poniedziałek, 25 maja 2015

Wybory - II tura

Niedziela była dniem ważnych decyzji. Niestety ja jako zwierz na czterech łapach nie mogłem ich podejmować, choć dotyczyły również i mnie i mojej przyszłości. No nic od rana przekonywałem Borowskich aby mnie puścili i pozwolili zagłosować. Nie docierało do mnie, że nie mam dowodu i takie tam. Ech no to postanowiłem ich przekonywać do głosowania na tego kandydata, który obieca zająć się darmowymi miskami dla wszystkich piesków oraz załatwi ładną pogodę na zawsze.
Niestety szybko zostałem sprowadzony na ziemie, bo żaden z dwóch pozostałych kandydatów na Prezydenta Polski nie zajął się kluczowymi dla mnie sprawami. W zasadzie to trochę odechciało mi się jechać na wybory a już na pewno było mi obojętne na kogo oddadzą swój głos. 
No, ale początek dnia był bardzo leniwy i bardzo powolny. Co prawda jakaś tam pogoda była, ale nic rewelacyjnego. Mogę powiedzieć jedno, że słońce na pewno nas nie obudziło. Ja spałem twardo aż do czasu gdy Pan mnie wyciągnął na spacerek. Tymczasem kot wciskał się wszędzie gdzie mógł, a to spał pod ręką Pana ideale się rozpychając. Gdy już się wsypała, to postanowiła pomęczyć Panią aby cyckać jej palec. Dobrze, że robi to po cichu i mnie nie budzi.
Fuksja wpasowana!

dawaj palucha Pancia!!

śpię

Aby Borowscy mogli zagłosować to musieliśmy pojechać do Gliwic a więc w okolice domku Freda i mieszkania z kafelkami. Tak wiec zapakowaliśmy też kotka do transportera i bardzo szybko dojechaliśmy w LaBuni na miejsce. Najpierw poszła zagłosować Pani. Pan ze mną poczekał pod lokalem wyborczym. Do samego końca nawoływałem Panią aby dobrze zagłosowała, aby nie zmarnowała swojego głosu. Trochę się o nią martwiłem i chciałem sprawdzać co i jak. Czy jej się nic nie stało.
zbieramy się?

idziemy na wybory!
pójdę sprawdzić czy jeszcze żyje!

o już idzie!!!!

Potem po szybkim spacerku zagłosował Pan w swoim lokalu wyborczym. Nie pytajcie mnie dla czego nie głosują razem, bo nie wiem. W każdym razie tam zostałem z Panią. Pan na szczęście bardzo szybko się uwinął. Cali i zdrowi w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku obywatelskiego wróciliśmy do autka po Fuksje i poszliśmy do domku z kafelkami!
co tak szybko?

Tam razem z Fuksją szaleliśmy po mieszkanku. Chodziliśmy zwiedzaliśmy a przede wszystkim podziwialiśmy ukończoną kuchnie i prawie gotowy stół, na którym człowieki jedli pysznie pachnący obiadek. Miałem okazje wyczyścić po nim talerze i jeszcze jakieś inne resztki. Spróbowałem, było tego mało niestety. Choć z drugiej strony dobrze, że było mało bo na pewno nie będę po tym cierpiał z przejedzenia. Posiedzieliśmy tam troszkę i w zasadzie ja trochę popiszczałem co nakłoniło Borowskich do szybkiego opuszczenia tego domku. To wszystko przez te wielkie ilości smacznej wody z pojemniczka w prysznicu.
Pożegnaliśmy się ciepło ze wszystkimi i ruszyliśmy do autka. Na szczęście przejechaliśmy tylko kawałeczek i zatrzymaliśmy się pod domkiem Freda. Od razu wiedziałem, że zjem pełną miskę żarcia, więc się śpieszyłem niczym strażak do pożaru. W zasadzie jak by pomyśleć to był pożar głodu w moim żołądeczku.
idziemy do autka

U Freda dopadłem do miseczek i je opróżniłem. W domku był też Franek, który od czasu do czasu kłócił się z Fredem. Ja się od czasu do czasu do nich dołączałem, ale nie szczekałem a starałem się załagodzić sytuacje. Fuksja natomiast ukryła się swoim ulubionym miejscu, czyli domku Milki. Ta ostatnia była trochę niepocieszona z tego faktu, ale dzięki mnie Fuksja mogła się trochę bawić i nikt jej nie zaczepiał
tylko tyle w misce

U Freda posiedzieliśmy trochę, nawet zjadłem jeszcze jedną miskę makaronu. W zasadzie wiem, że nie powinienem, ale skoro opiekunka Freda daje to przecież nie wypada odmówić. Wiedziałem, że potem będę cierpiał, ale co tam raz się żyje.
Do domku w końcu dojechaliśmy i odespałem te głosowe i  jedzeniowe emocje. Całe szczęście, że Pan postanowił się ze mną przejść abym trochę rozchodził pełny brzuszek. Tak wiec jeszcze nim się ściemniło, to odbyłem z Panem bardzo długi spacerek. W zasadzie było to na pewno z 8 kilometrów. Odwiedziliśmy sąsiednie miasto. Spotkałem kilka piesków z czego większość po przeciwnej stronie ulicy, albo na rękach swoich opiekunów - ech przecież nie jestem aż tak straszny! W niektórych miejscach dawno nie byłem w innych nie byłem wcale. Ogólnie wycieczka była super i bardzo mi potrzebna.
e niedaleko nas a już tak ładnie pachnie

a co to za zapaszki?

Dzięki temu spacerkowi miałem sposobność do bardzo twardego snu. Byłem tak zmęczony, że nawet nie wiedziałem kiedy się dzień skończył i przenosiłem się sypialni. Ostatnie co pamiętam to jak z mokrym pyszczkiem zasypiałem na foteliku. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz