środa, 13 maja 2015

Kochłowicki spacer

Na blogu wielkie opóźnienie i wszystko idzie mi jak po grudzie z pisaniem. Jestem prawie tydzień w plecy, ale powolutku jakoś to próbuję nadgonić. No to tyle tytułem wstępu, przyszedł czas aby się pochwalić osiągnięciami. Na koniec drugiego dnia tygodnia miałem w łapkach (a Pan w nogach) ponad 83km. 
kilometry
Cały dzionek był bardzo wesoły i bardzo aktywny. Razem z Panem pojechaliśmy zwiedzać dawno niewidziane lasy nieopodal nas, nazywane Lasem Kochłowickim. Oczywiście to nie był jedyny spacer w tym dniu, ale w zasadzie najciekawszy i chyba najdłuższy. Pogoda była super i jadąc autkiem już nie mogłem się doczekać nowej przygody.
Nie myliłem się po wyjściu z autka od razu popędziliśmy w stronę drzew. Ścieżką przechadzaliśmy się miedzy konarami na których szczycie śpiewały ptaszki. Powietrze wypełniał cudowny aromat lasu.
o ktoś parkuje obok nas

W każdym razie zagłębiliśmy się w las a ja wszystko chłonąłem całym sobą. Latałem od drzewka do drzewa starając się zapamiętać wszystkie zapachy jakie udało mi się wywąchać. Chodziliśmy tak kilka dłuższych chwil, w zasadzie to bardzo długich chwil a jęzor miałem już niemal na ziemi, ze zmęczenia oczywiście.
o tak, w lasie fajnie jest

Na całe szczęście nie męczyłem się długo bo ledwo wyszliśmy z lasku to przed nami była polana pełna opalających się ludzi a zaraz za nią jeziorko z pyszną i zimną wodą za którą od razu się zabrałem. Całe szczęście, że Pan mnie nie ciągnął bo zabrał się za fotografowanie pszczółek. Gdy się opiłem to ruszyliśmy dalej ścieżką nad jeziorkiem. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy znowu postanowiłem się napić i byłem zmuszony już do szukania, bo dostęp był straszny.
piję wodę

tu się nie da napić a ja jestem zaplątany

Całą drogę przy jeziorku spędziłem na szukaniu dogodnego zejścia do wody aby jeszcze uzupełnić ilość płynu. Chodziliśmy od zejścia do zejścia, ale wszystko było albo za wysoko albo za bardzo zarośnięte aby się dostać do wody. Byłem już trochę zrezygnowany i już chciałem się poddać i iść jak najdalej od tego jeziorka aby nie kusiło mnie wodą, gdy udało się. Ostatnie zejście jakie postanowiliśmy odwiedzić było tym właściwym. Dostaliśmy się do wody, znaczy ja się dostałem i piłem. Oczywiście ciągle zachowywałem czujność w obawie, że znowu dzięki pomocy "sił wyższych" zostanę wepchnięty do wody a raczej sam do niej wpadnę!
tu dosięgnę!

widzę, czy coś kombinujesz!

pyszna woda

Dalej poszło już o wiele szybciej. Okrążaliśmy jeziorko w zasadzie kierując się do autka, po drodze w lesie pobawiłem się trochę sznurem, który zazwyczaj Pan taszczy na nasze spacerki. Zabawa z nim jest bardzo odprężająca i pozwala mi odwrócić uwagę od dokuczania Panu podczas spacerków.
ja i sznur

Tuż przed odejściem od jeziorka i powrotem do autka postanowiłem jeszcze zakosztować wody z drugiego końca jeziorka. Pomimo znacznej odległości od poprzednich "ujęć" smak pozostał bez zmian. Pyszny i świeży. 
taki sam smak sprawdziłem!

Po wdrapaniu się ostatkiem sił do autka udałem wróciłem do domku tylko po to aby położyć się spać. Po przywitaniu się z Fuksja ułożyłem się spać wygodnie na kanapie. Oczywiście rozszalała Fuksja dołączyła do mnie i zaraz razem usnęliśmy. Jednak coś nam nie pasowało i już po chwili oboje leżeliśmy wtuleni w siebie jak nigdy wcześniej - na podłodze opatuleni promieniami słońca. Do ugryzienia!
śpię, a Fuksja zasypia

śpimy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz