poniedziałek, 27 lipca 2015

Mokro

Po sobotniej wyżerce miałem jedynie ochotę spać, spać jak najdłużej. Mój pontonik taki idealny a ja nie miałem ochoty wstawać i ruszać się w ogóle. Tak więc starałem się leżeć jak najdłużej. Miałem nadzieję, że Pan nie będzie wstawał aby odsunąć jak najdalej wyjście na spacer. Niestety iść trzeba było w końcu. Na szczęście na krótkim spacerku załatwiłem wszystkie ważne rzeczy i wróciłem do domku, aby pospać w salonie zaraz po tym jak żebrałem przy śniadanku Borowskich.
dziś nie wstajemy!
Niestety wraz z upływem czasu spędzonego na spaniu i leżeniu dotarło do mnie, że jednak na spacerku nie opróżniłem do końca swojego zbiorniczka. Problem ten stał się bardzo palący a wychodzić na dworek już nie chciałem. Uknułem więc genialny plan (tak mi się wydawało). Fuksja spała w sypialni na łóżeczku bo jej wolno. Postanowiłem więc udać się do niej na łóżeczko pod pozorem zabawy. Tam chwilę posiedziałem i szybciutko wróciłem do siebie aby kontynuować swój sen. Plan się udał w 100%. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to co się stało, nikt nie poznał, że w sypialni właśnie się zrealizował przekręt stulecia. Do czasu aż Borowski poszedł coś tam sprawdzić. No i się zaczęło. Pan szybko znalazł mokra plamę, która przesiąkła przez dwie kołdry, prześcieradło i nieprzemakalną ochronę materaca i sam materac. No po prostu masakra jakaś. Nie spodziewałem się, że mam taką potężną moc.  Jeszcze była chwila nadziei, że nie oberwie mi się za to. Początkowo wina kierowała się w stronę kota, W duchu się trochę cieszyłem, ale po wizji lokalnej wszystko wyszło na jaw. Jeszcze puki tam nie wchodziłem to udawałem, że to nie moja sprawka, ale gdy tylko zostałem tam siłą wepchnięty to po moim zachowaniu i minie od razu było jasne kto odpowiada za ten biblijny potop w łóżeczku. Oj Pan i Pani nie byli, źli byli zawiedzeni moim zachowaniem. Wszystko poszło do prania. Pralka musiała pracować przez trzy cykle a ja z Borowskim musiałem prac materac. Całe szczęście, że mamy tak magiczne urządzenie jak parownica. Pranie co prawda rozciągnęła się w czasie na pół dnia, ale nie użyliśmy ani grama środka chemicznego. Po trzech parowaniach nie było śladu po plamie. No może tam jakieś mgliste wspomnienie, ale ogólnie to nic wielkiego nie zostało, tylko trochę wstydu, a w zasadzie wiele wstydu.
malutka plamka

Do końca dnia Borowscy byli na mnie bardzo obrażeni. Spacerki były raczej dość spokojne, ale męczące. Pan zachowywał się jakoś tak ozięble, ale ogólnie było jakoś tak znośnie. Dobrze, że pogoda dopisywała i było ciepło. Zmęczony pod wieczór marzyłem aby ten dzień się skończył i aby nastało jutro, w którym nikt już nic nie będzie pamiętać. W końcu świt kasuje wszystkie złe emocje. Do ugryzienia!
na spacerku

wśród traw

idziemy łąkami

na chodniku fajnie jest

zmęczony wracam do domku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz