środa, 8 lipca 2015

Niefortunna decyzja

W domku od rana wszystko było jak należy i bardzo normalnie. Dzionek upalnie nas przywitał i po zjedzeniu śniadanka udaliśmy się do czekające na nas LaBuni. Odwieźliśmy Panią i udaliśmy się na szybki spacerek. Szybko spacerowaliśmy, bo słońce znowu pokazywało 100% swoich możliwości, jeśli nawet nie tysiąc a przed nami była jeszcze masa roboty. Musieliśmy pojechać na inspekcje do remontowanego mieszkanka. Droga jak zwykle zleciała mi szybko, ale nawet się nie zdrzemnąłem. Po dojechaniu na miejsce od razu rozprostowałem kości i malutki spacerek z autka do mieszkania bardzo dobrze wykorzystałem.
idziemy

W mieszkanku nie interesowałem się zbyt wiele niczym, tylko uzupełniłem szybko płyny w zbiorniczku i położyłem się spać. Nawet nie widziałem kiedy Pan wyszedł. Na szczęście dość szybko wrócił. Oczywiści go przywitałem i jeszcze chwile czasu spędziłem na leżeniu na chłodnych i pięknych kafelka. Nie za bardzo przysłuchiwałem się toczonej rozmowie, po prostu się relaksowałem.
o picie!

W końcu miło się pożegnałem i ruszyłem w drogę do domku, do Fuksji. Po drodze jeszcze nie omieszkaliśmy zawitać  do Pani. Chwilę czasu tam spędziliśmy, ale ostatecznie w końcu wróciliśmy do domku, gdzie czekała nasza Fuksja. Ja nie czekałem i od razu położyłem się spać na kanapie. Fuksja przez swój kubraczek jest wielkim tulasiem. Jak nie tuli się do Borowskich to zaczepia mnie. Na szczęście teraz interesowała się przede wszystkim pufa, która ostatnimi czasy zmieniła swoje miejsce ustawienia z sypialni na salon i służy za podstawkę pod komputer lub nogi. Aktualnie jednak zajmowała ją Fuksja i nie było siły aby jej się stamtąd pozbyć, zresztą nikt nawet nie próbował. Ja przecież miałem swoją kanapę a Pan cieszył się z takiego, że Fuksja jest obok niego. Kotka nie siedziała sobie od tak na na pufie. Ona po prostu szykowała się do spania, będąc ciągle obrażona na świat, za  swój kubraczek.
zdejmiesz mi?

jak nie to idę spać!

Do popołudnia wszystko było spokojne i nawet sprzątanie jakoś tak nam nie przeszkadzało za bardzo w relaksie. Ja już prawie nie noszę abażuru więc porządnie się wysypiam. Przyjemy chłodek w pokoju zapewniał chodzący wytrwale i pełną siła wentylator. Po co było to zmieniać?
Niestety po obiadku pożegnałem Fuksje i udaliśmy się LaBunią po Panią a potem w dalszą drogę. Pojechaliśmy na dobrze znany mi parking. To oznaczało tylko jedno, to oznaczało, że będziemy na spacerku. Jak tylko wysiedliśmy z autka od razu zrozumieliśmy, że spacer w takich warunkach był wielkim błędem. Słońce po prostu nie pozwalało o sobie zapomnieć i uśmiechało się do nas całą swoją pozytywną energią. Po kilkunastu krokach nasze plany spacerowe szybko uległy zmianie. Z wielkiej wyprawy połączonej z leżeniem na kocyku pozostało jedynie jedzenie lodów. Ja po kilku krokach byłem bardzo zmęczony, a do lodziarni był jeszcze kawał drogi. Na szczęście po drodze była fontanna pełna wody, zimnej wody. Pan wziął mnie za fraki i wsadził mnie do niej. Początkowo byłem bardzo zestresowany tym faktem, ale już po chwili chadzałem po niej jakby to była codzienność, jakbym zawsze to robił.
aaa nie wrzucaj mnie!!!!
a nie jednak jest tu super!

zostaję tu do jutra!

ale pyszna woda!

film z szaleństwa!

Gdy już byłem cały ochłodzony to postanowiłem wyjść. Borowscy nie wierzyli we mnie, że dam radę sam. Ja jedna dałem radę i pewnie wyskoczyłem. Wyskoczyłem jak młody zając szukający marchewek.
uwaga wychodzę!

Trochę ochłodzony wędrowałem z Borowskimi do celu naszej podróży. Całe szczęście chodziliśmy w cieniu a ja zostawiałem po sobie mokry ślad. Wszyscy mijający nas ludzie mieli wielką radochę ze mnie i tego, że wyglądałem jak przemoczony kurczak. Tuż przed samymi lodami pojawił się przy mnie wesoły brodaty piesek. Biegał bez smyczy, ale jego opiekunowie byli blisko i patrzyli co robi. W każdym razie chwilę poganialiśmy za sobą. Było to bardzo fajne doznanie, jednak piesio poleciał do swoich a ja podszedłem do Pani, która już kupowała lody. Były to trzy wspaniałe lody, z czego jeden z nich był mój, ten najmniejszy był mój. Mimo wszystko było to coś cudownego. Ten lód był chyba najsmaczniejszy na świecie. Oczywiście zamiast swojego lizać, to po prostu pochłaniałem go całym sobą. Moje uszy również jadły i zbierały mi mojego loda. Na szczęście jakoś mogłem to znieść. Pyszny śmietankowy lód szybko dokonał swojego żywota w moim brzuszku
ale pyszne lody!
ale smaczny 

co gdzieś się pobrudziłem?

Po zjedzeniu lodów przyszła pora by wracać do autka a potem do domku. Jakoś ta piesza droga zleciała nam bardzo szybko, podobnie zresztą jak jazda w autku. Mimo gorąca było bardzo przyjemnie bo wystawałem przez boczną szybę. Ostatnio Borowscy ustalili zasadę, że w upały jeżdżę na kanapie. W każdym razie moja mordka za szybą wywołała wiele uśmiechów na twarzach wyprzedzających nas kierowców. 
W końcu dotarliśmy do domku, a tam oczywiście poszliśmy spać niemal od razu poszliśmy spać. Obudziłem się tylko na spacerek. Fuksja oczywiście nie zapomniała o tym, że jest chora i unikała chodzenia jak ognia. Do jedzenia i toalety trzeba było ją zanieść. Ta to ma dobrze, czuje się jak królowa. Do ugryzienia!
miziaj mnie tu!

czemu przestałeś?

ja śpię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz