wtorek, 10 grudnia 2013

Dzień weta

Dziś po pobudce (którą nomen omen to ja zafundowałem otoczeniu) usłyszałem coś bardzo dziwnego, a mianowicie "dzień weta". Przez chwilę nawet się zastanawiałem, o co im chodzi, ale szybko mi minęło. W końcu udało mi się uwolnić z kojca. Mniejsza z tym, że uzupełnili zawartość misek - nie chcę tam wracać i już! Koniec kropka. I sikać też tam nie będę, ot co! Nie dam się.

W końcu udało im się mnie przekonać, że warto coś zjeść... choć zdecydowanie wolałbym to, co sami wszamali na śniadanie, ale cóż... nie chcieli się podzielić :(

Kiedy w końcu zjedli, to się dopiero zaczęło. Latali po całym domu, szczotkowali zęby, wciągali spodnie... a ja stałem i patrzyłem i... zupełnie nie wiedziałem, o co może im chodzić. Aż w końcu ponownie usłyszałem: dzień weta. Wówczas coś zaczęło mi świtać w głowie. Czy ja już kiedyś nie słyszałem takich słów? Czy wcześniej nie byłem u kogoś takiego? Może byłem... ale to musiało być WTEDY. A teraz jest TERAZ, no nie? A jednak, okazało się, że postanowili zabrać mnie z domu w LEKARZA.

Najpierw musiałem oczywiście przeżyć transport autem i odśnieżanie. Głośno było w tym aucie... strasznie. Na szczęście moja pani zauważyła, jak mnie to zdenerwowało i zabrała mnie na kolana. Tak to ja mogę podróżować moi drodzy. Jak król. Przejażdżka była jednak stosunkowo za krótka, a na koniec usłyszałem: "Furiat ty się nie przyzwyczajaj, jeszcze jedna, no może dwie wizyty i potem już tylko o własnych nogach będziesz tu przychodził". To oczywiście powiedział ON, mój pan. Miałem się nawet zacząć z nim sprzeczać, ale... nie będę strzępił języka na niego.


No, ale nie przedłużając. Zaprowadzili mnie do weta, a tamten... jak mnie nie zobaczył, taaak się zachwycił. Tak mi się przyglądał. Tak podziwiał... Przystojniak jestem, wiem :) Mam więc kolejne podbite serce na swoim koncie :)


Potem to już poszło ekspresowo. Badanie, oglądanie, opowiadanie, ważenie no i sen. Bo przecież każde miejsce jest dobre na krótką drzemkę.


Po wizycie u lekarza On nas tylko odwiózł do domu i odprowadził do drzwi. Cały dzień spędziłem więc z Nią - przyznam, nieco leniwie. Ciągle mówiła, że musi pracować. No więc na złość jej zrobiłem kilka kupek i zsiusiałem się - oczywiście nie tam, gdzie chciała. Teraz na szczęście wrócił już On. W końcu zacznie się coś dziać. Poniżej kilka fotek. Pozachwycajcie się :)

Tu jeszcze przed wejściem do weta, widzicie jaki zrozpaczony jestem?

Tutaj ON sprawdza, jak dużo mam skóry... no troszkę jej jest :)

...no i podziwia kolorowe pazurki...

Z panem doktorem :)

I już po wizycie :)

Wracamy do domu

Tu ukrywają moje jedzenie. Nie chcieli mi dać, więc zrobiłem tam kupkę. A co, raz się żyje :)

Ona pracuje, a ja co... zaczepiam oczywiście

Wyczerpany, w końcu padłem...

i zasnąłem... oczywiście w różnych pozycjach :)

4 komentarze: