść w najdogodniejszym miejscu. Oczywiście dzięki mojemu sprytowi i energii udało mi się to za każdym razem.
gdzieś tu jest woda, podobno!

Prawie na sam koniec porannego spaceru stało się coś bardzo strasznego. Prawie zostałem zabity. Zostałem zaatakowany i niemal obdarty ze skóry żywcem. Ech i znowu się zdenerwowałem. Gdy podchodziłem sobie do wody po ostatni łyk wody, przy okazji chciałem popodziwiać "kurki wodne" z młodymi. Niestety jedna z nich się zdenerwowała moją obecnością i z pełną szybkością pokonała dobre 10 metrów. Trwało to ułamek sekundy. Ptaszysko przez ten czas się nastroszyło i było co najmniej pięć razy większe. Agresor zatrzymał się na metr przede mną. Nie zwróciłem na niego uwagi, do czasu aż mnie nie ochlapał. No mówię wam traumatyczne przeżycie. Czas było wracać do domku aby odespać te wielkie stresy.
atak mordercy! 

eeee co to było tam przed chwilą?

W drodze do domku myślałem, że mogliśmy wezwać policje, to by zrobiła porządek i wlepiła "kurce wodnej" mandat za niebezpieczne i brawurowe pływanie. Na szczęście jak zwykle jestem oazą spokoju i w domku zabrałem się od razu za spanie.
Cud zdarzył się popołudniu. Pojechaliśmy niemal jak zwykle po Panią a potem na chwilkę do sklepu. No dobra na dłuższą chwilkę, ale ja spałem w autku, bo nie chciało mi się nigdzie chodzić. Gdy Borowscy wrócili do autka to już myślałem o jedzeniu i spaniu, ale czekała mnie wielka niespodzianka. Cała nasza trójka pojechała na skałkę aby pospacerować. Mało mi skarpetki z przednich łapek nie spadły i długo nie mogło to do mnie dotrzeć to co właśnie się dzieje. Gdy w końcu się z tą sytuacją oswoiłem to cieszyłem się całym spacerkiem a co najważniejsze uzupełniałem płyny. Wielka szkoda, że spacerek nie był zbyt długi, ale w zasadzie dobre i to.
piję

spacerek z Borowskimi

Gdy już wsiedliśmy do autka to bardzo szybko znaleźliśmy się w domku. Wielka szkoda, że nikt nie wnosi mnie na górę. Może kiedyś się doczekam, tymczasem sam musiałem się wdrapać i zabrać się za zabawę. Porządkowałem swoje zabawki a raczej wyciągałem je aby sprawdzić czy się jeszcze nadają. Podobno zrobiłem przy tym wielki bałagan, ale ja nic takiego nie zauważyłem. W każdym razie po tym wszystkim i po najdłuższej zabawie ze śmiejącą się łapką poszedłem spać, a chwilę później byłem już w sypialni. Nie wiem jak i nie wiem kiedy - jakiś autopilot chyba. Do ugryzienia!
zabawa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz