wtorek, 7 lipca 2015

Kolejny raz

Rano nie oszczędzaliśmy się, nie czekaliśmy na nic, tylko szybciutko z samego rana zebraliśmy się z łóżeczek i rozpoczęliśmy nowy dzionek. Szybko zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy w drogę, ale to nie było takie normalne ruszanie. Tym razem z nami ruszyła Fuksja. W końcu przecież musieliśmy pojechać do Weta. Najpierw pojechaliśmy jednak do pracy Pańci. Fuksja poszła z Panią a ja z Panem na spacerek. 
Szybko pozałatwialiśmy co trzeba było załatwić. Ja rozprostowałem kości idąc po zapomniane przez Borowskich książeczki zdrowia a w zasadzie książeczkę zdrowia Fuksji. Po powrocie niemal natychmiast wsiedliśmy do autka i w drogę. Pojechaliśmy do weta. Tam jak potwierdza się reguła najlepiej być z samego rana. Praktycznie nie było kolejki i musieliśmy poczekać tylko aż wyjdzie aktualnie obsługiwany pacjent. 
czekamy u weta

Fuksja była trochę zestresowana więc Borowscy postanowili przygotować ją już na wizytę. Po pierwsze zdjęli jej kubraczek aby się przewietrzył a po drugie mogła sobie swobodnie pochodzić obok transporterka. Nie oddalała się bo bardziej interesowało ją mycie. No a ja tymczasem wąchałem całą podłogę aby wykryć ewentualne niebezpieczeństwo nim się pojawi - pilnowałem małej. Chwilę później pojawiły się kotek i piesek, które przyszył ze swoimi opiekunami. Ja się witałem z daleka a Fuksja syczała na przybyłego kotka. 
rozluźniona Fuksja

W końcu z gabinetu wyszedł pacjent, którym okazał się być malutki, czarny koteczek. Nie było jednak czasu na dokładne zaprzyjaźnienie się, bo już musieliśmy wchodzić do środka. Tam nasz miły wet. Oczywiście zaraz się ciepło przywitaliśmy. Fuksja wylądowała na stole operacyjnym i od razu bez zbędnych ceregieli została poddana badaniom. Wet bardzo miło jej tłumaczył co się będzie działo. Fuksja jednak nie słyszała, bo była zestresowana. Zaczęła się dla niej trauma. Najpierw badanie temperatury a potem znowu dwa zastrzyki. Oczywiście Fuksja była dzielna, ale widać było, że to jej się bardzo nie podoba. Pani ją przytrzymywała, a Pan starał się uspokoić głaskając. Jakoś to poszło, choć nie obyło się pazurków w ręku Pana. Ten jednak się tym nie przejął i rozumiał frustracje Fuksji.
zestresowana Fuksja

zdenerwowana Fuksja!

Chwilę później już było po. Pan Wet spojrzał również na moją rankę pooperacyjną i oznajmił, że wszystko jest ok. Przyszedł czas na powrót do domku i pojechaliśmy. Odstawiliśmy Panią i razem z Fuksją wróciliśmy do domku aby oddać się naszej pasji, czyli spaniu. Fuksja ciągle jednak była zła na tą wizytę u weta. No ale ona w ogóle jest jakaś taka bardzo na nie jeśli chodzi o weta.
wracajmy do domku!

i po co był ten wet?

Cały dzionek był dość ciepły, wręcz rzekłbym gorący. Jeden ze spacerków w okolicy powrotu Pani do domku był bardzo, ale to naprawdę bardzo gorący. Zmęczyłem się bardzo mocno, ale szczęśliwie Panią udało się odebrać. W domku szybko zasiedliśmy do obiadku i co najważniejsze poszliśmy spać. Jakże by mogło być inaczej? Prawda!
uf jak gorąco!

Przyjemnie zrobiło się dopiero wieczorkiem. Upał trochę zelżał i zrobiło się zdatnie do życia. Tak więc przyszedł czas na przyjemny spacerek. Wieczorna wyprawa po okolicznych łączkach była wielką przyjemnością i pozwoliła choć trochę się wyszaleć. Miałem wiele okazji do wąchania i do siłowania się z Panem - ach dobrze, że jest ten sznur.  Szliśmy sobie łąkami a w zasadzie wydeptanymi dróżkami miedzy nimi, ale wracaliśmy do domku już wzdłuż ulicy. Jako tak końcówka spaceru wywołuje u mnie sporo nerwów. Nie wiem jak to jest ale zaczynam wtedy dokuczać Panu. Podgryzam go w ręce, skacze i szczekam. No tak po prostu mam i to mimo tego, że bardzo staram się to ograniczyć. Prze to Pan się na mnie denerwuje i w takiej atmosferze wracamy do domku i potem do końca dnia jest na mnie obrażony.
no chodź

chodzę tędy co chwilę, ale i tak ładnie pachnie

ja ze sznurem!

W domku już długo nie siedzimy tylko ja uzupełniam płyny i po chwili już śpię. Następnie całkiem już nieświadomy udaję się do sypialni. Tam oczywiście moszczę sobie miejsce na swoim legowisku i śpię. Do ugryzienia!
ale jestem piękny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz